Rozdział 9

281 25 0
                                    

Siedział z lekko spuszczoną głową. Minęły ponad dwa miesiące....a on...on nadal wracał tam....i patrzył na tą parę...zupełnie tak samo jak teraz. Nie potrafił po prostu odwrócić wzroku od tafli lustra. Każda sekunda w tym pokoju była niczym szpilka wbita głęboko w skórę.....bolało....cholernie go bolało, jednocześnie ten widok był dla niego tak bardzo uzależniający. Westchnął widząc promienie słońca, które zaczęły przebijać się do środka komnaty. Zrezygnowany, wstał i machnięciem różdżki rzucił na siebie zaklęcie kamuflujące i z westchnieniem wyszedł przez drzwi kierując się do wierzy Gryfonów.

Dni w tej przeklętej szkole dłużyły mu się, a o dziwo....obecność jego Pana nie przynosiła mu ukojenia. Czuł się znudzony słuchaniem tego co już wiedział....ucząc się tego co już potrafił. Nie miał co robić. Księgi, które były dostępne dla niego nie były czymś nadzwyczajnym w jego mniemaniu. Brak wymagającej nauki, pojedynków...czarnej magii sprawiały, że czuł się....niezwykle znudzony...prawie zmęczony ciągłą monotonią.

Luke przeciągnął się nawet nie spostrzegł a znów siedział w tej głupiej ławce i patrzył na ruchy różdżki profesor McGonagall. Jednak miał wiele czasu dzięki temu by myśleć o dyrektorze Hogwartu. Od czasu ich spotkania starzec nie odezwał się do niego...nie widział by go obserwował, ale czuł...że Dumbledore nie blefował... wiedział o nim i pilnował go. Dlatego też nie mógł powiedzieć swemu panu o tym. Nie chciał już od samego początku być nieprzydatnym, a wręcz szkodzić Lordowi Voldemortowi. Miał zamiar to naprawić....ale nie wiedział jak, mógłby to zrobić. 

Evans westchnął zmęczony monotonią kolejnego dnia. Wszystko dla niego zdawało się nudne i szare, lekcje, ludzie....nigdy nie przypuszczał, że bycie wtyczką śmierciożerców może być tak mdłe.

Szedł z wolna korytarzem, myśląc o tym jak czas w tej szkole dłuży mu się, tak że aż wszystko zdawało się jednym, zapętlonym dniem. Stanął w półkroku widząc zbiorowisko na jednym z pomniejszych placów. Pod poszarzałym drzewem stał Draco Malfoy ze swoimi przydupasami, oraz....trójka Wesley'ów wraz z Granger i....Adamsem. Żołądek Luke wywrócił się do góry nogami widząc jego twarz i aurę, jak zawsze promienną i uśmiechniętą. 

Brunet stał pomiędzy grupkami i ze spokojnym uśmiechem, pewnie starał się zaradzić sytuacji, co dziwne Ślizgon, syn śmierciożercy wydawał się powoli odpuszczać. Brew Luke'a zadrżała. Był wściekły, że ten podrzędny Puchon wtrąca się w te piękne show, które miało się odbyć. 

Luke po kryjomu wyciągnął różdżkę i widząc, że nikt nie zwraca uwagi na niego machnął ną.

-Levicorpus-szepnął, a Thomas podleciał do góry i zawisł nad widownią do góry nogami, a po chwili spadł na Gryfonów, którzy zaskoczeni nie byli w stanie uskoczyć. 

Brunet schował różdżkę i patrzył jak Ślizgoni oraz Gryfoni zaczynają kląć na siebie rzucając nawzajem na siebie zaklęcia.

Nagle chłopak zobaczył jak Snape wyrywa się zza tłumu, a dzieciaki zaczynają się rozchodzić uciekając z miejsca, biedna grupka jednak nawet nie miała jak uciec, bo mężczyzna dopadł do nich gromiąc spojrzeniem.

