Rozdział XXVII Ściśle tajne część 2.

152 11 11
                                    

Ćwiczenia nie były tak intensywne, jakby Rey chciała, ale bolało ją za mocno. Mimo to dźwięki wydawane przez klingę, przy dobrze znanych ruchach, uspokajały. Nie bała się, że nieumyślnie sięgnie po Mrok. Zaczynała przyzwyczajać się do myśli, że Moc w niej mogła stanowić jedność.
Na moment jej problemy zbladły. Widmo Najwyższego Porządku i furii Snoke'a oddaliły się, nawet niepewność związana z własną przeszłością, reakcja innych dotycząca jej miłości... To wszystko przez chwilę było wyłącznie nic nieznaczącym cieniem.
– Bardzo dobrze Rey, wystarczy.
Wyciągnęła przed siebie miecz, ale Skywalker potrząsnął głową.
– Nie. Jest twój. Nie odbierałem go nawet Benowi. Poza tym bądźmy szczerzy Rey, gdybyś chciała narozrabiać, brak klingi by cię nie powstrzymał, ale gdyby doszło do czegoś niebezpiecznego, ten miecz może zaważyć nie tylko o twoim, ale również o życiu innych. Nie chcę, abyś oddalała się od głównych budynków, ale nie zakażę ci chodzenia po bazie. Nawet lepiej, jeżeli się pokażesz, trochę z Benem mamy dość plotek o twojej śmierci.
Stłumiła westchnięcie, nie oberwała aż tak mocno i nie miała pojęcia, skąd się to wzięło, minęły też wyłącznie dwa dni od rozprawy
– Dziękuję Mistrzu. Zrobię wszystko, aby nie zawieść.
– Rey, wiem, że jeszcze wiele razy będę się musiał powtórzyć, ale tu nie chodzi o mnie. Nie chodzi o Bena, Leię, czy Ruch Oporu. Chodzi o ciebie, o twoją naukę.

