19. Pierwsze zadanie

1.9K 118 63
                                    

Jednego z listopadowych dni podczas śniadania przy Antares wylądowała sowa o szarym upierzeniu, ale to nie był dostojny Arlo – puchacz jej babci – a nieznana jej mała sówka, która wręczyła jej list i szybko odleciała.

Droga Antares,

Pojawię się dzisiaj na chwilę w kominku Gryffidnoru, by porozmawiać z Harrym o tym, co się dzieje. Mam nadzieję, że nie jesteś zła i jakoś to rozumiesz. Harry jest teraz w ciężkiej sytuacji. Ktoś ponownie czyha na jego życie i jest to wielce niepokojące.

Miej uszy i oczy szeroko otwarte. Nigdy nie zaszkodzi, by ktoś obserwował z boku całą sytuację. Być może uda mi się po świętach zajrzeć do Hogsmeade jako Łapa. Z chęcią bym się wtedy z Tobą spotkał. Będę informować Cię na bieżąco.

Tata

Antares uśmiechnęła się lekko. Co prawda Syriusz nie powinien tak ryzykować, ale rozumiała jego chęć, by mieć oko na sytuację. I tak przez swoją ucieczkę został oddalony od większości wydarzeń, a teraz chodziło o zdrowie i życie jego chrześniaka. Nie była zła, że martwił się o niego. Antares siedziała bezpiecznie w szkole i robiła to, co do niej należało – uczyła się. Była tak daleko od zagrożenia, jak jej ojciec od opanowania perfekcyjnie baletu.

– Potter już coś wie o pierwszym zadaniu? – zapytał ją Draco tego samego dnia tuż przed zajęciami z eliksirów.

– A skąd miałby? – odparła.

– Potter już udowodnił, że ma swoje sztuczki.

– Nie bądź niemądry, Draco – parsknęła.

W porównaniu z zeszłym rokiem eliksiry mijały jej zaskakująco spokojnie. Snape mało się do niej odzywał, a i ona nie kwapiła się do rozmowy. Czasami podczas zajęć wyczuwała jego próby wdarcia się do jej głowy, ale zawsze go blokowała. Raz nawet udało jej się to zrobić na tyle silnie, że Snape skrzywił się z bólu i Ron zaczął szeptać podnieconym głosem coś o wylewie.

Z niepewnością chodziła na wróżbiarstwo, choć jej wróżenie z gwiazd było równie trafne, co odczytywanie przyszłości z ręki oraz kryształowej kuli. Lavedner Brown i Parvati Patil nadal czerwieniły się uszy z zazdrości od pochwał, jakie profesor Trelawney rzucała ku Antares na każdych zajęciach.

Lekcje obrony przed czarną magią robiły się coraz ciekawsze i jednocześnie coraz bardziej niebezpieczne. Gdy skończyli już omawiać zaklęcia niewybaczalne, profesor Moody przeszedł do jeszcze straszniejszych czarów i ich skutków, co czasami wprawiało w zakłopotanie albo nawet obrzydzenie. Dużo ćwiczyli praktycznie, ale nikt nie narzekał. W końcu nadrabiali zaległości z dwóch pierwszych lat.

Zdarzyło się raz, że profesor Moody zaczepił ją w bibliotece. Szukała właśnie książki o eliksirach, a Szloonoki Moody przyszedł po jakieś paskudnie grube tomisko. Zauważywszy ją, pokuśtykał w stronę Antares i spojrzał na nią jednym okiem, bo drugie powędrowało za jego plecy, jakby się bał, że ktoś go zaatakuje od tyłu.

– Black – powiedział trochę ostro. – Dobrze cię widzieć.

– Profesorze, mój niuchacz chyba nie...

– Co? Aaa... Nie! Na szczęście wszyscy ludzie i zwierzęta omijają mój gabinet szerokim łukiem – powiedział trochę już spokojniej. – Posłuchaj, rozmawiałem z profesorem Snapem...

– Mam nadzieję, że nie na mój temat – zażartowała.

– Właśnie na twój, Black – potwierdził. Trzymając książkę pod pachą, sięgnął po piersiówkę i upił z niej łyk. – Snape... Profesor Snape – poprawił się – mówił, że jesteś bardzo dobra z eliksirów, choć oczywiście nie powiedział tego wprost, a i ja nie mogę nie zauważyć, że radzisz sobie na moim przedmiocie.

The Bloodline | Harry Potter FanfictionOnde histórias criam vida. Descubra agora