Evans z lekkim uśmiechem odwrócił się chcąc wycofać się jak reszta gapiów, jednak ku jego przerażeniu stanął oko w oko z dyrektorem Dumbledor'em. Siwowłosy staruszek przejeżdżał dłonią po swojej brodzie przyglądając się jak opiekun Slytherinu gani zgraję.

-Przyda się im odrobinę czasu razem w kozie, by się lepiej poznali-powiedział z uśmiechem do Luke'a.- Ja trochę inaczej postarałbym się by się pogodzili, ale każdy ma swój sposób czyż nie, Luke?

Mężczyzna odwrócił się do niego plecami i machnął na niego dłonią by poszedł za nim. Evans z oporem zaczął iść za dyrektorem rzucając ostatnie spojrzenie Thomas'owi, który poganiany przez Snape'a, zaczął iść za grupą Gryfonów i Ślizgonów.

***

Książki latały wokół głowy bruneta, gdy ten patrząc w oczy dyrektora machnął różdżką. Nie wiedział czy ten stary dziad, myślał, że poukłada mu książki ręcznie, co zajęłoby mu wiele dni, czy magicznie, tak jak teraz robił.

Luke, nie potrafił wywnioskować po jego twarzy co myśli, jednak nie miał zamiaru siedzieć w tym gabinecie więcej niż musiał.

-Skończyłem-burknął.

Mężczyzna westchnął widząc nienawistny wzrok dzieciaka.

-Chłopcze....to miała być kara, a poza tym i tak nudzi ci się na lekcjach...więc po co się tak śpieszysz?-powiedział spokojnie przechodząc przez pokój i podchodząc do jednego z regałów. Przejechał dłonią po grzbietach książek i wyciągnął jedną z nich. Podszedł do chłopaka.

-Jesteś bardzo dobrym uczniem, Luke. Masz nieskazitelne oceny, świetne wyniki, które nie spadają poniżej stu procent....a jednocześnie jesteś lojalnym gryfonem, dlatego nie każę cię za patrzenie w Zwierciadło Ain Eingarp po nocach....-spojrzał na niego spokojnym wzrokiem, ale poczuł lekkie zdziwienie, gdy zauważył że jego słowa nie są brane jako pochwała.-...jednak...nie będę tolerował krzywdzenia innych uczniów. 

-Nie obchodzi mnie twoje zdanie-warknął chłopak, zacisnął zęby we wściekłości.

-A jednak wysłuchałeś mojego zdania do końca-powiedział staruszek znowu uśmiechając się do chłopca, podszedł do niego i podał mu trzymaną książkę.- Skoro nasz program nauczania jest dla ciebie tak mało wymagający, to mogę nałożyć na ciebie więcej obowiązków-powiedział i mimo nienawistnego spojrzenia poklepał go po głowie. - Skoro nie masz zamiaru sam dostosować się do szkolnego życia i znaleźć przyjaciół to ja będę twoim pierwszym, przymusowym -powiedział cicho prychając pod nosem na to stwierdzenie.

Usiadł za swoim biurkiem i spojrzał na chłopca ściskającego w rękach daną mu literaturę jakby chciał ją rozerwać. 

"Dużo pracy przed nami" Pomyślał Dumbledore. Widział w chłopaku...coś co przypominało mu jego starego ucznia...jednocześnie jego złe nastawienie do szkoły i ludzi były niewyobrażalnie większe. Musiał szybko zareagować, zanim Voldemort pochłonie go robiąc z niego marionetkę, tym razem miał zamiar zatrzymać krążące zło i uratować chłopca...nie tak jak zrobił z Tomem....nie tak jak zrobił z Harrym.

-Masz tydzień na przestudiowanie wiedzy zawartej w tej książce, gdy skończysz możesz zgłosić się do mnie-stwierdził z uśmiechem.

Spadkobierca Czarnego Pana |Harry Potter|Where stories live. Discover now