11. Koty i psy

2.1K 138 85
                                    

To było najgorsze Boże Narodzenie w życiu Antares. Podczas wspólnego śniadania nie za wiele się odzywała, prawie nie tknęła przygotowanych pyszności. Snape zerkał na nią ukradkiem spod przymrużonych oczu, a profesor McGonagall błądziła wzrokiem to od niej to do Harry'ego. Nawet profesor Dumbledore zauważył, że przy świątecznym stole panuje niespokojna atmosfera i próbował jakoś ją rozładować żartami, ale nikomu nie było do śmiechu. W końcu Antares odeszła od stołu, nie mogąc dłużej tego znieść. Zamknęła się w sypialni i zakopała w pościel, a Freddie zwinął się w kłębek obok niej. By ją pocieszyć, wyciągnął z kieszonki na brzuszku bransoletkę. Przez łzy uznała to za urocze.

– On i tak by się dowiedział – powiedziała Dafne, gdy wróciła ze śniadania.

– Poznał kłamstwo, a nie prawdę – odparła Antares. – To nie mój ojciec...

– Wiem, An, ja to wiem – przerwała jej przyjaciółka, siadając obok na łóżku i kładąc jej dłoń na ramieniu. – Ale chwilowo nic nie poradzisz... Potterowi na pewno przejdzie. Przecież teraz, gdy twój ojciec w końcu się uwolnił, ta sprawa na pewno zostanie rozwiązana.

– O ile dementorzy go nie zabiją – mruknęła Antares pod nosem, ale Dafne i tak to usłyszała.

– Nie otworzyłaś jeszcze swoich prezentów – zmieniła temat panna Greengrass, pokazując na stos paczuszek. – Nie chcesz zobaczyć, co dostałaś?

– Jeśli to nie jest święty spokój, to podziękuję.

Dafne westchnęła ciężko zrezygnowana i poszła do łazienki. Antares wykorzystała sytuację i szybko się ewakuowała z dormitorium. Nie wiedząc, co ze sobą zrobić, zamknęła się w jednej z pracowni eliksirów – teraz okropnie pustej – i na chwilę przymknęła oczy.

Nie mogła obwiniać Harry'ego, że tak zareagował. To w końcu byli jego rodzice. Ale nie zmieniało to faktu, że była na niego zła, bo nie chciał jej wysłuchać. Myślała, że ich przyjaźń coś dla niego znaczy, a tymczasem Harry uniósł się złością, nie chcąc poznać reszty faktów. Gdy w zeszłym roku wszyscy się go bali, podejrzewając, że był dziedzicem Slytherina, Antares nawet przez głowę nie przeszło, by się od niego odwracać. Była też zła na siebie. Gdyby prędzej mu powiedziała, być może ta sytuacja nie miałaby teraz miejsca.

Bardzo chciała spotkać się z tatą – nawet jeśli miałby być tylko psem. Po prostu przez chwilę chciała poczuć, że nie była w tym wszystkim kompletnie sama. Żałowała, że profesor Lupin opuścił szkołę na święta. On jedyny mógłby jakoś uśmierzyć jej ból.

Antares starła łzy i podeszła do szafki z ingrediencjami. Wyciągnęła kilka flakoników oraz siateczek, postawiła kociołek nad palnikiem i zaczęła warzyć eliksir. Co prawda uczniom nie wolno było bawić się eliksirami bez obecności nauczyciela, ale Antares miała to teraz głęboko w poważaniu. Jedynie pracą umysłową mogła sobie jakoś z tym wszystkim poradzić.

– Na brodę Merlina, co ty robisz? Chcesz, żeby cię wywalili?

Hermiona Granger stała w drzwiach. W ręku trzymała Krzywołapa, który zeskoczył na ziemię, a potem wspiął się na biurko, by popatrzeć, co robiła Antares. Ślizgonka miała czasami wrażenie, że ten kot gapił się na nią w dziwny i niewytłumaczalny sposób.

– Co tu robisz? – zapytała, nie podnosząc wzroku.

– Chciałam z tobą porozmawiać – powiedziała stanowczo Hermiona. – Chyba mamy o czym.

– Wydaje mi się, że nie – burknęła Antares.

– Och, Antares, proszę cię. Chyba rozumiesz wściekłość Harry'ego. To przecież byli jego rodzice, a twój ojciec...

The Bloodline | Harry Potter FanfictionWhere stories live. Discover now