#35

13.1K 1K 162
                                    

Dziękuję wam za ponad 200 tys. Wyświetleń na tym opowiadaniu i prawie po 400 gwiazdek pod każdym rozdziałem *_*

Jesteście wielcy!

- Dasz łyka kawy?

Kolejny niedzielny poranek spędzony na leżakowaniu we własnym łóżku. Lubiłam czuć pod sobą ciepło mojej pierzyny, jednak to nie zawsze dawało mi pełną satysfakcję. Nieraz wolałam spędzić czas z Harry'm i jego wygórowanym ego, robiąc różne rzeczy, które powtrzymywały nasze charaktery przed autodestrukcją.

Mąż podał mi swój kubek, podnosząc wzrok z ponad swojego telefonu. Wzięłam jeden, większy łyk, degustując się smakiem, dobrze spażonej, kawy.

- Pamiętasz Marka? - pyta po krótkiej chwili, pisząc coś na swoim telefonie. Marszczę nos i próbuję sobie przypomnieć sylwetkę chłopaka, która ciążyła mi w głowie.

- Siedzieliśmy z nim przy jednym stoliku na tej akcji charytatywnej w Waszyngtonie? - przypominam sobie poszczególne elementy wspomnianego wydarzenia i rozpoznaję w swoich wspomnieniach mężczyznę, o którego pytał Harry.

- Dokładnie ten - uśmiecha się do mnie i daje mi swój telefon do ręki. Mrużę oczy, gdy próbuję odczytać cokolwiek z jego urządzenia.

- Dostałeś zaproszenie na jego ślub? - uśmiech wstępuje na moje usta, gdy wiadomość dociera do mojego mózgu.

Pamiętam, że podczas aukcji dużo wspominał o swojej narzeczonej, przez co jestem szczęśliwa, że nie rozstali się przez ten czas. Wydawał się bardzo podekscytowany, gdy nam o niej opowiadał.

- Oboje dostaliśmy. Odbędzie się za miesiąc na Hawajach - wzdrygam się na jego słowa, ponieważ wiem, że jedyną drogą na tę wyspę jest podróż samolotem. Miałam lęk przed tymi maszynami i po ostatnim razie mam ich dosyć. Zawsze wybierałam jazdę samochodem, jeżeli chodziło o pokonywanie większych odległości.

- Harry, zapomnij o tym, że tam pojadę - mówię i szybko wychodzę spod pościeli, aby mąż nie zdążył mnie zatrzymać.

- Dlaczego? - Zostawiam jego pytanie bez odpowiedzi.

Zakładam swój porannik i opuszczam pokój w trybie natychmiastowym. Wiem, że Harry chce jechać na ten ślub, ponieważ Mark jest jednym z jego najlepszych przyjaciół, jednak mimo wszystko, moja bariera, która mnie ogranicza, jest zbyt wysoka.

Schodzę po marmurowych schodach i już po chwili znajduję się w kuchni; przy szafce z płatkami. Wyjmuję moje ulubione musli i stawiam je na kuchennym blacie. Po chwili dołączają do nich miska i łyżka. Podchodzę do wielkiej lodówki w celu wyjęcia mleka oraz malin, ale uprzedza mnie w tym wielka dłoń, która ląduje na plastikowym uchwycie kilka sekund przed moją. Podnoszę wzrok i napotykam oczy Harry'ego. Próbuję wpatrywać się tylko w jego twarz, jednak moja głowa pragnie spojrzeć również w okolicę jego odkrytej klatki piersiowej.

- Nie pojadę tam bez ciebie - słyszę zachrypnięty głos należący do mojego męża. Zaciskam usta, gdy jego słowa nieco mnie rozgrzewają. - Podaj mi przynajmniej 3 powody, przez które nie chcesz się tam znajdować.

- Boję się samolotów, nie będę tam nikogo znała i na pewno nie będziesz mógł zrobić sobie urlopu, bo niedługo zaczyna się przerwa zimowa - przybijam sobie mentalną piątkę, gdy nie wyczuwam żadnego zawahania w swoim głosie.

- Po pierwsze, leciałaś juz samolotem, nie będziesz sama, bo będę ci towarzyszył. Po trzecie, Niall zostaje w Nowym Jorku, a moje obowiązki przejmie Caroline i główna kierowniczka jej działu - wpatruję się w niego, jak w ostatniego idiotę i nadal nie mogę uwierzyć jego słowom.

