Rozdział XIV Cisza

317 18 19
                                    

Cześć, napisanie tego rozdziału, aby miał swoją moc było naprawdę trudne, ale jestem z niego dumna. Co o nim sądzicie?

     Rey leżała na swojej koi, wpatrując się w durastalowy sufit; nie mogła zasnąć, myśli i wątpliwości nie dawały jej spokoju. Zdawała sobie sprawę, że jeżeli Kylo ją przyłapie, będzie wściekły. Ostatnio oberwała za to, że spała za mało.
     Rey doskonale wiedziała, że spanie po trzy, cztery godziny ją wykończy, a działo się tak w najlepszym wypadku. Niestety nic nie była w stanie na to poradzić, to nie była jej zła wola, Rey naprawdę usiłowała zasnąć, ale nie mogła.
     Nie chciała, aby Kylo podał jej leki nasenne, źle się po nich czuła i długo nie mogła się skoncentrować. Jednorazowo mogłaby to znieść, aby złapać nieco snu, ale wiedziała, że na tym by się nie skończyło.
     – Rey.
     Podniosła się gwałtownie, sięgając po miecz, czerwona poświata oświetliła pokój. Przed nią stały trzy błękitne postacie, były niematerialne...
     Starzec, młodzieniec z blizną z ognikami w oczach i niska istota o pomarszczonej skórze i długi szpiczastych uszach tak po prostu stali, jakby było to coś normalnego.
     ‒ Co do...
     Rey stała w pozycji wyjściowej, czuła silny niepokój. Na statku nie było nikogo poza nią i Kylo.
     ‒ Spokojnie Rey. To nie będzie ci potrzebne, nie chcesz niepotrzebnie zwracać na siebie uwagi.
     Miecz tak po prostu zgasł jej w dłoniach. Natychmiast został wyrwany i znalazł się w rękach starca.
     Rey wiedziała, że przez brak snu była osłabiona, ale mimo wszystko trzymała swoją tarczę, chroniąc się przed wpływem Mocy.
     ‒ Młody Skywalker nic nie powiedział... Hmmm? Wiedzę przed swoją padawanką zataił...
     Rey patrzyła na tę dziwną istotę, nie rozumiejąc, co się działo. Chciała krzyknąć, zawołać Kylo, ale czuła, że nie powinna. Cofnęła się o kilka kroków, wpadając na ścianę.
     ‒ Usiądź Rey, chyba trzeba ci najpierw wyjaśnić kilka rzeczy.
     Posłusznie usiadła na koi, domyśliła się, że nie zdoła niczego zrobić. Czymkolwiek były te istoty, czuła ich niesamowitą siłę w Mocy.
     ‒ Nie, to nie możliwe...‒ wyszeptała, chowając twarz w dłoniach. To było niemożliwe. Kylo musiał się w końcu wkurzyć i dać jej jakiś silny lek nasenny. To musiał być dziwny, narkotyczny sen.
     Wbiła paznokcie w ramiona, usiłując się obudzić. Patrzyła na trzy istoty, nie umiała pojąć, co się działo.
     – Rey? Czy Luke naprawdę ci nie wspominał, że Jedi po śmierci mogą wrócić? – spytał młodszy mężczyzna.
     Zamarła, Jedi jej powiedział, że mógł rozmawiać ze zmarłymi. Przypomniała sobie, że wspominał, że gdy jej połączenie z Mocą nieco wzrośnie, sama będzie mogła z nimi rozmawiać. Nie czuła się jednak gotowa.
     – Mówił – powiedziała powoli – chyba naprawdę muszę się wyspać.
     Nie rozumiała jeszcze, dlaczego to do niej przyszli, nie potrafiła tego ogarnąć umysłem. Nie miało to dla niej sensu.
     – Dlaczego? – zdołała wykrztusić.
     – Ponieważ to właściwy moment, czas działać Rey – powiedział łagodnie starszy z Jedi.
     Rey ścisnęła nasadę nosa, usiłując się rozbudzić. Odruchowo chciała się spytać Kylo, co o tym sądził. Rozumiała, że nie powinna, coś ją powstrzymywało. Objęła się ramionami, zrobiło jej się zimno.
     ­– Czas by Bena Światłu zwrócić naszedł.
     Przełknęła ślinę, rozumiejąc, czego od niej chcieli, zamknęła oczy, po jej policzkach popłynęły łzy. Miała zwrócić go Jasnej Stronie, a sama nie była pewna, czy nie została pochłonięta przez Mrok. Ciemność stała się jej częścią, czy tego chciała, czy nie.
     Dodatkowo... Wyznanie prawdy wiązało się ze sprawieniem bólu jedynej istocie, którą kiedykolwiek pokochała.
     – Nie wiem, czy dam radę... – wyszeptała drżącym głosem – boję się, że jest za późno.
     Nie miała odwagi powiedzieć, że nie chodziło wyłącznie o Kylo.
     – Światło ciągle jest w tobie Rey – powiedział młodszy z rycerzy – w Benie również. Wiem, co mówię. Ukryłaś je głęboko ze strachu, ale nie jesteś zgubiona. Daj mu szansę, proszę.
     – Kim jesteś? – spytała atakująco, ten Jedi wydawał się... Nie mogła się pozbyć wrażenia, że najbardziej naciskał na Kylo, Rey chciała go bronić.
     – Nazywam się Anakin Skywalker, jestem dziadkiem Bena. Wiem, że go kochasz, nie popełnij mojego błędu.
     Rey zadrżała, rozumiejąc, z kim miała do czynienia, a jednak postanowiła mu zaufać. Poczuła widmowy dotyk na ramieniu, kiedy dostrzegła uśmiech Jedi, nie miała wątpliwości, że był spokrewniony z Benem. Uśmiechał się tak samo.
     – Pójdę – powiedziała.
     Jedi skłonili głowy przed nią i cała trójka zniknęła. Jej miecz świetlny uderzył z brzękiem o podłogę, spojrzała na niego przerażona. Jeżeli... Klinga byłaby dla niej łaską. Powinna ją wziąć, aby w razie kłopotów odebrać sobie życie. Zostawiła ją jednak za sobą, była to winna... Jej los leżał już wyłącznie w jego rękach.

Nadzieja REMAKE |Reylo|Where stories live. Discover now