17

1.1K 107 109
                                    

Zakochał się w Sanie. W tym człowieku, który go uprowadził. Jasne, uratował go i chronił, ale był chłopcem. Nie mógł, a jednocześnie kiedy o nim myślał czuł się jakby nic innego nie miało znaczenia. Goniła ich przeklęta mafia, stąpali im po piętach, a z opowieści Sana byli naprawdę niebezpieczni.
Ale to nie miało znaczenia bo był on. I leżąc wtedy obok niego na cienkim kocu, który przesiąkał wodą z ziemi czuł się jakby to wszystko nie miało znaczenia.

Jego życie było przecież takie zwyczajne, szare, zawsze go nie lubił. Teraz gdy poznał historię Sana zrozumiał, że wcale tak nie było. Miał dobre życie, szczęśliwe. Na tyle spokojne, że przejmował się głupotami j opłakiwanie dziewczyny z podstawówki.

Po co on w ogóle mu o niej mówił? Dziecinne. Spojrzał na jego twarz, która leżała zaledwie kilka centymetrów od niego. Miał bardzo długie rzęsy, nawet kobiece. Czy to dlatego mu się podobał?

Nie. San był bardzo ładny, właściwie był dla Wooyounga najładniejszą osobą na świecie, ale zakochał się nie tylko w tym. San miał piękną osobowość. Pod warstwą silnego mężczyzny kryła się delikatność i czułość. I Wooyoung teraz mógł to zauważyć. Powoli czasem się przed nim otwierał.

Wooyoung widział w nim po prostu więcej niż inni i co ważniejsze czuł, że robi to inaczej niż Seonghwa. On chciał się o niego troszczyć od dziecka natomiast Jung nie potrafił. Nie on był od troski, chciał zwyczajnie przy nim być.
Nawet nie liczył na odwzajemnienie tego platonicznego i dziecięcego uczucia. Jedyne czego chciał to być docenionym przez osobę, w której widział wszystko. Chciał być pochwalony, chciał być jak on. I postara się zrobić wszystko by stać się taki sam.

Obudził się zdezorientowany. Nie pamiętał żeby zasypiał. Wstał i przetarł oczy by rozejrzeć się po okolicy. Ku jego zdziwieniu nie był w ostatnim miejscu, które pamięta. Leżał na rozłożonym fotelu w samochodzie Sana. Miał wyschnięte usta i nieco kręciło mu się w głowie, ale i tak najbardziej intrygował go brak chłopca. Wyszedł z auta by zastać kompletną pustkę. Nigdzie nie było nawet śladu jego przyjaciela. Nie mógł panikować, na pewno gdzieś tu jest.

Obszedł trzy razy ich małe obozowisko, ale nie znalazł nic dziwnego. Poszedł nawet na skraj urwiska gdzie siedzieli, nie było tam niczego co wskazywałoby na jego obecność.
Zaczął się bardzo stresować, oddech mu przyspieszył, a serce dziwnie bolało. Co jeśli coś mu się stało? Co jeśli niczego nie pamięta bo go otruli, zostawili, a Sana zabrali?

- San!- Krzyknął cicho, ale gdy to nic nie dało nasilił głos krzycząc ze środka płuc.- San!

Głuche echo odbiło się od drzew.

Nie, to niemożliwe by jego myśli okazały się prawdziwe. Zaczął biec przed siebie gry tylko poczuł na twarzy łzy. Wszystko wydawało mu się tu obce, każde drzewo wyglądało tak samo, nawet nie pamiętał już którędy wrócić do samochodu. Przystanął by rozejrzeć się po okolicy, ale był pośrodku niczego.

- Sannie!- Płakał żałośnie obawiając się najgorszego. Jak mógł na to pozwolić? Jak mógł nie uważać!

Znowu ruszył do biegu, chciał odnaleźć drogę powrotną, ale nic z tego. Nagle poczuł uderzenie gorąca i dreszcze. San, San...
Biegł ile sił w nogach straciwszy już nadzieję gdy poczuł mocne uderzenie. Zatoczył się i prawie by upadł, ale ktoś go złapał. Uniósł wzrok w górę by zobaczyć zmieszanego Sana, który trzymał go w pasie.

