Rozdział IV Nienawiść część 1.

404 19 4
                                    

     Wyciągnął blaster z kabury, odkładając go do specjalnego kontenera.
     – Czy to wszystko sir?
     Luke przez chwilę odruchowo chciał ponaglić padawankę, jak zwykle ociągającą się z odłożeniem broni. Gdyby miała włożyć do wnętrza miecz świetlny, byłoby jeszcze trudniej. Uświadomił sobie jednak, że Rey nie była wraz z nim.
     – Tak.
     Zamknął pojemnik i wyciągnął kartę dostępu, chowając ją pod ponczo. Dołączył do reszty pasażerów statku, mającego go zabrać z pierścienia.
     Przez kilka dni pozostał na stacji, nie chcąc naprowadzić Najwyższego Porządku na żaden ślad mogący doprowadzić ich do Ruchu Oporu. Miał doświadczenie w zacieraniu swojej obecności.
     Sprawdził oznaczenie na bilecie, siadając na właściwym miejscu. Zastanawiał się, w jaki sposób miał poinformować Leię. Być może Luke niepotrzebnie się zamartwiał, jego siostra była niezwykle silna i jako dowódca wielokrotnie wysłuchiwała znacznie gorszych wiadomości, a tych się spodziewała.
     Musieli zadziałać wyprzedzająco, polowanie na Rey stało się ostatnio tak zaciekłe, a padawanka na tyle niespokojna, że powstała prawdziwa mieszanka wybuchowa. Nie miał jednak pewności, czy nie było na to za wcześnie. Nie zdążył jej przygotować, tak jakby chciał.
     Odruchowo zwrócił uwagę na niewielkie szarpnięcie, towarzyszące wejściu w nadprzestrzeń. Luke był pilotem od tak dawna, że podświadomie zwracał uwagę na takie wskazówki. Latanie było dla niego tak samo odruchowe, jak korzystanie z Mocy. Pobyt na Ahch-To zmienił jego postrzeganie świata, pewne rzeczy bardziej docenił, inne...
     Wrócił myślami do swojej padawanki. Zadanie niestety mogło ją przerosnąć. Nie powinna być odpowiedzialna za jego stare błędy, ciągle za nie płacić. Od dawna wiedział, że coś takiego, jak przypadek nie istniało, to Moc skrzyżowała jej ścieżkę z droidem Ruchu Oporu i ponownie z Benem.
     Nie miał pojęcia, kiedy jego siostrzeniec zorientował się, kim była Rey. Musiał sądzić, że dziewczynka, którą chciał wziąć na padawankę, nie przeżyła tamtej nocy w Świątyni. Luke wielokrotnie się zastanawiał, czy gdyby wiedział, że przetrwała, czy usiłowałby już wcześniej ją odnaleźć, przeciągnąć na Ciemną Stronę. Obawiał się, że byłoby to dla niego wtedy znacznie prostsze, Ben zdawał się być jedną osobą w Zakonie, której całkowicie ufała.

     Rey zupełnie straciła poczucie czasu, po prostu trwała w ciągłym bólu. Ulgę przynosiły jej utraty przytomności i niespokojne drzemki, gdy czasem wycieńczenie zwyciężało z ogromnym cierpieniem. Miała przytępione zmysły, rzeczywistość była dziwna, nienaturalna i ograniczona wyłącznie do bólu i miejsca jej unieruchomienia. Przestała zwracać uwagę na ściany, na niegasnące światła. Początkowo czuła głód, potężne pragnienie, teraz nawet to znikło.
     Traciła siły, coraz trudniej jej się oddychało. Była cała posiniaczona i opuchnięta, prawe oko się nie otwierało. Istnienie ograniczyło się do bolesnej wegetacji, odebrali Rey nawet Moc, nie miała siły po nią sięgnąć. Wiedziała, że przegrała, nie była w stanie uciec, przez swój błąd pogrzebała swoją jedyną szansę. Jedynym co jej pozostało, było milczenie, odmawiała odpowiedzi na sypiące się pytania, chroniąc innych.

     Znajdowała się w dziwnym stanie pomiędzy, nie była do końca przytomna. Rey czuła się niezwykle ciężka i bezwładna, odcięta od otoczenia. Nie mogła złapać tchu, nawet spłycony oddech powodował u niej ogromny ból.
     – Witaj ponownie Rey.
     Szarpnęła się gwałtownie, rozpoznając zniekształcony przez maskę głos. Jej umysł nie tylko nie zarejestrował otwierających się drzwi, ale również nie poczuła niczego.
     Powinna wyczuć Rena, jego silny Mrok, tymczasem Moc ciągle stanowiła dla niej pustkę. Przerażenie zawładnęło jej umysłem, resztką sił usiłowała walczyć, wyszarpać się z kajdan.
     Mimowolnie z gardła Rey wydobył się zduszony jęk, szybko straciła siły, opadając całkowicie bezwładnie na stół.
     Ren podszedł do niej powolnym, wyważonym krokiem. Wyciągnął dłoń, chwytając jej warkoczyk, myślała, że pociągnie za niego, ale jedynie przesunął go między palcami.
     – Mam nadzieję, że tym razem skorzystasz dłużej z mojej gościny. Ostatnio... Uciekłaś bez żadnego pożegnania.
     Przymknęła oko, ponownie robiło Rey się słabo. Kylo chwycił ją za brodę, unosząc jej głowę. Chciała mu się sprzeciwić, ale nie miała dość energii.
     – Ciągle chcesz mnie zabić...
     Nie była pewna, jak interpretować jego ton, wydawał się zadowolony ze złości, którą czuła. Pociemniało jej w oczach, robiło jej się słabo. Umysł miała lepki, słyszała narastający szum w uszach, zdający się rozsadzać czaszkę od środka. Pragnęła jedynie ponownie stracić przytomność choć na moment uciec od bólu.
     ­– Nie wyglądasz zbyt dobrze.
     Zadrżała, gdy niemal pieszczotliwym gestem pogładził ją po policzku. Przerażał ją. Zamknęła oko, powoli osuwając się w upragnioną nieświadomość.
     Z gardła Rey wydobył się zachrypnięty krzyk, gdy chwycił ją za gardło, ściskając je.
     – Nie tak szybko Rey, nie odpływaj – powiedział ostro.
     Sapnęła w odpowiedzi, nie miała dość siły. Mógł chcieć utrzymać ją świadomą, ale nawet gdyby Rey chciała współpracować, nie mogło trwać to długo.
     – Widzę, że przy mnie jesteś bardziej spolegliwa, czuję twój strach i przerażenie. Muszę przyznać, że zawiodło mnie twoje zachowanie i obelżywy język. Takie słowa z ust padawanki? Co by pomyślał o tobie twój drogi Mistrz?
     Rey nawet poczuła ulgę, że czuł jej emocje, że nie musiała się dłużej pilnować, udawać silnej i tak to wiedział. Pozwoliła sobie na kilka łez żalu, wiedziała, że Ren miał rację, że jej zachowanie było niegodne Jedi. Nie miała dość siły, aby udawać, i tak prawda miała wkrótce wyjść na jaw, nie mogła nic przed nim ukryć.
     Zadrżała, gdy dotknął jej skroni, niemalże delikatnym gestem. Przygryzła zmasakrowane, opuchnięte i popękane wargi, szykując się na powtórkę koszmaru.

Nadzieja REMAKE |Reylo|Where stories live. Discover now