- Dajesz Caroline prowadzić swoją firmę, a mi nie pozwalałeś wychodzić z domu przez ostatnie kilka lat. Dziwne, nie sądzisz? - Odpycham go od lodówki i szybko wyjmuję potrzebne produkty do mojego śniadania. Nie jestem wkurzona, tylko trochę zawiedziona i wytrącona z równowagi. W skupieniu próbuję otworzyć pudełko z płatkami, jednak stres, który nadal był w moim organiźmie, trochę mi przeszkadzał.

- Pomóc ci? - znowu słyszę jego miłą tonę głosu, jednak zaczyna mnie to powoli irytować. Wywołał odwrotny efekt, niż zamierzał otrzymać.

- Skończ mi w końcu pomagać i zajmij się sobą, dobra? - warczę w jego stronę trochę niekontrolowanie. Ostatnio wszystko zaczyna mi przeszkadzać i doprowadzać mnie do szału w tym domu.

- Masz okres, czy co? - idzie za mną do stołu w jadalni i zajmuje miejsce naprzeciwko mnie. Zaczynam jeść przygotowane śniadanie, nie zwracając zbytniej uwagi na mojego męża. Mam okres, to prawda, ale to nie zwalnia go ze słuchania mnie i moich zażaleń w jego stronę.

- Kocham cię i twoje bezpieczeństwo jest dla mnie najważniejsze, dlatego tak cię ograniczam - mówi, gdy kończę swój posiłek. Czuję ulgę, że nie próbował nawiązać ze mną żadnego kontaktu przez te kilkanaście minut, ponieważ zdążyłam juz trochę ochłonąć.

- Też cię kocham, ale twoje zachowanie jest nieraz nie do wytrzymania - wyznaję, podnosząc na niego wzrok. Kładę ręce na stole, łącząc je ze sobą tak, abym wyglądała bardzo poważnie.

- Poprawię się, jeżeli polecisz ze mną na Hawaje - przybliża się krzesłem do stołu i pochyla się nad stołem, by złapać moje ręce. Wertuję wzrokiem jego mimikę twarzy. Wydaje się spięty i to na pewno przeze mnie.

- Okej, zgadzam się - uśmiecham się lekko, gdy Harry szybko wstaje i podchodzi do mnie, wykonując czynności, przez które chwilę później siedzę na kuchennym blacie, całując usta chłopaka. Nieraz jego wybuchowość na coś się przydawała, a taki rodzaj wyrzucania energii z ciała bardzo mi odpowiadał.

- Gdzie jest haczyk? - pomiędzy naszymi szybkimi oddechami przebija się głos Harry'ego. Uśmiecham się zwycięsko, gdy słyszę te słowa. On zna mnie za dobrze.

- Będę mogła wyjechać na tydzień z Lolą; poza miasto - od razu odsuwa się ode mnie, przestając zadawać pieszczoty na moich spierzchniętych ustach.

- Zapomnij, już wolę zostać w domu i nie jechać na ten ślub - próbuje ode mnie pójść, jednak łapię za jego poły koszulki. Staje w miejscu, mierząc mnie spojrzeniem.

Jeszcze chwilę temu błagał mnie o wyjazd. Boże, jaki on jest niezdecydowany.

- Ty mi w ogóle ufasz? - moje oczy powoli robią się szklane, ponieważ nie potrafię wytrzymać tylu zmiany emocji na raz. Nie jestem Harry'm, który ma różne zdania co kilka minut.

- Nie próbuj mnie brać na litość, Holly - grozi mi palcem, zdejmując ze swoich ramion moje ręce. Głośno wzdycham i wracam pamięcią do mojej rozmowy z Lolą na temat mojej pracy.

- Jeżeli mi nie ufasz, to może powinniśmy wziąć rozwód. Przecież małżeństwo polega na bezgranicznym zaufaniu do drugiej osoby, a jak narazie to ja czuję się jak w jakiejś pieprzonej klatce - wybucham krzykiem i po krótkim czasie łzy spływają po moich policzkach.

W końcu powiedziałam słowa, które kłębiły się w mojej głowie już od jakiegoś czasu, i których bałam się wypowiedzieć na głos. Teraz już wiem, że było warto, ponieważ w ten sposób oczyszczam swoją duszę z toksyn, które się we mnie zalegały.

- Jakkolwiek - warczy i odchodzi ode mnie, uderzając po swojej drodze kilka ścian.

Jakkolwiek?

Proszę grzecznie o komentarze od każdej osoby *mina aniołka*

Jak wytresować faceta? [WERSJA WATTPAD]Wo Geschichten leben. Entdecke jetzt