33

940 98 194
                                    

San biegł ile miał sił w płucach, ale nie było to łatwe. Nie znał miasta, a ostatni raz widział tą drogę gdy jeszcze było jasno. Nie mógł też spytać się nikogo o drogę, nie poznawał alfabetu, nie umiał więc czytać znaków. Stanął na moment by postarać się odznaleźć w kierunkach. Morze było od południa, musiał popatrzeć jak płynie rzeka.

Rzucił się w kierunku wielkiego mostu, który świecił setkami świateł. Dobiegł tam chwilę potem by zrozumieć w którą stronę płynie. Tam też musiał być port. Chłodne powietrze ściskało mu gardło, pewnie będzie chory, ale to najmniej ważne. Musi zdążyć na czas.

Nie mógł zebrać swoich myśli, ale od razu zauważył, że coś nie gra.
Wszystko spadło na niego jak grom, ale jak to się stało, że ich znaleźli?
Nie używali swoich nazwisk, nie pokazywali twarzy, nie zdradzali miejsca swojego pobytu...

Teraz przez jego głupotę Wooyoung jest w zagrożeniu. Oczywiście nie miał pewności czy dałby im radę gdyby tam był, ale może wtedy oszczędziliby Junga. Teraz będą zmuszać go do podania odpowiedzi, nawet jeśli ten ich nie znał.
A to karane jest śmiercią.
Wyrzucił tą myśl z głowy i skupił się na biegu. Musiał teraz myśleć trzeźwo, nie impulsywnie. Musi go ocalić.

Co zrobi potem, gdy już ich znajdzie? Nie ma pojęcia.
To nawet nie jest istotne, po prostu musi zobaczyć go żywego, a wtedy może Seonghwa...

Park! Całkiem zapomniał o fakcie od kogo otrzymał telefon. Skąd wziął się tu Seonghwa? Co miał na celu mówiąc mu to? Pomagając mu?

Słowa szalały po jego umyśle kiedy próbował wyrównać oddech, a gdy to się nie udało zaczął myśleć tylko o celu. W końcu dobiegł do samego krańca portu gdzie jeszcze niedawno wysiadali ze statku. Rozejrzał się gwałtownie zauważając duże zabudowania schowane na tyłach. To musiało być to. Zbliżył się do budynków, wyglądały jak opuszczona sortownia, idealna na kryjówkę.

I tortury.

Nie mógł od tak tam wbiec, potrzebował planu. Obszedł budynek kilka razy od strony, z której stał  ilustrując dokładnie ile bocznych wyjść posiada. Znał ich taktykę i wiedział, że na pewno będą obstawione. Drzwi było pięć, to najmniej pięciu ludzi obstawionych od wschodu.

- San- usłyszał za sobą znajomy głos.

Seonghwa położył mu dłoń na ramieniu od razu się uśmiechając. Momentalnie wróciły do niego wszelkie wspomnienia.

- Co ty tu robisz?

- Nie ma czasu żeby wyjaśniać takie rzeczy. Mają ośmiu na bokach.

- Pięciu przy drzwiach.

- Tak, to znaczy, że trzech ma twojego przyjaciela i nie mamy zbyt wiele czasu by go uratować.

- Zabiją go Hwa, zabiją jak tylko dowiedzą się, że jest bezużyteczny. Nie pozwolą mu odejść gdy wie zbyt dużo- jego głos zrobił się nagle dziwne wysoki, a on sam tracił kontrolę nad własnym ciałem.

- Nie zrobią mu krzywdy- zamknął go w uścisku próbując zapobiec panice.- Jest dla ciebie ważny, prawda?

- Bardzo.

- Więc go stąd wyciągniemy- złapał go za dłoń mocno ściskając w nadgarstku.- Ufasz mi San?

- Ufam.

- Więc chodźmy.

Zaczął skradać się wzdłuż jednego z boków, aż nie wszedł na rusztowanie z niebywałą gracją. Mimo lat dobrze pamiętał co to znaczy grać z niebezpieczną grę.
San ruszył za nim.

- Słuchaj Choi, musisz znaleźć Junga, ja będę cię osłaniał. Na pewno nie będzie sam dlatego weź to- wcisnął mu do ręki pistolet.

San popatrzył na przedmiot wystraszony.

Good lil boy  ° WoosanWhere stories live. Discover now