15

3K 105 14
                                    

Wszedliśmy do środka. Mam coraz większe podejrzenia, że nie wyjdę stąd dobrowolnie. Dobra później o tym pomyślę, teraz trzeba porozmawiać jak chciał. Nie zdjęłam butów i wszedłam do salonu. Jakbym musiała uciekać to lepiej z butami na sobie niż bez. Chłopak usiadł obok mnie i zaczął mówić.

- Może zdejmiesz buty co?

- Nie dzięki. - odmówiłam.

- A do picia coś?

- Podziękuję.

- Jak chcesz. Dobra to może porozmawiajmy, wolę to mieć już za sobą.

- Jak wolisz. - powiedziałam bez większego entazjazmu.

- Dobra to może zacznę od tego, że nie chciałem cię wtedy zostawiać...

- Ale to zrobiłeś. - przerwałam mu.

- Proszę cię, nie przerywaj mi gdy mówię - nie odezwałam się już.

- Jak mówiłem, nie chciałem cię zostawiać. Kochałem cię nad życie i nadal tak jest. Gdy mi wtedy powiedziałaś o tym dziecku, załamałem się. Bałem się, ponieważ nie byłem gotowy na nie. Myślałem, że jak będę mieć co chwilę inną to o tobie zapomnę. Jednak nic mi to nie pomogło. Wiem, że cię zraniłem, dobrze o tym wiem, ale zrozum, że nie byłem gotowy na to. Nigdy o tobie nie zapomniałem. Kiedy już byłem przygotowany na to psychicznie, postanowiłem wrócić, by wychowywać z tobą tego malucha.

Siedziałam przez chwilę w ciszy. Nie zdawałam sobie sprawy, że taki był prawdziwy powód. A może to tylko wymówka? Ale po co miał, by kłamać skoro nie miałby z tego żadnej korzyści.

- Przecież razem mogliśmy przez to przejść. Myślisz, że mi nie było ciężko? Rodzice nie byli zadowoleni z dziecka, ale pomagali mi. Dzięki przyjaciołom jestem tu gdzie jestem. A ty odszedłeś i dopiero po czterech latach wracasz mi mówiąc, że chcesz wychować nasze dziecko? Nie chce mi się w to wierzyć.

- Ale to prawda. Chciałem wcześniej wrócić, ale kariera też mi na to nie pozwalała. Sukcesy, wyjazdy itd.

- Taa wiem, nie raz słyszałam o twoich sukcesach. - wywróciłam oczami.

- Chciałbym byś mi pozwoliła spędzać więcej czasu z dzieckiem. Chciałbym, by miał ojca. Będę się starać, naprawdę. Tylko proszę daj mi szanse.

Chwilę się zastanowiłam. Nie mogę mu zabronić kontaktu z dzieckiem, bo ma pełne prawo do niego jak ja. Więc skoro chce się spotykać z dzieckiem to nie mogę mu tego zabronić. Podjęłam decyzję. Może dobrą, a może złą, czas pokaże.

- No dobrze, dam ci tą szanse. - powiedziałam.

- Tak bardzo ci dziękuję - przytulił mnie mocno.

- Dobra dobra, starczy tego. - odsunęłam go od siebie.

- No to przejdźmy do dalszej rozmowy. O nas.

- A co tu więcej mówić? Po prostu będziemy się widywać jak będzie trzeba. Czas spotkań z dzieckiem jeszcze ustalimy. A my? Czy jest jeszcze dla nas szansa? Nie wiem. Czas pokaże. - powiedziałam obojętnie.

- No dobrze. - powiedział smutny.

- A kiedy zamierzasz mu powiedzieć, że to ja jestem jego ojcem? - kontynuował.

- Nie wiem, może lepiej jak najszybciej. Ale to nie teraz.

- Jak uważasz. I jeszcze jedna sprawa - powiedział.

- Jaka? - spojrzałam na niego podejrzliwie.

- Będziecie mieszkać od teraz ze mną, a pracę rzucisz, bo nie jest ci do niczego potrzebna. - powiedział pewny siebie.

- O nie nie nie. Mieszkać to ja wole w swojej okolicy, a pracę to ja swoją lubię i nie chce żyć na twój koszt, więc zapomnij.

- Skarbie, ale ty już nie masz tu nic do gadania. Będziecie tu mieszkać na mój koszt bez dyskusji.

- To wszystko?

- Tak, a co?

- To ja już pójdę. - wstałam i podeszłam do drzwi, ale zatrzymał mnie Jungkook, który chwycił mnie za rękę.

- Idziesz już skarbie? - uśmiechnął się zadziornie.

- Tak idę, jakiś problem masz?

- Tak mam problem i musisz mi pomóc. - powiedział i spojrzał na swoje spodnie.

- Nie będę ci w niczym pomagać, poszukaj sobie innej. Nie jedna będzie chciała ci pomóc to rozwiązać.

- Ale ja chce byś to ty go rozwiązała.

- A ja nie chce, pa - wyrwałam się i chciałam otworzyć drzwi, ale były zamknięte. Cholera.

- No chyba nie myślałaś, że pozwolę ci tak szybko wyjść kochanie. - zaśmiał się.

- A właśnie, że myślałam. Otwieraj te drzwi.

- Nie ma takiej opcji.

- Wkurwiasz mnie.

- Ale za to mnie kochasz skarbie.

- Nie kocha - nie dane mi było dokończyć, bo przerzucił mnie przez ramię i zaczął gdzieś prowadzić.

Po chwili byliśmy w wielkim salonie z kominkiem. Postawił mnie przy wielkiej kanapie, a kiedy już usiadł, posadził mnie na swoich kolanach. Próbowałam zejść, ale na marne. On tylko wzmocnił uścisk.

- Puść mnie.

- Nie mam zamiaru. Niegrzeczna jesteś.

- Kurwa! Jak mnie nie puścisz to ci wjebie.

- Zadziorna. Taka jak za starych czasów. - posadził mnie obok siebie i wtulił mocno przy okazji włączając jakiś film na telewizorze.

Oglądaliśmy tak z pół godziny. Myślałam, że kook śpi, więc powoli odsunęłam go od siebie, wyciągnęłam klucze z jego kieszeni po czym podeszłam do drzwi. Otworzyłam i po cichu udałam się pod bramę. No tak, przecież kazał ochroniarzowi mnie nie wypuszczać. Spróbuję przejść przez płot. Jest trochę wysoki, ale może dam sobie radę.
Zrobiłam rozpęd i udało mi się przeskoczyć. Szybko pobiegłam w stronę domu. Do pracy już mi się nie opłacało wracać. Najwyżej powiem, że źle się czułam.

Byłam właśnie pod domem, gdy zobaczyłam znajomą sylwetkę przed drzwiami. Skąd on się tu wziął?

- Jak ty tu się znalazłeś?!

Why don't you leave me alone?! ~Jeon JungkookWhere stories live. Discover now