Rozdział 27

114 19 0
                                    

Thomas i reszta szukali już od dwóch godzin zielonookiego, który bez słowa zniknął z biblioteki i nie pojawił się przez dobrą chwilę. Sprawdzili kilka razy czy na pewno nie wrócił na ich miejsce do nauki, ale nie....rozpłynął się w tej wielkiej szkole, a oni nie mieli pojęcia gdzie jest. Lekko zdenerwowani postanowili podejść do dyrektora by dowiedzieć się co się stało i dlaczego ich nowy znajomy tak nagle odszedł. 

Adams zaciągnął przyjaciół do gabinetu dyrektora, bo kto jak nie on ma wiedzieć, gdzie chłopak się znajduje, a powinni dokończyć jeszcze zadanie z eliksirów...

-Wejść-zawołał do nich ciepły głos Dumbledore'a.

Dzieciaki weszły do pokoju mężczyzny, który dumnie stał za swoim biurkiem i oglądał jakieś papiery. Spojrzał na gromadkę i uśmiechnął się do nich.

-Co was tutaj sprowadza?-zapytał.

-Em...-zająknął się Thomas.- Czy wie dyrektor może , gdzie jest Luke?-czuł jak teraz jego pytanie brzmi dziecinnie i nie na miejscu....nie do najpotężniejszego czarodzieja na świecie.

-Hm....wiem...jednak wolałbym byście teraz mu nie przeszkadzali. Odrobinę...przeziębił się-mruknął zatracając się w myślach, a jego twarz przysłonił cień troski.

-P-przeziębił się?-zapytała Hermiona.

Dyrektor kiwnął poważnie głową.

-Przejdzie mu do jutra..zawsze przechodzi-powiedział jakby do siebie. Był zmartwiony. Dobrze wiedział, że te ataki powtarzają się od trzech lat...ale przez to, że Luke nie pozwolił mu nigdy spojrzeć na runy, które sprawiają mu tyle bólu...nie mógł powziąć odpowiednich kroków: znaleźć odpowiedniego mistrza run....czy chociażby samemu spróbować swoich sił. Jedyne co mu zostało to pilnowanie by nikt go nie dojrzał podczas ataku, wyciszanie pokoju i pilnowanie by nie zrobił nic głupiego. Musiał szybko do niego dotrzeć bo umysł chłopaka bardzo na tym cierpiał. 

Jego wzrok znów zawędrował do dzieciaków, które nie wychodziły przez jego wzrok i atmosferę. 

W końcu...postawił jakieś kroki. Jedna runa zniknęła z pleców Luke'a i najwyraźniej było to związane właśnie z nimi. Dobrze znał zielonookiego i nigdy tak szybko i mało opornie nie zgodziłby się na "przyjaźń" z tą czwórką. Voldemort ma w tym swój interes i on to dobrze wiedział....jednak...Luke jest jego uczniem, a ta czwórka świetnie sobie radzi z nim. Zaskakują go każdym słowem i zachowaniem. Są silni jak na swój wiek, mimo że nie przeszli żadnego szkolenia, a jednocześnie bardzo chcą się dokopać do Evans'a...bo pewnie mimowolnie tak jak on wiedzą...wiedzą, że Luke nie żył jak normalny dzieciak i to co nosi w sobie, jest przerażające.

-Thomas...-zaczął Dumbledore, zanim dojdzie do jakiejś tragedii musiał ich upomnieć.- Chcę byś zaczął trening z twoją legilimencją-powiedział, a cała czwórka zmrożona spojrzała na niego. Jak dyrektor się dowiedział? Przecież nikomu nie mówili. Nie po tym jak doszło do tamtego nie porozumienia z uprzedniego roku.- Wiem, bo jestem dyrektorem i mało rzeczy ujdzie mojej uwadze-powiedział patrząc na nich uważnie.- Puściłem mimo oczu to co stało się z Dylanem West z domu Slytherina w tamtym roku-powiedział spokojnie, a ci pobledli jeszcze bardziej.- Nie była to wasza wina, a szczególnie nie twoja Thomas...jednak nadal chcę by ktoś nauczył cię jak się posługiwać taką mocą...a szczególnie jak nie zrobić sobie, ani innym szkody-powiedział dojrzale i podszedł do chłopaka. Położył mu dłoń na ramieniu i uśmiechnął się do zgrai, zapewniając ich, że nie są w tarapatach.

-Komuś?-zapytał chłopak półprzytomnie.

-Tak...twoja moc może wyrządzić wiele krzywdy...ale nie tylko przez to, że wyciągniesz jakieś informację....twoja magia aktualnie jest bardzo porywcza i wyrywa fragmenty wspomnień z pamięci, zamiast je obserwować więc zostawia po sobie małe spustoszenie...-powiedział, a uczniowie spojrzeli na niego przerażeni.- Oczywiście...nie na tyle duże by normalny człowiek nie poradził sobie z nim w więcej niż cztery dni...jednak...nie wszyscy w tej szkole mogą być w tak dobrym stanie-powiedział wzdychając.- Powiedziałem to nie bez powodu...jednak dopowiem dosadniej...-mruknął i spojrzał w oczy Adams'owi, który nie mógł oderwać wzroku od mówiącego dyrektora.- Proszę abyś nie używał legilimencji na Luke'u-powiedział, i kątek oka dojrzał wściekłość od strony Weasley'a.

-Dlaczego?-zapytała zaskoczona i przejęta dziewczyna.

-Bo umysł Luke'a tego nie zniesie-powiedział i westchnął. Widząc jednak brak zrozumienia postanowił wytłumaczyć.- Widzicie...-mruknął i podszedł do swojego biurka.- Luke przeszedł wiele....jego umysł jest jak wykałaczka i w rękach nawet dziecka...może się połamać i już nigdy nie połączyć-mruknął.

-Czyli stanie się dokładnie to, co z moją siostrą-powiedział zawzięcie Ron, a jego przyjaciele uciszyli go spojrzeniem.

-Nie, Ron...twoja siostra została uwięziona w swoim ciele...nie złamana...to co by się stało z Luke'iem...jest równoznaczne ze śmiercią. Nawet święty Mung by go nie przyjął-powiedział patrząc jak te wiadomości powoli docierają do opornego i zawziętego w nienawiści, Weasley'a.

Cisza i strach wywołany tymi wiadomościami przetoczyły się po pokoju oraz sercach dzieciaków. Przerażająca wizja zakiełkowała w  ich głowach. Co gdyby Thomas chciał wypróbować swoją moc? Co gdyby wbił się w głowę Luke'a, zaraz po ich pierwszej namowie? Czy nawet kolejnej? Adams do końca życia pewnie by się zadręczał, wraz z nimi. Może zostaliby oskarżeni o morderstwo?

-Thomas...-ciągnął dyrektor.- Uczyć cię będzie Severus Snape, co drugi dzień. Jeśli będziesz miał jakiekolwiek pytania, proszę byś je kierował do niego lub do mnie-powiedział i uśmiechnął się.- Dobrze się stało, że ta moc trafiła do ciebie chłopcze...inni już dawno popełnili by wiele wykroczeń na twoim miejscu-powiedział i kiwnął głową chcąc dodać im otuchy.

***************************************************************************

Jeszcze.....

Spadkobierca Czarnego Pana |Harry Potter|Where stories live. Discover now