59. Wizyta w szkole

1.1K 98 25
                                    

Minęły święta, zakończyły się również ferie bożonarodzeniowe, ale na dworze nadal było mroźnie. Gruba warstwa śniegu okrywała ziemię. Antares przeciskała się przez zaspy i mocniej naciągała szal na twarz. Było paskudnie zimno, a szła już od dobrych trzydziestu minut, bo teleportowała się daleko od Hogsmeade, nie chcąc uruchamiać alarmu.

Wioska po zmroku była ponura. Nie za wiele osób odważyło się wyjść na mgliste ulice. Dementorzy czaili się w pobliżu, gotowi do zaatakowania. Ostrożnie przemknęła na tył Gospody pod Świńskim Łbem i przez kuchnię weszła do środka niezauważona. Wspięła się po drewnianych schodach i weszła do najbliższego pokoju.

– Puka się! – warknął mężczyzna w środku.

Na pierwszy rzut oka wyglądał jak Albus Dumbledore. Trzeba się było przyjrzeć, by zobaczyć drobne rzeczy odróżniające go od brata.

– Witaj Aberforthcie – przywitała się ciepło. – Jak samopoczucie?

– Mogło być lepsze – mruknął wymijająco.

Antares przeniosła spojrzenie na obraz wątłej dziewczynki w skromnym ubraniu, która trzymała w rękach książkę. Dziewczynka uśmiechnęła się do niej promiennie.

– Więc to Ariana – powiedziała.

– Tak. Czytałaś książkę Rity Skeeter, panienko, co?

– Nie, przeczytałam o niej w pamiętniku Grindelwalda – wyjaśniła.

Nawet w różowym blasku ognia widać było, że Aberforth troszkę się zmieszał.

– Kiedy moja siostra miała sześć lat, napadło ją trzech mugolskich chłopaków. Widzieli, jak robi czary, podpatrzyli ją przez żywopłot w ogrodzie na tyłach domu. Była jeszcze dzieckiem, nie potrafiła nad tym zapanować, nie potrafiłaby tego żadna czarownica w jej wieku. Pewnie się trochę przestraszyli, jak to zobaczyli. Przedarli się przez żywopłot, a kiedy nie potrafiła im pokazać, jak się robi takie sztuczki, trochę ich poniosło. Chcieli zmusić tę małą dziwaczkę, by więcej tego nie robiła.

Antares na niego nie spojrzała, ale czuła ból, który targał Aberforthem na wspomnienie siostry.

– To ją zniszczyło. Już nigdy nie była normalna. Nie chciała uprawiać czarów, ale nie mogła też pozbyć się swoich czarodziejskich zdolności. Zapadły w nią gdzieś głęboko, doprowadziły do obłędu i wybuchały, kiedy nie potrafiła nad nimi zapanować. Czasami zachowywała się bardzo dziwnie, była wtedy niebezpieczna. Ale zwykle była taka słodka, nieszkodliwa i wystraszona. Mój ojciec odnalazł łajdaków, którzy jej to zrobili, i ukarał ich. Zamknęli go za to w Azkabanie. Nigdy nie powiedział, dlaczego to zrobił, bo gdyby ministerstwo dowiedziało się, co się z nią stało, zamknęliby ją na zawsze w Świętym Mungu. Uznaliby, że stanowi poważne zagrożenie Zasad Tajności, bo rzeczywiście była niezrównoważona, a jej magiczne zdolności objawiały się co jakiś czas w sposób zupełnie przez nią niekontrolowany. Musieliśmy ją ukrywać. Przeprowadziliśmy się w inne miejsce, rozpuściliśmy pogłoskę, że jest chora, a opiekowała się nią moja matka, starając się, by była spokojna i szczęśliwa. Mnie lubiła najbardziej...

Umilkł. Wydawało im się, że z jego pomarszczonej, zarośniętej twarzy wyjrzał na chwilę łobuzowaty podrostek.

– Mnie, nie Albusa – ciągnął. – On, kiedy był w domu, wciąż przesiadywał w swojej sypialni, czytając książki i licząc swoje nagrody, korespondując z „najwybitniejszymi czarodziejami tamtych czasów". Nie chciał sobie nią zaprzątać głowy. Mnie słuchała, potrafiłem namówić ją do jedzenia, kiedy nie udawało się to mojej matce, potrafiłem ją uspokoić, kiedy dostawała jednego ze swoich napadów szału, a kiedy była spokojna, pomagała mi karmić kozy... A potem, kiedy miała czternaście lat... mnie wtedy w domu nie było, bo gdybym był, na pewno bym ją uspokoił... więc wpadła w szał, a moja matka nie była już taka młoda... no i... doszło do wypadku. Ariana nie potrafiła nad sobą zapanować. Matka zginęła.

The Bloodline | Harry Potter FanfictionWhere stories live. Discover now