53. Siedmiu Potterów

1.4K 100 63
                                    

Antares przeleciała spojrzeniem po członkach Zakonu Feniksa, przyglądających się jej z uwagą. Właśnie ostatecznie powtórzyli plan ewakuacji Harry'ego i teraz chwilowa cisza sprawiła, że w powietrze uniósł się lekki strach.

– Chodźmy – zarządziła Antares spokojnie. – Nie zwlekajmy. Co ma się stać, niech się stanie. Hagrid za chwilę dotrze na miejsce, więc lepiej, żebyśmy i my tam byli. Życzę wam powodzenia, może się przydać.

Wszyscy powoli zaczęli wychodzić. Najpierw Remus oraz Tonks, trzymający się za ręce, zaraz za nimi Syriusz, który poklepał córkę po ramieniu, zanim zniknął. Szalonooki Moody, podpierając się o laskę i dźwigający dwa ciężkie worki, wyszedł z domku przy jeziorze, kierując się za bramę, gdzie kończyły się bariery antydeportacyjne. Później wyszli Ron oraz Hermiona, uśmiechający się identycznie bliźniacy Weasley oraz ich brat Bill, który rozmawiał o czymś gorączkowo z Regulusem Blackiem. Antares pożegnała się z babcią oraz Narcyzą, a potem ona i Thomas skierowali się w stronę bramy, gdzie jako ostatni teleportowali się z głośnym „pop!".

– Wchodzić do środka! Szybko! – ponaglał wszystkich Moody. Hagrid zdążył się już wygrzebać z dawnego motoru Syriusza, a kilka trestali, które ze sobą przywiózł, nerwowo dreptało w miejscu.

– Nie spodziewałem się, że będzie was tylu! – powiedział Harry, jednocześnie radośnie ściskając Syriusza, gdy całą grupą wcisnęli się do domu przy Privet Drive 4 i ulokowali się w pustej kuchni.

– Zmiana planu – warknął Szalonooki. Jego magiczne oko wędrowało z oszałamiającą prędkością od ciemniejącego nieba po dom i ogród.

Wśród śmiechów i dogadywań usadowili się na krzesłach i czystych blatach albo oparli o lśniące czystością urządzenia kuchenne.

– Thomas, ty też tutaj? – zapytał Harry, ściskając jego dłoń.

– Zmusiła mnie – zażartował, kierując spojrzenie w stronę Antares, która podeszła już do okna, by zasłonić zasłony i dać im trochę prywatności.

– Hej, Harry, zgadnij! – krzyknęła, siedząca na zmywarce do naczyń Tonks, pokazując mu lewą rękę, na której błysnął pierścionek.

– Pobraliście się?! – wrzasnął Harry, przenosząc wzrok na Lupina.

– Szkoda, że nie mogło cię być na weselu, Harry. Ale było bardzo skromne.

– To wspaniała nowina, gratulu...

– No dobra, dobra, później będzie czas na pogaduszki! – powiedziała Antares i w kuchni zaległa cisza. – Musieliśmy zrezygnować z planu A. Przekabacili Piusa Thicknesse'a, co stworzyło poważny problem. Wydał rozporządzenie, że podłączenie tego domu do Sieci Fiuu, umieszczenie tu świstoklika albo teleportowanie się zostanie uznane za ciężkie przestępstwo. Niby po to, żeby cię chronić, żeby nie wdarł się tu Sam–Wiesz–Kto, a przecież wiadomo, że zaklęcie twojej matki już dostatecznie cię chroni. A naprawdę chodziło mu o to, żebyśmy nie mogli wyciągnąć cię stąd w bezpieczne miejsce. No i jest jeszcze jeden problem: jesteś niepełnoletni, a to oznacza, że nadal ciąży na tobie Namiar.

– Ja nie...

– Ale to i tak nic nie zmienia – ciągnęła. – Śmierciożercy już wiedzą, że to dzisiaj chcemy cię stąd przenieść, a to oznacza, że będę na nas czekać. Wszyscy jesteśmy gotowi na walkę i ty też musisz. Niemniej możemy wykorzystać mały element zaskoczenia.

– Jaki? – zapytał Harry.

– Po pierwsze skorzystamy z tych środków transportu, których Namiar nie może wykryć, bo nie wymagają wypowiadania zaklęć, z mioteł, testrali i motocykla Hagrida. Zaklęcie twojej matki przestanie działać albo w chwili, gdy osiągniesz pełnoletność, albo kiedy przestaniesz uważać to miejsce za swój dom. Twoja ciotka i twój wuj już stąd wyjechali, tak? Rozstaliście się w pełni świadomi, że już nigdy nie będziecie razem mieszkać, tak?

The Bloodline | Harry Potter FanfictionWhere stories live. Discover now