Nigdy nieopublikowany prolog

9.8K 348 53
                                    

- Jack, Tyler, zejdźcie na obiad!

Minimalizuję stronę Facebooka i włączam nową zakładkę z otwartą przeglądarką Google. Słyszę, jak mama otwiera drzwi od pokoju mojego brata, dlatego szybko wstaję z obrotowego krzesła i podchodzę do swojej szafy, w której miałam zrobić trochę porządku. Kilka sekund później połowa moich T-shirtów i bluz leży na podłodze. W momencie kiedy schylam się po mój ulubiony crop top słyszę dźwięk otwierających się drzwi. W nadziei na obecność mojej mamy w progu mojego pokoju udaję, że układam swoje ubrania.

- Dziewczyno, ale tu jest brudno – zamiast głosu mojej mamy słyszę wkurzający głos Jacka. Wzdycham zrezygnowana i wstaję z podłogi, ówcześnie odwracając się w stronę brata. Pokazuję mu środkowy palec na znak mojego zirytowania jego osobą i podchodzę do komputera, otwierając w nim zakładkę Message-ra. Szybko klikam w rozmowę pomiędzy mną a Peny Hood – moją przyjaciółką i dziewczyną Jacka i zaczynam pisać nową wiadomość, gdy Jack cofa się do bezpiecznego miejsca, którym jest korytarz pomiędzy naszymi pokojami.



Fałszywy alarm, to tylko głupi Jack :/


On nie jest głupi, tylko uroczy. Daj mu szansę!


Dam mu szansę, kiedy przekona w końcu mamę na wyjazd do ciebie i ciepłego Los Angeles :(


Kiedyś musi się zgodzić! Nie przejmuj się, poczekam na ciebie nawet do końca wakacji.


Zamykam szybko klapę laptopa i podchodzę do Jacka, który cały czas stoi w progu drzwi. Zadzieram wysoko swój podbródek, aby móc spojrzeć w jego oczy i wytykam palec w jego stronę.

- Nie wiem, co Penn w tobie widzi, ale mam nadzieję, że tego nie zwalisz – klepię go w ramię, po czym zwinnie unikam jego dotyku, wychodząc z pokoju.

 Zbiegam szybko po schodach i już po chwili znajduję się w kuchni. Już od samego wejścia czuję cudne zapachy ciągnące się od błyszczącego stołu, przez co moje ślinianki nie nadążają za produkowaniem śliny. Już od najmłodszych lat kocham kuchnię mojej matki. Jest najlepszą kucharką w całym stanie Karoliny Południowej, przez co nie bez powodu do jej restauracji zjeżdża się cała okolica i rzesza turystów zagranicznych. 

- Cześć, Robin – witam się z kucharzem, który pomimo swojego stanowiska stał się moim najlepszym przyjacielem w Charleston. 

Rozglądam się po całym pomieszczeniu, przez co zauważam, że wokół nas miota się jeszcze kilku pracowników, ubranych w firmowe uniformy. Marszczę brwi, gdy zauważam, że dzisiejsza zmiana nosi białe koszulki. Nienawidzę chodzić w jasnych kolorach, ponieważ wtedy zawsze wyglądam na trochę grubszą, a to nie pomaga w zbieraniu napiwków od napalonych bogatych czterdziestolatków.

Do niektórych kelnerów, których kojarzę twarze, kiwam głową, po czym przechodzę na wielką salę, która wypełniona jest po brzegi ludźmi, którzy tak jak ja, chcą zjeść wyborny lunch. Siadam na swoim stałym miejscu przy barze i rozglądam się po pomieszczeniu w poszukiwaniu znajomych twarzy. 

- Szukasz czegoś, a może jednak kogoś? – odwracam głowę w stronę blatu, przy którym stoi uśmiechnięty Robin. 

Śmieję się pod nosem ze swojego zachowania, oblewając się przy tym rumieńcem i kiwam rozbawiona głową, opierając się ręką o marmur.

Jak wytresować faceta? [WERSJA WATTPAD]Where stories live. Discover now