Rozdział 10

227 24 0
                                    

Luke nie lubił gdy ktoś mało znaczący rozkazywał mu....a już specjalnie nienawidził tego dyrektora....nienawidził.....nienawidził....nienawidził...

Podrapał się niespokojnie po policzku, tworząc czerwone linie na nim. Siedział znowu przed lustrem patrząc na rodzinę, która uśmiechała się do niego. Nie wiedział co to jest....to co stało przed nim. Ot co dziwne zwierciadło, które pokazywało mu jakiś obraz przypadkowej rodziny.

Chciał rzucić książką otrzymaną od Dumbledore'a i zbić to zwierciadło na małe kawałki. Nie chciał tego widzieć. Nie chciał na to patrzeć, a mimo to siedział tu....jakby czekał na odpowiedź....czekał na to, aż ci ludzie uwięzieni po drugiej stronie wyjdą z lustra. 
Westchnął czując zmęczenie na ramionach. Złapał za książkę i powolnym krokiem uważnie nasłuchując w ciemności kroków szedł w sobie dobrze znanym kierunku....do dormitorium.

Nudne miesiące mijały, a Evans często bywał "zapraszany" do gabinetu dyrektora, który zawsze jakimś cudem idealnie odnajdywał jego kryjówki. Starzec ze spokojem przyjmował wiadomość, że dzieciak nie wykonał polecenia i nie zrażając się dawał mu kolejne szanse, kolejne tytuły, kolejne lekcje. Mówił do niego czasami prawiąc własne wykłady, które w dziwny sposób nigdy nie miały na celu kształtowania moralności chłopaka....a przynajmniej tak brzmiały, a mimo to zmuszały chłopaka do wyciągnięcia wniosków.  

Dyrektora nie zniechęcał brak odpowiedzi od Luke'a. Większość ludzi poddałaby się po miesiącu bezowocnych lekcji, a jednak starzec miał o wiele lepsze oko niż inni magowie. Widział jak dzieciak czasami mimowolnie odrywa wzrok od swoich dłoni i przeskakuje na jego pergaminy porozrzucane po gabinecie, a nawet czasami na niego gdy wystarczająco zainteresował go swoją historią. To był ogromny postęp dla nich. Jednak czuł, że coś blokowało chłopaka przed jego nauką, niestety wiedział co i niestety nie mógł temu zaradzić. 

Voldemort był obecny w szkole, wiedział to bez dwóch zdań. Jednak nie mógł go wygonić z Hogwartu. Bezpieczniej jest mieć go na oku...jego oraz Luke'a. Dyrektor westchnął zmęczony i opadł na swój fotel. Mimo wszystko miał już swoje lata.

Kątem oka dostrzegł jedną ze swoich książek i sięgnął po nią. 

"Rzadkie przedmioty magiczne". Zmarszczył lekko brwi i podał ją chłopcu.

-Skoro nie interesują cię te książki, które ci dałem...to co powiesz na to....wiem, że w naszej bibliotece nie ma nic o tym zwierciadle, które cały czas krąży ci po głowie, jednak tutaj....może się pojawia-powiedział uśmiechając nikło do Luke'a.

Brązowowłosy obejrzał książkę z niechęcią i lekkim wyrzutem w stronę dyrektora jednak nie odezwał się nawet na chwilę. Mężczyzna uśmiechnął się do niego i pozwolił mu odejść widząc rozgoryczenie chłopca.

Evans jak zawsze wyszedł spokojnym krokiem z gabinetu Dumbledore'a. Zbliżały się święta, co oznaczało magiczny czas dla uczniów. Jaka szkoda by się stała gdyby tak te święta stały się początkiem końca? Końca panowania światła, a początkiem rządów jego Pana. Nawet już wiedział jak to zrobić. Słyszał plotki o tym że ten stary dziad trzyma dość niebezpieczny przedmiot w szkole....lekki uśmiech pozbawiony jakiejkolwiek wesołości wpełzł na jego usta. 

Wiele ludzi mogłoby mu zarzucić szaleństwo widząc teraz jego twarz....i mieliby rację. Był szaleńcem....był okropnym i ohydnym szaleńcem mimo posiadania zaledwie jedenastu lat. Cichy śmiech wydobył się z jego gardła, gdy plan zakiełkował w jego głowie.

Nie był typem osoby, która czeka na dobrą sposobność zbyt długo, on czekał....ale również dobrze mógł ją stworzyć! Już jutro dzieci zaczną wyjeżdżać z Hogwartu by odejść i wspólnie z rodzinę spędzić święta razem.....może nawet ich ostatnie święta nie oprószone strachem o swoje własne życie. Luke podrapał się po szyi zostawiając czerwone ślady na skórze. Wziął swoje ubrania z pokoju i poszedł do łazienek wziąć zimny prysznic. Spłukał z siebie ból, który powoli zaczął się pojawiać na plecach. Jęknął cicho czując ulgę. Westchnął długo mocząc się w chłodnej wodzie. Czasami nie zdawał sobie sprawy, że odczuwał ból dopóki sobie nie ulżył. Leki nigdy mu nie pomagały jedynie sen oraz zimna....lodowata woda koiła to co kryło się na jego plecach. 

Prychnął pod nosem i wychodząc trafił na grupę uczniów, których od razu rozpoznał. Weasley, Adams, Granger oraz.....Malfoy stali i gawędzili sobie. Coraz częściej widział ich razem i aż go skręcało w żołądku widząc tych idiotów i syna jednego z śmierciożerców razem. Draco Malfoy powinien się wstydzić, że w ogóle przebywa w tej samej szkole co oni, tak samo jak Luke. Dla takich jak oni nie było miejsca, a ten śmieć dogadywał się z cudem Hufflepufu i dwoma Gryfonami, którzy wydawali się żywo zainteresowani byciem po tej dobrej stronie. Rozmowa z takimi ludźmi poddanymi światłu nie miała sensu. Ich należało miażdżyć, zabijać i....

-Hej co się tak gapisz?!-warknięcie od strony blondyna w jego stronę rozbudziło Luke'a.- Czy ja cię kiedyś...?-zaczął, a całą grupa wpatrywała się jak zaklęta w jego postać.

Luke stał chwilę w miejscu nie wiedząc jak zareagować....rzadko kiedy ktokolwiek się do niego sam odzywał. Mógł policzyć te osoby na palcach jednej ręki....i niestety trzy osoby z tych pięciu....stało właśnie przed nim. Evans zmarszczył brwi, prychnął i odszedł, a nawet krzyki za nim go nie zatrzymały. 

Nie zobaczył jednak zainteresowanego spojrzenia czarnych oczu Adams'a, który wbijał się w niego...starając się zapamiętać go...niestety z niepowodzeniem.

Spadkobierca Czarnego Pana |Harry Potter|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz