34

1K 104 350
                                    

Dla Sana walka się nie skończyła, nadal nie wiedział gdzie jest Wooyoung. Wszystko to co robił miało na celu uratowanie tego chłopca, bez tego jego życie nie miało dłużej sensu. Biegał po korytarzach, które przypominały wręcz labirynt dym się nasilał, był niemal pewny, że gdzieś musiał wybuchnąć pożar. Był wściekły sam na siebie, że nie wiedział co się dzieje, że nie dotarł tam szybciej. Co jeśli Wooyoung...

Nie. Musi żyć. Seonghwa mu to obiecał. Próbował odnaleźć wyjście, ale nie potrafił go nawet zlokalizować. Dym powoli uderzał mu do głowy i skutecznie odcinał tlen. Przetarł oczy.

- Uspokój się San- mówił sam do siebie.- Musisz go odnaleźć.

Pobiegł dalej aż nie zauważył kogoś na podłodze. Podszedł do ciała odsłaniając twarz.

- Bang Chan, jak zginąłeś?- Zapytał zmieszany ofiary, ale ta miała już nigdy mu nie odpowiedzieć. Zostawił ciało idąc dalej.

Zwolnił kroku i jeszcze raz starał się nasłuchiwać. Nigdzie nie było Junga, tym bardziej Seonghwy. Czas mu się kończył, budynek nie był przecież wietrzony. Zakaszlał z wielkim bólem brnąć przez kłęby dymu. Zasłaniał usta dłonią, ale nie było to odpowiednim filtrem. Wtedy zauważył płomienie. Paliły się nawet ściany, to niemożliwe żeby beton stanął w ogniu. W dodatku rozprzestrzeniał się nadzwyczaj szybko.

Benzyna.

To musiała być pułapka. Chciał zawrócić, ale za nim znajdował się ogień. Stał w środku wielkiej hali otoczony płomieniami z każdej strony. Nie mógł panikować, panika gubi ludzi. To teraz jego największy wróg. Robiło się coraz bardziej gorąco, San nie miał czym oddychać. Dobiegł do okna, ale było szczelnie zabite. Jeśli miał uratować Junga musi najpierw sam przeżyć, a w tym miejscu było to niemożliwe. Znowu zaczął kaszleć, musi się stąd wydostać i to jak najszybciej. Zaczął uderzać w zabite deskami okno mając nadzieję, że jednak ustąpią. Uderzał coraz mocniej, nawet jeśli brakowało mu coraz więcej siły. Łzy leciały mu z oczu od nadmiaru dymu, który szczypał też jego gardło. Skóra go paliła, ogień zajmował coraz więcej powierzchni. Syknął gdy gorące języki dotknęły jego dłoni gdy próbował rozłamać deski.

Krzyknął przeciągliwie gdy piekł go każdy odcinek ciała.
Czuł jak jego skora na prawej dłoni niemal się topi, miał ochotę poddać się i spłonąć, dać porwać płomieniom. Nie zrobił tylko dlatego, że nie mógł pozwolić na skrzywdzenie bezbronnego chłopca. Płakał i trząsł się wiedząc, że zostały mu sekundy, przed oczami robiło mu się ciemno gdy zadawał kolejne uderzenie.

- Wooyoung- płakał wykrzykując jego imię. Musi to zrobić dla niego, musi.

Krzyk rozrywał mu gardło gdy czuł pieczenie na całych plecach, dusił się i trząsł.

I wtedy rozległ się trzask, a deski puściły pod jego ciężarem. Wyczerpany upadł na zimną trawę spowitą rosą. Potrzebował chłodu na skórze, nie myślał o niczym innym. Zebrał ostatki sił by podejść do zimnego morza i zanurzył w nim dłonie, które były zdecydowanie najbardziej poszkodowane. Krzyknął głośno gdy sól spotęgowała jego ból, ale wiedział, że to jedyny ratunek. Sól odkaża.

Z wielkim trudem nacierał się zabójczą wodą, ale potem ból zaczął ustępować. Biorąc wielkie oddechy czuł się lepiej.
Miał dość siły by iść dalej. Jeśli Wooyoung został w środku z pewnością już nie żył, ale takiej myśli do siebie nie dopuszczał. Nabrał trochę słonej wody i zaczesał nią włosy do tyłu czując ulgę w chłodnym uczuciu. Wytarł delikatnie dłonie i ruszył do przodu.

Budynek stał w płomieniach, nie było czego tam szukać.

Obszedł go dookoła kiedy tracił nadzieję na odnalezienie reszty. Nawet jeśli to nie jego wina będzie obwiniał się już zawsze.
Za to, że go zostawił, że nie zdążył go uratować. Łzy spływaly mu po twarzy tworząc wielkie koryta aż do samej szyi. Nie był jednak w stanie wydobyć z siebie dźwięku. Musiał myśleć, myśl San...

Good lil boy  ° WoosanWhere stories live. Discover now