Rozdział 19

148 18 4
                                    

Evans pobladł i opuścił głowę. Dlaczego....tak nagle...

-Masz się do niego zbliżyć i sprawdzić, czy jest godny bycia moim zastępczym ciałem-odezwał się spokojnie i znów przeszedł przed chłopca by usiąść na swoim tronie.- Chcę wiedzieć jak dużo potrzeba by go złamać....będziesz miał na to cały rok-stwierdził z szaleńczym błyskiem w oku. Niech Dumbledore myśli, że się nawróciłeś....przecież miał na ciebie oko-prychnął.- Stary głupiec...a teraz skoro już doszliśmy do tego....podejdź tu-warknął, a chłopiec podszedł do niego spokojnym krokiem.-Obróć się do mnie plecami.

Chłopiec wykonał polecenie bez zawahania, co niezmiernie cieszyło go, jednak nie miał czasu napawać swoją marionetką, będzie miał pracowite miesiące przy zbieraniu popleczników.

-Zdejmij koszulkę i pokaż mi swoje runy-warknął, a chłopiec o dziwo bił się z myślami, aby zaraz szybko się poprawić i nadać swojemu Panu czekać. Przeciągnął koszulkę przez głowę i czekał w spokoju....aż gorąca niczym rozgrzana stal, końcówka różdżki jego Pana, przejechała po jego plecach. Zdławiony krzyk bólu wyrwał się chłopcu w ust, ale szybko został uciszony przez zagryzienie wargi do krwi, co wywołało falę śmiechu Voldemorta. Gdy ból się skończył, a Evans mógł znów spokojnie oddychać. Czarnoksiężnik kazał mu się obrócić przodem.

Chłopak spojrzał więc na swojego Pana, a jego bladą twarz zdobił jedynie lekki strach oraz krew płynąca z kącika ust.

Mężczyzna bez słowa wyciągnął dłoń w jego stronę, a ona zaświeciła białym, trupim wręcz światłem, po czym wbiła się w jego pierś. Zaskoczony chłopiec spojrzał w błękitne oczy Voldemorta, który delektował się bólem rozchodzącym się po ciele chłopca. Dzieciak zadrżał i bezwładnie zawisnął na dłoni czarnoksiężnika.

W tej chwili przestępca strzepnął chłopca, jakby był zwykłym owadem, który usiadł mu na ręce. Luke potoczył się po schodach i zaczął łapczywie brać powietrze, palcami jednej dłoni szukając dziury w piersi, gdy jej nie znalazł spojrzał na mężczyznę, a ten zaśmiał się, aż jego głos niczym echo potoczyło się po twierdzy.

-Takie małe zapewnienie, że nigdy mnie nie zdradzisz....-powiedział i podszedł do zielonookiego by spojrzeć na niego z góry.- Jeśli tylko spróbujesz...runa na twoich żebrach rozkruszy je i wbije w serce-powiedział zimny i śmiertelnie poważnym tonem, po czym spokojnym krokiem bez żadnych innych słów odszedł od chłopca, drżącego na posadzce.

***

Całe wakacje Luke spędził w swoim pokoju, samotnie w twierdzy. Miał się nie wychylać, a żaden Śmierciożerca odwiedzający Twierdzę by przywitać swojego Pana, nie miał pozwolenia by wchodzić na najwyższe piętro, gdzie znajdował się właśnie jego pokój. 

Evans stojąc na peronie narzekał na swoje życie. Teraz...teraz będzie musiał się zbliżyć do tej zgrai idiotów...to było dość...ciężkie, ale przez wakacje już obmyślił plan oraz stwierdził, że zrezygnuje z uśmiechania się....wypróbował go na poddanych mu skrzatach i nie wyszło mu to zbyt dobrze.

Westchnął więc i spokojnie wszedł do pociągu. Jego plan był prosty....nie mógł po prostu rzucić się na ich grupę, a spokojnie przedzierać się do niej....bez nadmiernego rozgłosu. Wszedł ze spuszczoną głową do jednego z przedziałów i o dziwo...dostrzegł ich przyszłego nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią, Remus Lupin. Nie wiele o nim słyszał...jednak znając swoje szczęście to były jedyne wolne miejsca. Poza tym....mężczyzna spał więc nie mógł za wiele zrobić. Usiadł na wolnym miejscu przy oknie i zaczął wpatrywać się w krajobraz by po kilku chwilach usłyszeć jak drzwi się rozsuwają i zapada cisza pomiędzy intruzami.

"Moje jebane szczęście." Warknął w myślach i spojrzał na "gości". Nie wiedział czemu miał takiego pecha...dlaczego oni zawsze się na niego nadziewali, a tym bardziej nie chciał od razu zaczytać "zapoznawania się", a dopiero po kilku dniach. 

Gdy spojrzał na Thomas'a ledwo powstrzymał wzdrygnięcie się. Był tak podobny do swojego ojca, że gdyby nie wzrost rzuciłby się na ziemię. 

Nie mogąc pozostawić po sobie napiętej atmosfery starał się ukryć jego niechęć do intruzów. Już chciał otworzyć usta by "zaprosić" ich do zajęcia miejsc obok niego, jednak wtem cała czwórka wręcz wyleciała z drzwi i uciekła przed nim....zostawiając go samego ze śpiącym nauczycielem.

Zaskoczony Luke zamrugał widząc jak grupa, praktycznie uciekła przed nim...ale przecież...nie zrobił nic nie stosownego...tak? Lekko zrezygnowany opuścił głowę....najwyraźniej czeka go wiele....wiele trudności w tym roku.

Gdy dojechali na stację, gdzie czekał na nich gajowy Hagrid. Luke wstał i spojrzał na profesora. Żałował, że Voldemort zniszczył runy odpowiedzialne za usuwanie go z pamięci innych, ale....dzięki ma w ogóle możliwość dotarcia do tych dzbanów....musiał się tylko pilnować...tylko pilnować. 

Potrząsnął ramieniem mężczyzny.

-Profesorze-mruknął niechętnie i lekko obrzydzony tym, że musi do kogoś takiego mówić z szacunkiem.- EKHM! Panie Profesorze!-warknął widząc, że mężczyzna nie ruszył się z miejsca.

-Skoro tak bardzo nie chcesz mnie budzić...-zaczął mężczyzna patrząc na niego spod okrycia.- To nie rób tego....aż słyszę tą niechęć do wszystkich w twoim głosie...

Luke drgnął i zacisnął zęby. Złapał za swoje pakunki, by z cichym warkotem wyjść z przedziału, jednak głos Lupina zatrzymał go w drzwiach.

-Nic dziwnego, że tamte dzieciaki uciekły...aż czuć od ciebie pogardę do innych ludzi-mruknął starszy i zaczął się zbierać, gdy Evans zniknął z pola widzenia mężczyzny.-...nie wspominając już o czarnej magii, która cię otacza...-mruknął pod nosem. Najwyraźniej ten rok będzie dla niego ważnym sprawdzianem umiejętności obserwacji.

Spadkobierca Czarnego Pana |Harry Potter|Wo Geschichten leben. Entdecke jetzt