32

962 103 207
                                    

San podążał pustą uliczką patrząc się pod nogi. Nie wiedział czy ma cieszyć się ze swojej silnej woli czy jej nienawidzieć. Nie potrafił przestać myśleć o tym jak bardzo chce do niego wrócić i powiedzieć, że odwołuje wszystko to co mówił.

Ten chłopiec całkiem zawirował jego życiem pokazując mu rzeczy, o których San nie miał pojęcia.
Takich rzeczach jak uczucia. Jego wysoki śmiech, dziecięce spojrzenie, strach, a nawet gniew uświadamiały Sanowi, że tak naprawdę ma jeszcze serce i potrafi go używać. Wooyoung nie tylko był piękny, ale też potrafił sprawić, że San czuł się jak nigdy dotąd.

Kochał go tak mocno, że musiał go skrzywdzić. Nie mógł pozwolić by osoba o tak czystym sercu jak on tak bardzo zgorzkniała przy jego boku. Ten czas, który przeżył był najpiękniejszym jaki miał w całym życiu. Pierwszy raz obchodził urodziny, ktoś pokazał mu, że jest ważny.
Że świat nie jest tylko szary. Przy Jungu widział kolory, przy nim był prawdziwym sobą. Przypomniał sobie ile razy chciał go całego dla siebie, ile razy pragnął jego bliskości...

Wtedy na dachu, gdy po raz pierwszy się otworzył, u Yeosanga gdy z zazdrości chciał zamordować przyjaciela. Gdy chciał go pocałować, ale uciekł bojąc się tego co czuł.

San nie wiedział co to miłość, nie był jej nigdy nauczony, nie wiedział jak wygląda i jak powinno się z nią obchodzić. Widział jedynie, że przy chłopcu czuł coś czego nie potrafił nigdy nazwać. I to coś sprawiało, że chciał więcej i więcej. Nagle bez znaczenia było całe jego życie, Wooyoung wszystko mu wybaczył. Akceptował go takim jakim jest, nie zadawał zbędnych pytań i to starczyło.
Gdy spał wpatrywał się w jego kamienną twarz i spokojny oddech, lubił widzieć, że jest bezpieczny. Chciał go chronić i odsuwać od niego zło.

Wiedział też, że to on jest całym złem. To przez niego zaczął kraść, to przez niego stracił swoją niewinność, to on przecież odebrał mu jego życie.
Cały łańcuszek rozpoczęty od jego pociągnięcia za spust sprowadził tu tego biednego chłopca. Gdyby nie on zapewne skończyłby studia, potem znalazł dobrą pracę i przyniósł rodzicom dumę. Tymczasem kradł całując się z kryminalistą.
I każdy taki pocałunek, każdy dotyk był dla Sana jak bilet do nieba. Sprawiał, że przez chwilę mógł myśleć o tym, że ktoś go kocha. Że komuś zależy, a to prawie jak normalne życie.

Prawie.

W życiu Sana nie było nic normalnego.
Mogłby wręcz rzec, że to on sprowadzał na wszystkich pecha. Seonghwa znalazł swój spokój dopiero gdy się od niego uwolnił i Wooyoung też musiał. Nawet jeśli teraz uważał to za złe.

Kopnął kamień, który poturlał się kilka metrów dalej. Zaczął padać deszcz, a on miał na sobie tylko bluzę. Tą, którą Wooyoung ubierał czasem by go zezłościć, albo gdy nie miał pod ręką nic innego. Wyglądał w niej jak małe dziecko, mimo podobnego wzrostu dalej był dużo drobniejszy. Przetarł rękawem łzy płynące po jego twarzy. Musi być silny, dla Woo.
Podniósł wzrok patrząc dokąd idzie. Właściwie nie miał pojęcia. Tak bardzo nie był gotowy psychicznie na zostawienie Junga, że nie pomyślał co zrobi potem. Zostawił mu większość oszczędności, które miał i wyszedł.

Ale czy to na pewno było dobre?

Przestań San, upominał sam siebie. To było musowe.

Może gdyby chociaż zostawił mu swój numer? Może gdyby dał mu szansę kontaktu...
Ale to sprawiłoby tylko, że nie mógłby odejść, musiał być silny.

