Rozdział 13

184 24 5
                                    

Kamień Filozoficzny został skradziony...Nie było to wielkim zaskoczeniem dla Dumbledore'a....nie tak wielkim jak dla całego świata, a tym bardziej, że złodziejem okazał się nauczyciel Hogwartu. Jednak nikt nie wiedział, że nie on to zrobił....a ojciec pewnego chłopca, który był idealną przynętą dla starego dyrektora Hogwartu. Gdy Śmierciożercy dowiedzieli się o faworyzacji ich przecieku oraz o tym, jak bardzo ten stary idiota chce uratować ich "pionka", aż nie mogli się bardziej cieszyć. Wystarczyło, więc...odebrać więcej chłopcu...odrobinę bardziej "przykręcić zawór" i voila, mieli idealną przynętę, która sprawiła, że udało się im wykraść to co pomoże podnieść się ich Panu.

Jego wierni poddani tak bardzo cieszyli się z powrotu ich Czarnego Pana, a trzeba było przyznać, że Voldemort był bardzo zadowolony z ich raportów...ich pracy, gdy on podnosił się z popiołów. Mimo iż leżał w dość niekorzystnej formie w posiadłości rodu Evans'ów. Musiał przyznać, że syn jego dawnego podwładnego oraz jego wnuk...byli dość pysznymi kąskami, które dobrze należałoby wykorzystać. Sam na razie był wręcz przykuty do łoża. Jego ciało musiało się zregenerować....musiał być w pełni sił by ogłosić się całemu światu...jednak to nie oznaczało, że nie mógł już doszlifować pionka, którego tak pięknie podstawiono mu pod nos, chłopca, który był na każde kiwnięcie jego dłoni. Jednak nie śpieszył się....dzieciak był nie tylko oddany, ale też "zabezpieczony" przed zdradą...co najwyraźniej właśnie było używane przez jego ojca.

***

Dni mijały, a Avery II Evans nadal trzymał więzy na gardle i duszy swojego syna. Lord Voldemort był w jego pałacach, a on trzymał Luke'a w garści, by ten zdawał się pusty i skupił na siebie wzrok tego zidiociałego starca jakim był Dumbledore. Ten idiota myślał, że Luke kiedykolwiek się od nich odwróci? Jeśli tak, to był w ogromnym błędzie jego syn był przyzwyczajony do tortur oraz odcinania emocji, co właśnie teraz mu robił. Gdy tylko puści i pozwoli mu znów myśleć "samodzielnie", lub raczej na tyle ile można pionkowi myśleć, jego syn odczuje dość...zapierający ból. Do czego powinien przywyknąć, w końcu....będzie mógł w końcu oddać Voldemortowi tego dzieciaka jako wyraz najwyższego oddania.

Mężczyzna przechadzał się po swoich włościach. Uwielbiał patrzeć na mugolską latarnię St. Mary's Lighthouse. Była tak krucha jak zapałka, a skalne wybrzeże okrywało się czerwienią przy każdym zachodzie i wschodzie słońca, dając iście makabryczny efekt, jakby cieknącej krwi po czarnym, skalistym wybrzeżu. Piękny obraz przyszłości jaka czeka mugoli i tych wszystkich czarodziei, zdrajców krwi...

Mężczyzna wyprostował się i spojrzał na bransoletę, jaką posiadał na ręce. Na jej powierzchni błyszczały czerwone runy, a sam metal był gorący. Avery uśmiechnął się diabelsko pod nosem i przejechał dłonią po swoich lekko blond włosach. Z zadowoleniem wrócił do przechadzania się po korytarzach podziwiając czarne ściany nasączone czarną magią, tak przytłaczającą, że serce samo mu obijało się o żebra, chcąc uciec od tak wielkiej i mącącej w głowie mocy, jednak...on już od lat był szalony...szalony i nieobliczalny. Udowodnił to nie raz....i pewnie zrobi to jeszcze wiele razy.

Wtem nagle przed jego nogami pojawił się skrzat, który od razu uniżenie pochylił się do swojego pana.

-Czego chcesz?-warknął brązowooki, gdy stwór o sekundę za długo zwlekał z przywitaniem.-Nie mam czasu na patrzenie się na taką kreaturę jaką jesteś.

Warknął i kopnął stworzenie, przez co od razu poczuł się jeszcze lepiej. Stwór ubrany w podarte łachmany zaledwie jęknął i pociągnął nosem gdy łupnął o ścianę.

-P-panie...L-lord...V-v-voldemort, chce....-zaczęła istota, a zaraz po tym wykrzyknęła w bólu, paląc się na popiół od zaklęcia jego pana.

-Trzeba było wcześniej....wtedy może zachowałbyś swoje marne życie-powiedział mężczyzna i zaśmiał się pod nosem. Inne skrzaty pochowane po kątach i w cieniach by nie skalać wzroku swego pana, nawet nie zadrżały, był to tak...znany i codzienny widok, że nie czuły już żadnego żalu...od co...tym razem był to czas na niego. Niektóre skrzaty nawet zaczęły zazdrościć swojemu byłemu towarzyszowi, który stał się zaledwie kupką zwęglonego ciała, też chciały się już uwolnić od tej męczarni...od tego bólu.

Evans zaśmiał się pod nosem, odczuwając obojętność stworów, na śmierć jednego z nich.

"Tak...tak właśnie ma być...wy bezwartościowe śmiecie...macie wiedzieć, że nie jesteście warte nawet smutku...nikt nie będzie rozpaczał po waszej śmierci" Pomyślał i dostojnym krokiem zaczął zmierzać w kierunku komnat swego Pana.

Gdy tylko dotarł do drzwi sali, gdzie leżał jego Pan, ukłonił się od razu jeszcze przed otwarciem drzwi i delikatnym ruchem dłoni otworzył je.

-Wzywałeś mnie Panie?-zapytał przykładając dłoń do piersi i chyląc głowę.

-Tak...-wychrypiał półtrup leżący na aksamitnej, zielonej pościeli.- Chcę się dowiedzieć wszystkiego o twoim synu...

-Pańskim pionku?-zapytał Avery.- On nie jest moim synem....a Twoją własnością-zapewnił go gorliwie szaleniec.

**************************************************************************

Tak to kolejny rozdział dzisiaj :">

Chcę by ta książka i moje konto odżyło...przynajmniej odrobinkę <3 

Spadkobierca Czarnego Pana |Harry Potter|Onde histórias criam vida. Descubra agora