39. Departament Tajemnic

1.8K 135 201
                                    

We czwórkę wyskoczyli z zielonych płomieni, rozglądając się po ciemnych i mrocznych korytarzach ministerstwa. Wokół było cicho oraz głucho. Każdy pracownik najwyraźniej poszedł już do domu. Nie było nawet strażników z nocnej zmiany.

– Chodźmy – powiedziała cicho Antares, kierując ich ku windom, gdzie nacisnęła przycisk „w dół".

Zjawiła się winda i ciężkie kraty się przed nimi rozsunęły. Niczym myszki wsunęli się do środka. Antares nacisnęła guzik z numerem dziewięć, krata zatrzasnęła się z hukiem i winda ruszyła w dół, grzechocząc i brzęcząc, a potem nagle skręcając w prawo i w lewo.

– Antares, mam nadzieję, że wiesz, co robisz – szepnęła z przerażeniem Hermiona, gdy kraty się rozsunęły i ujrzeli długi, chłodny korytarz z ciężkimi drzwiami na końcu.

– Nigdy nie czułam się pewniej – powiedziała.

Pierwsza ruszyła korytarzem i Harry energicznie poczłapał za nią. Czuła bijącą od niego energię, wielką chęć do działania. Harry od miesięcy śnił o tym miejscu i w końcu tu był, gotowy na wszystko, co miało stać się później.

– Nie wierzę, że to robimy – szepnął Ron.

Antares nacisnęła na klamkę i weszli do obszernego, okrągłego pokoju. Wszystko, łącznie z podłogą i sufitem, było czarne. Identyczne, nieoznaczone, pozbawione klamek czarne drzwi były rozmieszczone równomiernie wszędzie dookoła na czarnych ścianach, a między nimi płonęły niebieskim płomieniem świece, których zimne, migoczące światło odbijało się w błyszczącej marmurowej posadzce, sprawiając, że wyglądało to jakby mieli ciemną wodę pod stopami.

Ledwo drzwi się za nimi zamknęły, a w sali stało się tak ciemno, że przez chwilę widzieli jedynie pęki drżących błękitnych płomyków na ścianach i ich mętne odbicia na posadzce. Rozległ się głośny łoskot i świeczki zaczęły przesuwać się na boki. Okrągła ściana obracała się.

Hermiona schwyciła Harry'ego za ramię jakby w obawie, że poruszy się także podłoga, ale nie stało się tak. Na kilka sekund błękitne płomyki rozmyły się w na kształt neonowych linii, gdy ściana wirowała wokół, a potem, tak nagle, jak się zaczął, hałas ustał i wszystko znów znieruchomiało.

– A o co w tym chodziło? – zapytał Ron z przestrachem.

– Myślę, że to po to, żebyśmy nie wiedzieli, którymi drzwiami weszliśmy – powiedziała Hermiona przyciszonym głosem.

– Zgadza się – potwierdziła Antares. – Departament Tajemnic jest ściśle strzeżony. To ma zwieść potencjalnego złodzieja, ale przecież my wiemy, gdzie należy się udać. Harry, musisz pomyśleć o tym pokoju, o którym śniłeś.

Harry nie musiał nic powiedzieć. Wystarczyło, że przez jego myśl przebrnęło, gdzie chce się znaleźć, a drzwi po ich lewej stronie otwarły się, wyrzucając z wnętrza błękitną poświatę – nieprzyjemnie jaskrawą w porównaniu z ogólnym mrokiem. Ostrożnie weszli do środka.

– To tutaj! – szepnął uradowany Harry.

Wysokie jak katedra wypełnione było wyłącznie piętrzącymi się półkami, na których stały małe, zakurzone szklane kule. Połyskiwały mętnie w świetle sączącym się z lichtarzy, umieszczonych na półkach w pewnych odstępach. Podobnie jak te w okrągłej sali, świece płonęły niebieskim płomieniem. W pomieszczeniu było bardzo zimno.

Harry wyrwał się do przodu, mamrocząc pod nosem numery kolejnych rzędów. Obok nich w świetle rzucanym przez nie lśniła srebrna liczba pięćdziesiąt trzy.

– Myślę, że powinniśmy iść w prawo – wyszeptała Hermiona, zezując w stronę następnego rzędu. – Tak... tu jest pięćdziesiąt cztery...

The Bloodline | Harry Potter FanfictionWhere stories live. Discover now