#25: Telefon

468 56 105
                                    

Tęskniliście?

23.03.2018, środek nocy z czwartku na piątek

Porywacz trzasnął drzwiami aż zahuczało jej w głowie. Wybiegł z celi wzburzony, kontynuując rozmowę z mężczyzną o niskim głosie, którego chwilę wcześniej poprosiła o podwyżkę dla porywacza. Zastanawiała się, czy próbował uspokoić tajemniczego zleceniodawcę? Wytłumaczyć jej bezczelną prośbę? A może przeciwnie, pogrążał ją? Nie miała szans tego usłyszeć. Głos ginął w szumie deszczu bijącego zapamiętale o dach i okna, w wyciu wiatru i grzmotach, które raz po raz rozcinały niebo. Nie widziała błyskawic. W celi zawsze było ciemno, wydawało jej się, że okna były czymś zasłonięte, a ona miała na oczach opaskę. Pogrążona w mroku, próbowała odgadnąć, kim był jej rozmówca, domniemany zleceniodawca tego cyrku.

Dała sobie spokój z powtarzaniem w głowie tych kilku zdań. Były bez znaczenia. To poza słowami kryło się więcej sensu. Jeśli chciała się czegoś dowiedzieć o swoim położeniu, musiała odnaleźć znaczenie tego, co niewypowiedziane. Zaczęła kolejny raz odtwarzać w głowie rozmowę, tym razem koncentrując się na innych aspektach. Nie słyszała trzasków na linii, a głos był czysty, jakby mężczyzna stał tuż obok, czyli nie zasłaniał ust i nie korzystał z programów do obróbki mowy ani syntetyzatorów. Było jeszcze coś, co nie dawało jej spokoju. Jego akcent. Niektóre słowa wypowiadał sztywno, jakby naleciałości niemieckiego nie pozwalały inaczej, a jednocześnie zdania akcentował w sposób typowy dla wschodnich sąsiadów, śpiewnie i lekko. Te sprzeczne informacje nie miały sensu, ale dawały punkt zaczepienia. Gdyby usłyszała go znowu, rozpoznałaby głos. Wiedziała tylko jedno. Była pewna, że go nie znała. Czy on mógł znać ją? Nonsens! To wszystko było nieporozumieniem. Im szybciej to wyjaśnią, tym szybciej stąd wyjdzie lub ją zabiją.

Było jej niedobrze ze strachu. Czuła żółć podchodzącą do gardła. Nie mogła zwymiotować. Za bardzo się go bała. Na pewno by ją znów uderzył, potem głodził, znęcał się na tysiąc sposobów. Nie zrobiłby tego bezpośrednio po tym, jak zapaskudziłaby podłogę, ale chwilę później znalazłby pretekst. Zresztą nie musiał się uciekać do podstępów. Mógł zrobić wszystko, a mimo to jej nie skrzywdził. Złapała się kurczowo tej myśli i znów zapragnęła poczuć jego perfumy i... To było niedorzeczne. Bała się go, ale do tej pory była tylko ona i on, a teraz pojawił się tajemniczy mężczyzna w telefonie. Cały swój strach przekierowała w nowe i nieznane, a porywacza zaczynała traktować jako swojego jedynego sojusznika. Boże, żeby on wrócił i powiedział, że wszystko będzie dobrze, że to tylko...

Drgnęła, bo gwałtownie szarpnął klamką, wchodząc do środka. Zrobił krok i kopnął w materac z impetem. Głowa zsunęła jej się z bluzy. Skuliła się jeszcze mocniej. Musiała wyglądać jak pokraczna żaba.

Klęknął przy niej i bez słowa odrzucił kołdrę. Dotknął jej przegubów. Opaski spełniały swoją funkcję, nie miała szans się uwolnić.

— Co robisz? — Odważyła się odezwać.

— Zamknij się. Będziesz gadać, jak ci pozwolę.

Coś się zmieniło. Jego głos był zimny, odarty z emocji i pozbawiony krzty człowieczeństwa. Zrobiło jej się lodowato. Mimowolnie zaczęła drżeć. Dech zamarł w piersi. Poczuła, że się dusi ze strachu.

— Co ci odbiło?

Chociaż sytuacja napawała ją przerażeniem, nieco się uspokoiła rozumiejąc kontekst. Przyszedł zrobić jej reprymendę. Odchrząknęła i odpowiedziała cicho:

— Ktokolwiek to był, chciałam, żeby docenił twoją pracę. — Musiała dalej w to brnąć. — Czuję, że dla ciebie to nic osobistego.

— To bardzo szybko może stać się czymś osobistym, jeśli jeszcze raz zrobisz coś podobnego! Rozumiesz?

Syndrom [Teoria chaosu 1]Onde histórias criam vida. Descubra agora