49. Na szczycie wieży

1.3K 110 39
                                    

Antares w spokoju obserwowała, jak Harry pędził ku Wieży Astronomicznej, mocno ściskając pelerynę–niewidkę w ręce. Odprowadziła go wzrokiem tylko kawałek, a potem odsapnęła głośno. Serce jeszcze nigdy tak mocno nie biło jej w piersi, jak tego dnia. Musiała się pośpieszyć. Dumbledore'owi zajmie około piętnastu minut, zanim zorientuje się, że lokalizacja, którą wybrał, nie skrywa w sobie horcruxa.

Przeskoczyła po schodach i znalazła się na korytarzu na czwartym piętrze, gdzie stanęła przed starym lustrem o pozłacanej ramie. Stuknęło w nią różdżką i lustro przesunęło się w bok, ukazując wysokie, wąskie przejście. Trzy lata temu Fred i George poinformowali ją, że to przejście się zawaliło i rzeczywiście, gdy zeszła po krętych schodach oraz po krótkim spacerze napotkała na zwały ziemi oraz gruzu.

Błysnęło z jej różdżki światło, które uniosło grudy. Niczym błoto wtopiły się w ziemię wokół oraz ponad jej głową. Szare kamienie przyległy do ziemi, rozmnażając się niczym szalone króliki i tworząc solidną barierę, mającą uchronić tunel przed ponownym zawaleniem się.

Gdy było wszystko gotowe, cisnęła raz jeszcze zaklęciem. Niebieski promień przeleciał przez całą długość tunelu i zniknął za zakrętem. Usłyszała ciche kroki, z każdą sekundą coraz wyraźniejsze, a potem ujrzała blask różdżek i kilka postaci ruszyło ku niej.

– Jest i nasza bohaterka – usłyszała.

– Witaj, Bella – przywitała się sucho. – I inni... jak wam tam...

– Ruszać się! – ponagliła ich Bellatrix. – Chcę zobaczyć mord!

Antares ruszyła przodem, czując na karku śmierdzący oddech Greybacka.

– Dziwię się, widząc cię tutaj – zwróciła się do ciotki i Bellatrix spojrzała na nią zaskoczona. – Myślałam, że gardzisz mieszańcami, a jednak nie odeszłaś od Voldemorta.

– Nie wymawiaj jego imienia! – wrzasnęła Bellatrix, w nagłym odruchu przypierając ją do chłodnej ściany. Jej różdżka znalazła się niebezpiecznie blisko gardła Antares. – Te plugawe oszczerstwa wobec Czarnego Pana sprawiły tylko, że odeszli ci najmniej zaufani. Teraz jesteśmy silniejsi niż kiedykolwiek.

– Skoro tak mówisz – odparła Antares spokojnie. – Narcyza kazała cię pozdrowić – rzuciła oschle, wysuwając się sprzed niej i idąc dalej do przodu. – I bądź teraz cicho, Bella. Zaraz znajdziemy się w szkole.

Wspięli się po krętych schodach, lustro odskoczyło raz jeszcze i znaleźli się na pustym korytarzu. Bellatrix i pozostali śmierciożercy rozejrzeli się wokół zadowoleni.

– Rób, co musisz – rzuciła Antares. – Spotkamy się na Wieży Astronomicznej. O ile tam dotrzecie...

Oddalając się w swoją stronę, zdołała tylko usłyszeć, jak Bellatrix rzuca zaklęcie. Niebo za oknem rozbłysnęło zielonym światłem, a między chmurami ukazał się mroczny znak – ponura czaszka, z której ust wysuwał się wąż.

Już chwilę później usłyszała pierwsze krzyki.

Siła Hogwartu pierwsza zbiegła się do obrony szkoły, zaraz za nimi nadbiegł Zakon Feniksa.

Zaklęcia świstały w powietrzu.

Postacie uciekały z obrazów.

Nauczyciele transportowali uczniów w bezpieczne miejsca.

Dziwne, że przemknęła obok tego niezauważona. Gdy powoli wspinała się na szczyt Wieży Astronomicznej, słyszała tylko huki oraz mocne uderzenia serca w swojej piersi. Różdżkę ściskała tak mocno, aż pobielały jej knykcie.

The Bloodline | Harry Potter FanfictionWhere stories live. Discover now