Kiedy Antares wskoczyła na Grimmauld Place, od razu wiedziała, że coś się stało. Harry, Hermiona i Ron stali w trzech różnych końcach salonu i wpatrywali się w siebie nawzajem, z czego Hermiona miała najpoważniejszą minę z ich wszystkich.
– To może... ja przyjdę później – zasugerowała.
– Nie, zostań! – powiedziała twardo Hermiona. – Zostań i powiedz Harry'emu, że powinien bardziej kontrolować swoje połączenie z Voldemortem. To nie jest bezpieczne, że co chwila wnika w jego umysł.
– Znowu coś widziałeś? – zapytała Antares, siadając przy najbliższym krześle.
– Tak, Voldemort dorwał Gregorowicza. Wniknął w jego wspomnienia i ujrzałem, jakieś młodzieńca o złotych włosach, który wyskoczył przez okno i... Voldemort się wściekł. Pytał Gregorowicza, kto to, ale ten nie wiedział i chyba go zabił.
Antares odruchowo mocniej ścisnęła rękę na swojej różdżce.
– Tak myślałam, że tego szuka – szepnęła, pocierając brodę. – Jest taki głupi.
– Szuka czego? – zapytała Hermiona.
– Tego – powiedziała, kładąc różdżkę przed nimi. – Różdżka Dumbledore'a.
– Nic nie rozumiem – mruknął Harry, siadając na stołku. Ron zrobił to samo i we trójkę wpatrzyli się w nią z zaciekawionymi minami. – Po co Voldemortowi różdżka Dumbledore'a?
– Z tego samego powodu, dla którego ja jej używam – odparła, a widząc, że nie rozumieją, westchnęła ciężko. – Znacie Opowieść o Trzech Braciach?
Harry odpowiedział: „Nie", ale zarówno Ron, jak i Hermiona powiedzieli: „Tak".
– Jest w książce, która podarował mi Dumbledore – powiedziała, grzebiąc w swojej torebce. – O, mam! Baśnie Barda Beedle'a, przeczytałam ją już kilkukrotnie, ale... To tylko opowieści dla dzieci.
– Naprawdę tak uważasz? – zdziwiła się Antares. – Dumbledore wiedział, że jesteś inteligentna, Hermiono i dał ci tę książeczkę dla dzieci z nadzieję, że zrozumiesz...
– Zrozumiem co?
– Przeczytałabyś na głos? To najlepszy sposób, żebyśmy wszyscy zrozumieli, o co chodzi.
– Ee... no dobrze...
Otworzyła książkę, odkaszlnęła i zaczęła czytać.
– Było raz trzech braci, którzy wędrowali opustoszałą, krętą drogą o zmierzchu...
– Mama zawsze mówiła „o północy" – wtrącił Ron, który wyciągnął się wygodnie w fotelu, z rękami za głową, żeby słuchać.
Hermiona spojrzała na niego z niesmakiem.
– Przepraszam, po prostu uważam, że „o północy" brzmi trochę straszniej!
– Czytaj dalej, Hermiono – dodał szybko Harry.
– Doszli w końcu do rzeki zbyt głębokiej, by przez nią przejść, i zbyt groźnej, by przez nią przepłynąć. Bracia znali się jednak na czarach, więc po prostu machnęli różdżkami i wyczarowali most nad zdradziecką tonią. Byli już w połowie mostu, gdy drogę zagrodziła im zakapturzona postać. I Śmierć przemówiła do nich...
– Chwileczkę – przerwał jej Harry. – Śmierć do nich przemówiła?
– Harry, to jest bajka!
– No tak, przepraszam. Czytaj dalej.
– I Śmierć przemówiła do nich. Była zła, że tym trzem nowym ofiarom udało się ją przechytrzyć, bo zwykle wędrowcy tonęli w rzece. Nie dała jednak za wygraną. Postanowiła udawać, że podziwia czarodziejskie uzdolnienia trzech braci, i oznajmiła im, że każdemu należy się nagroda za przechytrzenie Śmierci. I tak, najstarszy brat, który miał wojownicze usposobienie, poprosił o różdżkę, której magiczna moc przewyższałaby moc każdej z istniejących różdżek, za pomocą której zwyciężyłby w każdym pojedynku, różdżkę godną czarodzieja, który pokonał Śmierć! I Śmierć podeszła do najstarszego drzewa rosnącego nad brzegiem rzeki, wycięła z jego gałęzi różdżkę i dała najstarszemu bratu, mówiąc: „To różdżka z czarnego bzu, zwana Czarną Różdżką. Mając ją w ręku, zwyciężysz każdego".
![](https://img.wattpad.com/cover/302206506-288-k254201.jpg)
YOU ARE READING
The Bloodline | Harry Potter Fanfiction
FanfictionAntares Aurora Black to niepokorna córka groźnego przestępcy Syriusza Blacka. Choć przeszłość jej ojca od dziecka daje jej w kości, stara się żyć w wierze, że prawda ujrzy kiedyś światło dzienne. Tymczasem trafia do Hogwartu, gdzie poznaje Harry'ego...