Rozdział 28

133 19 2
                                    

Luke obudził się w półmroku łazienki. Było wczesne rano, a słońce jeszcze nie wzeszło jednak zaczęło być widno na dworze. Evans leżał na zimnych kafelkach przez kilka minut starając się uspokoić dudnienie w głowie i zawroty. 

Westchnął głośniej i podniósł się z ziemi by wcisnąć wodę pod kran i opłukać się zimną wodą. Spojrzał na siebie w lustrze i dostrzegł smugi zmęczenia, bólu oraz zmarnowania na twarzy. Teraz gdy każdy na niego zwracał uwagę, musiał jakoś się ocucić...lub przynajmniej upodobnić do człowieka, a nie do zwłok.

Zaczął powoli iść korytarzem mając nadzieję, że nie trafi na nikogo, ku jego uldze najwyraźniej trafił na godzinę gdzie były rzadsze patrole, a dzieciaki jeszcze spały. Wszedł więc po cichu do dormitorium i szybko przebrał się, nie chcąc by ktoś dojrzał jego przepocone i zabrudzone krwią ubrania. Musiał ugryźć się w język podczas ataku i nie tylko mówiła mu o tym niedawno jeszcze biała koszula, ale i metaliczny posmak w ustach. jednak tak jak się spodziewał rana zniknęła przez runy, które miały jakiekolwiek inne jeszcze inne zastosowanie niż tylko sprawianie mu bólu.

Westchnął głośniej czując jak ból w głowie narasta. Pewnie cały dzień będzie w takim stanie. Burknął pod nosem przekleństwo i mimo dumy postanowił udać się do lecznicy i prosić o eliksir przeciwbólowy...nie będzie w stanie wytrzymać całego dnia czując się w ten sposób.

Wyszedł z dormitorium i od razu skierował się do gabinetu Pomfrey, która nie spała, a czuwała przy jakimś uczniu. Chłopak podszedł i chrząknął zwracając na siebie jej uwagę.

-D-dzień dobry-powiedział przytłumiony przez skupienie się na tłumieniu bólu.

Kobieta wstała i wypaliła go chłopca, pierwsze co zrobiła to zbadała jego temperaturę, nawet nie czekając aż chłopak powie co mu jest. Po zaledwie kilkunastu minutach westchnęła.

-Masz strasznie wysoką gorączkę-powiedziała i szybko podeszła do gabloty gdzie trzymała eliksiry.- Co cię boli?

-Głowa...-mruknął.- Tylko to....-dopowiedział niepewnie.

Pielęgniarka od razu podała mu dwa eliksiry i zmusiła do wypicia ich duszkiem.

-Jesteś osłabiony, lepiej jak się położysz i pozwolisz mi się zbadać....

-N-nie trzeba-powiedział.- To mi się często zdarza.....to tylko ból, nic groźnego...chciałem tylko coś na ból-mruknął niepewnie przytłoczony...troską?

-Każdy ból ma przyczynę-powiedziała kobieta i niestrudzenie upierała się by ten został, Luke jednak nieugięcie pozostał przy swoim. Nic by się nie stało gdyby opuścił jeden dzień nauki, ale ...bał się badań. Co jeśli zauważy jego runy? Wystarczy że Dumbledore już wie.

Wyszedł po kilku minutach i skierował się od razu pod salę eliksirów. Nie czuł się głodny, a wręcz przeciwnie...wiedział, że nie powinien być aktualnie blisko jedzenia.

Podszedł do sali i półprzytomnym wzrokiem stał i patrzył na drzwi czekając na rozpoczęci lekcji. Ból w głowie lekko się stłumił, ale nadal pod czaszką czuł pulsowanie.

Stał czując jak czas mija bardzo powoli, aż zaczął czuć długą przerwę pomiędzy uderzeniami swojego serca. W końcu poczuł dłoń na ramieniu, a ku jego zaskoczeniu dojrzał Remus'a Lupin'a. Spojrzał na niego lekko zaskoczony.

-Coś się stało profesorze?-zapytał starając się wyglądać jedynie na zmęczonego.

-Eh...-mruknął mężczyzna głośno.- Stoję tu od minuty...nie udawaj-mruknął i położył dłoń na jego ramieniu.- Lepiej chodź ze mną. Dumbledore przekazał już Snape'owi, że jesteś chory.

-Ale...

-Nie lubię tego słowa-burknął nauczyciel OPCM.- Chodź zanim padniesz na ziemię martwy.

Chłopak lekko otumaniony eliksirami i niezbyt chętny do potyczki poszedł z opuszczoną głową za mężczyzną.

Lupin nie chciał zajmować się dzieciakiem. Miał inną sprawę na głowie i dyrektor dobrze o tym wiedział, jednak był jedyną wolną i najbardziej "chętną" osobą by to zrobić. Mimo wszystko wolał mieć Luke'a na oku, a szczególnie że czarna magia, aż parowała z jego ciała...tylko...dlaczego wydawało mu się, że chłopak przez to właśnie cierpi i choruje?

Nie wiedział czemu Dumbledore uwidział sobie właśnie jego jako priorytet w wychowaniu, ale dzieciak powinien być zmuszony do leżenia w skrzydle szpitalnym, a nie wyróżniony w ten sposób.

Gdy dotarli do sali OPCM mężczyzna wysłał dzieciaka do swojego pokoju i posadził go na krześle przy kubku herbaty.

-Mam teraz lekcję, zajrzę do ciebie po niej-mruknął.- Jak zgłodniejesz to w biurku znajdziesz czekoladę, częstuj się-powiedział po czym zniknął za drzwiami zostawiając chłopaka samego.

Lupin prowadził spokojnie zajęcia, a gdy tylko jego klasa opuściła salę, by skorzystać z przerwy oraz udać się na kolejną lekcje, mężczyzna wrócił się do chłopaka by zobaczyć czy nie rozgościł się za bardzo w jego pokoju i ku zaskoczeniu dojrzał, że chłopak nadal siedzi na tym samym krześle...nawet nie opiera się o biurko, a tym bardziej żaden papier w pomieszczeniu nie został nawet lekko przesunięty. Widząc również nie tkniętą, chłodną herbatę podszedł do niego i spojrzał w twarz. Zaskoczony zauważył, że Luke śpi...lekkim i dość niespokojnym snem, patrząc na jego wbite w uda paznokcie oraz zaciśniętą szczękę.

Mężczyzna niepewnie podszedł do swojej szafy i zabrał jeden z nieużywanych koców, po czym podszedł do chłopaka by zakryć go. Już miał zarzucić na niego koc, gdy nagle dojrzał...czerwono-czarny ślad na karku chłopaka. Kołnierz jego koszuli lekko osunął się ukazując kawałek....rany? Ohydnej rany z której sączyła się ta magia, owijała się wokół chłopaka jakby chciała go uwięzić...lub...udusić?

Remus zarejestrował ten fakt i zarzucił koc na chłopaka, po czym wszedł na lekcje. 

"Dyrektor musi się o tym dowiedzieć..." pomyślał przełykając ślinę.

**************************************************************************

Oki :">

Jeszcze jeden mam, ale dam wam go jutro :"> 

przepraszam was za opóźnienia <3

Spadkobierca Czarnego Pana |Harry Potter|Where stories live. Discover now