- Wooyoung, co się stało? Jak ty wyglądasz?

- Ja- starał się złapać oddech by cokolwiek powiedzieć. Kamień spadł mu z serca gdy go zobaczył, jedyne na co miał siłę to bezwładne podtrzymywanie go przez Sana i ciężkie oddychanie.

- Youngie- bez zadawania zbędnych pytań uklęknął z chłopcem na kolanach dalej przytrzymując go by nie spadł całkiem na ziemię. Muskał palcami jego ciemne włosy.
Pierwszy raz nazwał go w ten sposób i szczerze mówiąc bardzo uspokoiło to Junga.- Wszystko dobrze, jestem tu. Co się stało?

San dalej był w szoku. Czuł ulgę ale gdy ponownie uniósł wzrok i spojrzał na Sana nie mógł zatrzymać łez.

- Nigdzie cię nie było, bałem się... że cię zabrali. Że coś ci się stało...

- Nic mi nie jest. Poszedłem tylko zobaczyć jak daleko faktycznie od miasta jesteśmy, z wzniesienia widać większość niziny. Nie ma tu zasięgu więc nie mogłem sprawdzić, a ty spałeś i nie chciałem cię budzić.

- Nigdy więcej mi tak nie rób.

- Przepraszam.

Gdy Wooyoung usłyszał w jego głosie skruchę zrozumiał jak żałośnie się zachowuje. Chciał być przecież taki jak San, a on nigdy by tak nie panikował. Był opanowany i trzeźwo myślący, w takich sytuacjach na pewno wiedziałby co robić.

- Chciałem tylko być taki jak ty. A jestem beznadziejny, nie nadaje się do tego co robimy. Powinieneś był zabrać kogoś innego.

Cała ta sytuacja, fakt, że dopiero co wstał i to, że emocje się w nim kumulowały sprawiły, że musiał to w końcu wykrzyczeć.

- Słucham? Wooyoung, jak możesz tak mówić. Uratowałem właściwą osobę, radzisz sobie lepiej niż ktokolwiek inny w twojej sytuacji. Zaszliśmy tak daleko, a ty dalej się starasz i to widzę Woo. Nie płacz proszę,  zachowujesz się lepiej niż ja gdybym był na twoim miejscu.

- To nieprawda. Jesteś odważny.

- Jestem odważny kiedy trzeba, kiedy wymaga tego sytuacja. Ale też często się boję. I bałem się wiele razy podczas naszej wyprawy.

- Ty?

- Ja. Bałem się o ciebie Woo. Dlatego proszę nie wygaduj głupstw i chodźmy do auta. Musisz coś zjeść.

- San?- Zatrzymał się gdy mieli już wracać. Dla niego wtedy San znowu był aniołem, który mówił tak mądrze i słusznie. I znowu go przekonywał do tego by dać sobie ze wszystkim radę.

- Słucham?

- San... Potrzymasz mnie za rękę?- Zapytał nieśmiało łamiącym się głosem. Sam nie wiedział dlaczego to zrobił i czy powinien, ale właśnie tego potrzebował. Jego dotyku.

San tylko zaśmiał się w uroczy sposób i spojrzał na własne dłonie.

- Jeśli tylko chcesz królewno.

Zadrżał na to słowo. Spokojnie, on tylko się droczy. Nie bierz tego na poważnie, taki już jest.

Podał mu swoją dłoń i razem szli krok w krok do samochodu. Aksamitna skóra Sana przypominała mu o tym jak bardzo zagubiony jest w tej miłości. Z drugiej zaś strony odganiała wszelkie zmartwienia i mając to Wooyoung mógł iść za nim nawet do piekła, jeśli tylko oznaczało to, że będzie mógł trzymać go za rękę.
Był pod jego zaklęciem.

Dałby się rzucić w płomienie i spalić się doszczętnie jeśli tylko dalej czułby jego bicie serca.

Good lil boy  ° WoosanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz