51. Nurmengard

1.4K 107 52
                                    

Siwe, potargane włosy wpadały na starą, nieogoloną twarz przystojnego mężczyzny. Martwe, czarne oczy obserwowały salon pełen ludzi, siedzących w milczeniu przy długim, ozdobnym stole. Jedynym źródłem światła był ogień buzujący w marmurowym kominku, nad którym wisiało ciężkie zwierciadło w pozłacanej ramie. Było w mężczyźnie coś dziwnego — może był to jego naturalny chłód, a może po prostu jego obecność. Niemniej jednak ludzie zerkali ku niemu z ostrożnością.

Nagle drzwi się otworzyły i do środka weszło dwóch mężczyzn, którzy zerknęli niepewnymi spojrzeniami na unoszącą się nad stołem kobietę, obracającą się powoli, jakby wisiała na niewidzialnej linie.

– Yaxley, Snape – rozległ się donośny, wysoki głos od szczytu stołu. – Prawie się spóźniliście.

Voldemort siedział na tle kominka i trudno go było dostrzec. Czerwonymi oczami zmierzył nowo przybyłych. Jego cera była tak blada, że wydawała się jaśnieć perłową poświatą.

– Tutaj, Severusie – rzekł Voldemort, wskazując krzesło po swojej lewej stronie. – Yaxley, ty obok Dołohowa.

Mężczyzna powiódł spojrzeniem za Snapem, gdy ten siadał spokojnie obok Voldemorta.

– No więc? – zapytał Czarny Pan.

– Panie, Zakon Feniksa zamierza przenieść Harry'ego Pottera z jego obecnej kryjówki w przyszłą sobotę, gdy zapadnie noc.

Jego słowa wzbudziły w obecnych wyczuwalną emocję; jedni znieruchomieli, inni poruszyli się niespokojnie. Wszyscy wpatrywali się w Snape'a i Voldemorta.

– W sobotę... gdy zapadnie noc – powtórzył Voldemort.

Czerwone oczy wpatrywały się w czarne oczy Snape'a z taką intensywnością, że niektórzy odwrócili głowy w bok, jakby się bali, że spopieli ich żar tego spojrzenia. Snape nie opuścił jednak głowy, patrzył spokojnie w twarz Voldemorta, a ten po dłuższej chwili wykrzywił wargi w grymasie, który miał być chyba uśmiechem.

– Dobrze. Bardzo dobrze. A ta informacja pochodzi...

– Ze źródła, o którym rozmawialiśmy – odrzekł Snape.

– Panie!

Mężczyzna nagle obrócił głowę w przeciwnym kierunku. To Yaxley wychylił się spoza stołu, wpatrzony w Voldemorta i Snape'a.

– Panie, ja słyszałem coś innego. – Urwał, ale Voldemort milczał, więc po chwili ciągnął dalej: – Auror Dawlish zdradził mi, że Pottera przeniosą dopiero trzydziestego, w noc poprzedzającą jego siedemnaste urodziny.

Snape uśmiechnął się.

– Według mojego źródła zamierzają nam podsunąć fałszywy trop. To pewnie właśnie ta informacja. Sądzę, że na Dawlisha rzucono zaklęcie Confundus. I to nie po raz pierwszy. Wiadomo, że mu nie ufają.

– Zapewniam cię, panie, że Dawlish był tego absolutnie pewny – powiedział Yaxley.

– To całkiem naturalne, skoro był pod działaniem Confundusa – rzekł Snape. – I zapewniam ciebie, Yaxley, że Biuro Aurorów zostało już wyłączone z opieki nad Harrym Potterem. Zakon podejrzewa, że infiltrujemy ministerstwo.

– A więc Zakonowi w końcu udało się coś wyniuchać, tak? – odezwał się krępy mężczyzna siedzący niedaleko Yaxleya, po czym parsknął zjadliwym chichotem, któremu zawtórowano wzdłuż stołu.

Usta mężczyzny drgnęły lekko ku górze, ale Voldemort nie roześmiał się. Spojrzał w górę, na powoli obracające się nad stołem ciało.

Milczał, jakby pogrążony we własnych myślach.

The Bloodline | Harry Potter FanfictionWhere stories live. Discover now