Dotarł na skraj rzeki, która płynęła przez miasto. Patrzył jak na choryzoncie pojawiają się światła drogowe i neonowe szyldy. Zastanawiał się co teraz robił Wooyoung, za nic na świecie nie chciał by zrobił coś głupiego, ale wierzył, że da sobie radę.

Po chwili ciszy poczuł w kieszeni wibracje. Jego telefon nie dzwonił od wieków, jedynie on sam wykonywał telefony.
Wyjął urządzenie z kieszeni i spojrzał na wyświetlacz. 

HONGJOONGIE.

- Nie miałeś chyba lepszej okazji by dzwonić- zironizował.

- San? Dzwonię bo... miałem się odzywać jak zgarnę jakieś informacje.

- Nie szczędź.

- Ten chłopak o którym mi mówiłeś... To nie było proste i oczywiście tylko ja byłem na tyle bysty, zaradny i...

- Kim.

- Choi Jongho żyje. Został postrzelony i trafił do szpitala w Seulu, ale nic mu nie jest. Wypuścili go po kilku dniach, kula przeszła na wylot.

- Naprawdę?- Ucieszył się choć w rzeczywistości nigdy nie widział tego chłopaka na oczy.

- A jakieś 'dziękuję Hongjoong, jesteś najlepszy'?

- Tak, dzięki. Muszę kończyć, do usłyszenia.

Rozłączył się zanim zdążył powiedzieć cokolwiek innego. Uradowany już miał powiedzieć tą szczęśliwą nowinę Jungowi, ale...

Posmutniał nagle i zastygł w miejscu trzymając telefon kurczowo w zacisniętej dłoni. Już nie może mu tego powiedzieć osobiście. Gdyby teraz wrócił do hotelu wszystko poszłoby na marne, nigdy nie potrafiłby odwrócić się od niego po raz drugi.
Poczuł na policzku chłodny powiew wiatru. Rosja przyniosła mu zgubienie.
Ale jak bardzo nie chciałby wrócić nie może. Jeśli naprawdę czuł coś do tego chłopca musiał pozwolić mu żyć godnym życiem. Nie z przestępcą, nie w grzechu.

- Co ja robię...- powtarzał pod nosem do znudzenia.

Kręcił się w kółko coraz bardziej popadając w obłęd. Wrócić? Nie, nie może. Ale jeśli...

Nie.

Oddychał głęboko gromadząc w sobie gniew aż w końcu uderzył z całej siły pięścią w losowy murek. Wstrzymał powietrze z bólu i chyba właśnie to otworzyło mu umysł.

Rzucił się biegiem do hotelu.

Nie zwrócił uwagi nawet na recepcjonistkę, skierował się od razu do pokoju, w którym ostatnio widział chłopca. Co prawda minęło kilka godzin i mógł już spać, ale może mu wybaczy...
Zapukał w drzwi, cisza. Zapukał drugi raz, ale dalej towarzyszył mu brak reakcji. Zamyślił się i pociągnął za klamkę, drzwi ustąpiły.

- Wooyoung- wszedł powoli do środka licząc na to, że nie zrobił sobie krzywdy.

I miał rację.

Junga nie było. Lampka nocna dalej się paliła, wszędzie były jego rzeczy, ułożone w dokładnie takim samym ładzie jak gdy widział je po raz ostatni. Zniknęły pieniądze i Wooyoung. Podniosło mu się ciśnienie, a przed oczami pojawiły się mroczki. Przez chwilę myślał nawet, że upadnie.

Telefon zadzwonił do niego po raz drugi tego wieczoru. Ostatkami sił podniósł go do ucha i odebrał nie mówiąc ani słowa.

- San? Gdzie ty jesteś! Mają go, zabiją tego chłopaka jeśli szybko go nie znajdziemy. Przyjdź najszybciej jak możesz do starych baraków za portem, jestem pewien, że właśnie tam teraz są, widziałem jak kręcą się w pobliżu od godziny. Tylko nie spieprz tego San, nie będzie drugiej szansy.

Gdy usłyszał ten znajomy głos wszystko wydało mu się do siebie pasować. I miał rację, nikt nie daje drugiej szansy gdy chodzi o ludzkie życie.

- Seonghwa.

*

Już możecie mnie nienawidzieć.

Good lil boy  ° WoosanWhere stories live. Discover now