Rey skrzywiła się, usiłując unieść tacę dwoma rękoma, ale samo podniesienie wyżej prawej ręki było nieprzyjemne, a ciężar sprawił, że niemal jej wypadła – nie miała dość siły. Pragnęła, aby szybko się to skończyło, nie tylko ze względu na irytację, ale również to, co powiedziała doktor Jefferson. Jeżeli nie nastąpiłaby znacząca poprawa, trzeba byłoby zrobić coś więcej, co dokładnie – Rey nie chciała wiedzieć.
Wzięła głębszy oddech i sięgnęła po Moc, unosząc tacę w powietrze, skierowała się w stronę stolików. Normalnie poradziłaby sobie jedną ręką, ale miała nalaną praktycznie pod krawędź miski zupę i wiedziała, że balansując, rozlałaby całość.
– Rey, możemy porozmawiać?
Odwróciła się i uśmiechnęła się do Poe, komandor trzymał w dłoni kubek kawy. Zmarszczyła brwi, a po chwili uśmiechnęła się szerzej.
– Polujesz na mnie – powiedziała, czując cień niepokoju – jasne, możemy rozmawiać. Tutaj?
– Przejrzałaś mnie – odpowiedział, odkładając naczynie na stół, aby zabrać jej tacę. Szybko uniosła ją znacznie wyżej, tym samym zdradzając, że nie opierała ciężaru na ręce, a od początku używała Mocy.
– Ile razy mam ci mówić, że nie dzielę się jedzeniem?
Wyczuła jego rozbawienie.
– Cwaniara, coraz lepiej wychodzą ci te sztuczki.
Usiadła i chwyciła łyżkę, tłumiąc westchnięcie. Zupa była świadomym wyborem ze względu na uszkodzoną rękę, przerabiała to ostatnim razem.
– Skoro już twoje łowy się udały, to jaki był ich cel?
Rey zmarszczyła brwi. Obawiał się czegoś, miał również poczucie winy.
– Jak twoja ręka? – spytał, musiał już dostrzec, jak bardzo uważała, aby nią ruszać.
– Irytuje mnie – przyznała – nie znoszę ograniczeń i pewnej bezradności. Dodatkowo stałam się w znacznym stopniu bezbronna, niezbyt umiem walczyć lewą ręką.
Nadal wyczuwała jego niepokój i niepewność, parsknęła śmiechem.
– Poe... Gdyby sprawa była poważna, nie byłoby mnie tutaj. Myślisz, że doktor Jefferson, a tym bardziej Mistrz Luke czy Ben pozwoliliby mi na coś, co mogłoby mi zaszkodzić? Gwarantuję, że niestety dysponują odpowiednimi środkami, aby mnie zmusić.
Jej słowa nieco go uspokoiły, ale Rey nadal wyczuwała jego niepokój.
– W sumie widziałem, jak się słuchałaś. Dobra, miejmy to już za sobą, znając ciebie, już przejrzałaś wszystkie moje emocje na wylot. Tak, Ben się wygadał, że czujesz więcej.
– Tajemnica wielka to nie była – przerwała mu – po prostu nie mówię o tym często, bo częściej mnie to irytuje, niż jest przydatne. Więc, jaki cel polowania?
Zanurzyła łyżkę w zupie, nie chciała, aby całkowicie wystygła.
– Przepraszam Rey.
To wyznanie całkowicie ją zaskoczyło, siedziała przez moment z otwartą buzią.
– Za co? – wykrztusiła – przecież to nie ma nic wspólnego z tobą. Namieszałam z własnej winy i głupoty. Słusznie oberwałam i zarobiłam ten zakaz zbliżania.
Pokręcił głową.
– Powinienem cię ostrzec, wiedziałem, że Jarley to podstępna szuja – westchnął – chciałem też zobaczyć, jak sobie z nim radzisz, aby nareszcie ktoś utarł mu nos.
Spojrzała pilotowi w oczy, Rey była już nieco zmęczona sprawą, a jeszcze nie wszystko było całkowicie rozwiązane. Dowództwo uznało, że spędziła wystarczająco czasu w areszcie i dodany bezwzględny zakaz zbliżania rozwiązywał sprawę. Jednak pozostawali jeszcze Jedi, Ben wprost powiedział, że swoje pomysły nieco odłożyli w czasie, aby mogła dojść do siebie.
– Poe, tak jak Ben powiedział, czuję dużo – powiedziała, dotykając dłoni pilota – to nie twoja wina. Od początku wiedziałam, że z Jarleyem jest coś nie tak, unikałam go. Popełniłam błąd, nikomu nie mówiąc. Jestem Jedi, powinnam zachować się bardziej odpowiedzialnie.
– Powinienem wtedy cię odwiedzić, był zakaz, ale powinienem coś wymyślić.
Potrząsnęła stanowczo głową, Skywalker podjął naprawdę dobrą decyzję, uniemożliwiając innym widzenie jej w takim stanie.
– Nie. Nie powinieneś, nikt wtedy nie powinien. Byłam... Po prostu to był zły czas.
Ciałem Rey wstrząsnął dreszcz na wspomnienie tamtej pustki i żalu.
– Bzdura.
– Nie. Nie żartuję Poe, nie wszystko mogę ci wytłumaczyć, Moc miała w tym zbyt wielkie znaczenie. Nie chcę cię straszyć, ale moja złość może być groźna. Pogubiłam się i potrzebowałam samotności. Dodatkowo... Przez moment emocje innych sprawiały mi ból, a ty nie umiesz ich zasłonić. Dlatego jestem wdzięczna, że pani generał ograniczyła do mnie dostęp. Najpierw musiałam uporać się z bałaganem wewnątrz mnie.
Wiedziała, że jej nie wierzył, ale nie miała zamiaru go przekonywać. Rey sama nie do końca pojmowała, jak znalazła się w tym marazmie, niestety Jedi również nie byli tego pewni.

Nadzieja REMAKE |Reylo|Where stories live. Discover now