Rozdział 5

373 38 6
                                    

Dwójka Gryfonów stała przed biurkiem Snape'a w milczeniu, jakby ktoś rzucił na nich zaklęcie Silencio. Nie potrafili odpowiedzieć na żadne pytanie zadane przez profedora ich pokazowy lincz na środku klasy w obecności Ślizgonów i reszty z domu Gryfindorów, był niczym miód na uczy Luke'a. Z wielką przyjemnością, patrzył na spuszczone i przerażone spojrzenia tej dwójki idiotów. Raz po raz szukając ratunku przejeżdżali wzrokiem po klasie często natrafiając na jego drwiący uśmiech, o którym niestety zapominali po kilku chwilach. Chciał ich dobić będąc szyderczym, ale....

Chłopak pomasował się po ramieniu, jakby nadal odczuwał ból na plecach. Czasami ten fantomowy, urojony objaw pojawiał się w jego głowie, mieszając mu i wyrzucając zakopane wspomnienia na wierzch, by znów i znów musiał przeżywać te katusze...To zawsze wracało, jako koszmary. Chłopak przełknął ślinę mocniej zaciskając palce na ramieniu.

-Proponuję ci wziąć głęboki oddech i powoli go wypuścić-lekko piskliwy głos doszedł do jego ucha. Jego sąsiadka, o kręconej burzy włosów wpatrywała się w niego uważnie.

-Co...?-zaczął zdezorientowany Evans.

-Jestem Hermiona Granger-powiedziała dumnie i stanowczo, Gryfonka.-Masz atak paniki, pot, drżenie, ciężki oddech oraz bladość na twarzy...

-Panno Granger!-Snape krzyknął w ich stronę pouczając dziewczynę.-Może Pani nam powie jakie składniki są niezbędne do przygotowania eliksiru chroniącego przed ogniem.

Dziewczyna wstała i bez zastanowienia, czy chwili ciszy odpowiedziała.

-Krew salamandry, Brodawkolep oraz Wybuchające Muchomory.

Severus zagryzł wargę i chciał już zadać kolejne pytanie, gdy Luke wstał i lekko ukłonił się na znak szacunku.

-Proszę o wybaczenie, Panna Granger, była zmartwiona moim zachowaniem, przez co zakłóciła lekcje-stwierdził chłopak.

-Imię?!-warknął mężczyzna wbijając swój wzrok w prowodyra, jak mniemał.

-Luke Evans.

-...Evans....-burknął mężczyzna na chwilę zatracając się we wspomnieniach, a zaraz po tym stracił zainteresowanie uczniem i uczennicą stojącymi w ławce oraz wrócił do gnębienia Gryfonów. Luke usiadł w ławce i pociągnął za sobą zaskoczoną dziewczynę.

-Jak...-szepnęła w jego stronę. Ten jednak syknął w jej stronie i marszcząc brwi wbił w nią spojrzenie.

-Nie interesuj się, szlamo-burknął i odwrócił głowę od niej. Nie zwracał przez chwilę uwagi na dziewczynę, przez co nie zauważył delikatnych łez spływających po jej policzkach.

Pokazowa lekcja skończyła się i uczniowie mogli skierować się do pracowni Ochrony Przed Czarną Magię. Gdy brązowowłosy tylko zbliżył się do okropnie śmierdzącej klasy, poczuł mdłości i bóle głowy, przez pierwszą chwilę pomyślał iż to ten silny zapach, przyprawia go o zawroty jednak, na raz ból głowy oraz blizn na plecach dał mu znać, że to coś poważniejszego. 

Luke podrapał się po policzku w niecierpliwości czekając na lekcje, która zaczęła go mocniej interesować.

Jego rówieśnicy gnieździli się na korytarzu zasłaniając nosy i usta, czasami nawet odchodzili spory kawałek by nie dusić się zapachem stęchlizny zmieszanej z czosnkiem. On jednak czuł dreszcze przechodzące po jego plecach oraz ramionach, jakby czuł oddech na karku. 

"Myślałem, że lekcja profesora Snape'a będzie najbardziej interesująca....jak się okazuje, najlepsze mam przed sobą" Pomyślał chłopak czując ból na skroni i plecach. Jego podekscytowanie sięgnęło zenitu gdy, zza drzwi wyłonił się mężczyzna w fioletowym turbanie. Wbił w niego swoje oczy, jedynie na chwilę, jednak tyle wystarczyło by Evans zrozumiał, że ma do czynienia z jednym z podwładnych Voldemorta. Tylko ci najbardziej oddani posiadali tak zimne i złowrogie spojrzenie, jakież było jego zdziwienie, gdy profesor Quirrell jąkającym głosem zaprosił ich do środka, niczym sprawny aktor oddając się show. 

Lekcja wypełniona urywanymi słowami, przerażonymi piskami oraz odorem czosnku, przyprawiała chłopca o wymioty. Jak jeden z nich mógł tak poniżać się przed śmieciami z Hogwartu, jakim cudem był zdolny tak nisko upaść?

Po ponad godzinie lekcja skończyła się, a on poczuł jakby wielki ciężar spadł z jego ramion. Chciał wyjść i zapomnieć o tym beznadziejnym przedstawieniu, jednak głos profesorka rozdarł powietrze.

-P-p-panie...E-E-e-ev-evans....-zająkał mężczyzna.-P-p-pro-proszę z-zostać n-na ch-ch-chwi-lę.

Chłopak stanął w pół kroku i bez słowa zawrócił stając na środku sali, by przepuścić swój rocznik przez drzwi. Te huknęły ciężko, gdy ostatnia osoba zamknęła przybytek. Cisza wiła się pomiędzy nimi, jakby chcąc przerazić dzieciaka, jednak...on stał bez strachu czy cienia niepokoju. Przecież był tym, którego naznaczona piętnem Pana, najmłodszy i najlepszy śmierciożerca, który miał zamiar stąpać za nim, być niczym, a jedynie sługą. Cieszył się tym zaszczytem, więc czemu miałby się bać jakiegoś niższego rangą sługi? Nikt nie był mu równy, bo został stworzony i poświęcony swojemu Panu.

-Kim jesteś dziecko?-zapytał się spokojnie Quirrell, co zdenerwowało Luke'a. Ten podrzędny tępak nie wyczuwał jego przynależności do Pana?! Ciężki i wściekły wzrok wbił się w mężczyznę.

-Jestem wnukiem Avery'ego, Pierwszego sługi Tego Którego Imienia Nie Można Wymawiać, oraz synem jego najbardziej uniżonego oraz lojalnego sługi, Avery'ego II Evansa. A kim ty jesteś?!-zapytał oskarżającym i zimnym tonem. 

Mężczyzna warknął i otworzył usta by wydrzeć się na dzieciaka, jednak głos spod turbanu odezwał się uciszając mężczyznę.

-Syn, chłopca Avery'ego.....tak....gdy byłem duchem, dane mi było zobaczyć, że gotuje dla mnie prezent powitalny...Daj mi spojrzeć na niego, Kwiryniuszu!

Mężczyzna odwrócił się do Luke'a tyłem i odwinął kaptur ukazując narośl imitującą twarz.

-Witaj dziecko~


Spadkobierca Czarnego Pana |Harry Potter|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz