Rozdział 33

110 13 3
                                    

-...może lepiej pogadamy dlaczego masz inne nazwisko niż Adams-zaoponował Luke, chcąc szybko zmienić temat z niego.

-Bo jestem adoptowany przez mugoli....najpewniej to moje prawdziwe nazwisko-powiedział nawet na sekundę nie spuszczając go z oczu.- A ty? Przypuszczam że znasz powód dlaczego twoje jest zamazane.

-....Można powiedzieć, że tak...

-Więc?-dopytał Weasley.

-Ja nie byłem...."legalnie" adoptowany....-powiedział chcąc kłamać.

-I co z tego?

-Najpewniej moi rodzice nie dali mi imienia podczas narodzin, a potem mój przybrany ojciec mi dał.

-To nie ma sensu....mapa powinna pokazywać wtedy twoje nazwisko jakie teraz masz....

-Ale tego nie robi. Zapytaj się jej czemu-burknął Luke, stawiając ostatnią linię obrony.

Thomas westchnął zrezygnowany widząc upartość chłopaka, nie naciskał więcej to delikatnie zdenerwowało Ron'a. Adams jednak bał się bardziej przypierać chłopaka do muru. Czuł że mógł byś nieobliczalny lub zraziłby się do nich, co nie było mu w smak.

Nagle Evans wskazał punkt na mapie tuż za murami zamku. Dostrzegł tam Syriusza, który chodził....obok Bijącej Wierzby, a zaraz za nim szedł profesor OPCM. 

-Tu macie dostateczny dowód że Black nie jest wrogiem-mruknął, nawet nie wiedząc czemu broni tego mężczyznę. Dlatego by się chronić przed kolejnymi pytaniami? A może dlatego, że ....nie......on nigdy by nie chciał zdradzić swojego Pana....on chce...po prostu wygrać z czystymi kartami i zrzucić z siebie podejrzenia.

Thomas i Ron spostrzegli imiona na mapie i od razu wybiegli z dormitorium zostawiając chłopaka samego. Luke westchnął zadowolony z tego efektu. Jednak nie dane mu było pozostanie w Adams wrócił się nagle i złapał go za ramię.

-No chodź!-rozkazał ciągnąc za sobą zielonookiego, któremu nie dane było sprzeciwić się starszemu.

***

Gdy trójka chłopaków pojawiła się niedaleko drzewa po dość długim biegu, zdyszani szukali wzrokiem...kogokolwiek....mężczyzny oszalałego, który krzyczał na pierwszych stronach gazet...ich nauczyciela który najwyraźniej ukrywał swojego dawnego przyjaciela...kogokolwiek. Jednak stała tam tylko kołysząca się na boki Bijąca Wierzba. Evans jedynie wzruszył ramionami.

-Co się spodziewaliście? Że będą tu stać pół godziny?-mruknął i odwrócił się w stronę zamku, ale Adams znów go zatrzymał siłą. Luke westchnął i wbił wzrok w chłopaka.- Oh daj mi spokój. Czemu po prostu nie dacie im samym rozwiązać swoich problemów. Nie twoja sprawa, więc się nie mieszaj.

-Czemu jesteś tak nieczuły?

-Wręcz przeciwnie. Jeśli ta dwójka chce się zemścić na Pettigrew, to niech to robią....sami. Jeszcze będziemy im wchodzić pod nogi.

-A co jeśli się mylisz? I tak naprawdę chce zabić kogoś niewinnego? To na pewno szaleniec-zaoponował Ron.

-Gdyby tak było ta osoba by już nie żyła....a Syriusz razem z nią, bo Dumbledore na pewno nie pozwoli szargać reputacji Hogwartu-mruknął i ziewnął, a Thomas wyjął ponownie mapę by pokazać ją ich dwójce.

-Skoro się przemieszczali....jak myślicie dokąd mogli pójść?-zapytał chłopak wyraźnie zaaferowany. Luke westchnął i trzymając dystans zaczął obchodzić drzewo uważnie wgapiając się w ziemię. Wykrywanie śladów....było łatwiejsze na śniegu....a szczególnie że mieli piękną pogodę...tropienie człowieka....od dawna nie był na takim polowaniu, jednak te rutynowe czynności aż przyprawiały go o mdłości....aż czuł zapach krwi... W końcu lekkie nierówności na podłodze, przysłonięte puchem dały mu pewność. Stanął i wskazał pień drzewa.

-Dwie opcje. Albo teleportowali się spod konara tego drzewa...albo tam jest przejście-powiedział po czym bez ostrzeżenia zaczął biec w stronę wierzby.

-Ej zaczekaj!-krzyknął za nim Thomas, jednak Luke nie musiał słuchać jego rad. Odskoczył w bok, gdy tylko wyczuł nad sobą ruch powietrza i już po kilku sekundach wślizgnął się wprost pod konar znikając w puchu i gąszczu pnączy. 

Dwójka chłopaków zaniemówiła i zawahała się czy pobiec za zielonookim, jednak zanim zdążyli się ruszyć. Evans nagle wyskoczył spod drzewa i unikając ramion Bijącej Wierzby wrócił na swoje miejsce obok chłopaków i lekko się przeciągnął.

-To korytarz....ciągnie się od tego drzewa w tamtą stronę-mruknął pokazując wprost na zakazany las. 

-Czyli....są w zakazanym lesie?-zapytał nadal zszokowany popisem, Weasley.

-Nie...myślę, że korytarz może odrobinę zbaczać z kursu....więc raczej myślałbym co jest najbliżej zakazanego lasu....coś do czego nikt się nie zbliża...-mruknął i spojrzał na Thomas'a, chcąc na nim wymusić ruszenie tych kilku komórek mózgowych.

-Wrzeszcząca Chata?-zapytał niepewnie, a Luke pstryknął palcami zadowolony.

-Jednak nie jesteś takim półgłówkiem jak Weasley-prychnął i odwrócił się do nich plecami.

-Ej! A ty gdzie?-warknął rudzielec.

-Do dormitorium....i radzę nie iść korytarzem....jak was tam złapią będziecie w potrzasku...-prychnął i po chwili zniknął im z oczu.

Evans westchnął widząc, że tamta dwójka nie rzuca się za nim. Skierował się do Wieży Astronomicznej i drapiąc się po karku mruknął kilka przekleństw....za długo czekał...Z każdym dniem on zmienia nastawienie do tej grupki....jak tak dalej pójdzie...to cofnie się....a nie mógł sobie pozwolić na ten sam błąd co kilka lat temu....nie mógł....

Zaczął powoli nastawiać pułapki stworzone z run....

**********************************************************

Niespodzianka dla Nocnych Marków lub osób przed szkołą <3

Spadkobierca Czarnego Pana |Harry Potter|Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora