Rozdział XXIII Mroczne Widmo

170 17 4
                                    

Hux siedział u siebie w gabinecie z Phasmą, nie do końca potrafił się otrząsnąć, doświadczył prawdziwego gniewu Naczelnego Wodza. Wcześniej myślał, że widział wściekłość Snoke'a, że poczuł na swoim ciele prawdziwy gniew – mylił się, tamto było najwyżej zirytowaniem. Tym razem Armitage nie był ofiarą złości, nie poczuł nawet bólu, a nadal czuł głębokie przerażenie i szok. Oboje z Phasmą zostali wezwani, rozmawiali poprzez hologram, byli najbliższymi współpracownikami Kylo Rena.
Zdrada czaiła się wszędzie, tak po prostu działał świat i lojalności nikogo nie można było być pewnym, ale oddania Wielkiego Mistrza Zakonu Ren nikt nie kwestionował. Kylo był niesamowicie oddany Snoke'owi, łączyły ich te mroczne sztuczki, zabobony i jego się nie podejrzewało, po prostu nie... A jednak... Wraz z terrorystką zdradzili... Co gorsza... Nie tylko opuścili Najwyższy Porządek, ale przeszli na stronę największego przeciwnika.
Oficer przymknął oczy, nie zgadzał się z metodami Rena, uważał Moc za przestarzały zabobon, ale nie mógł odmówić mu skuteczności. Obawiał się, co się stanie, gdy wykorzysta swoje zdolności przeciwko nim.

Miał przymknięte oczy, leżąc na trawie. Ben czuł na swojej klatce piersiowej Rey, trzymał dłoń w jej włosach. Wymknęli się w nocy, było to dość ryzykowne, a ona o tej porze powinna spać, ale wyjątkowo się zgodził.
Kilkanaście dni, które upłynęło od wyczucia furii Snoke'a, upłynęło pod znakiem napięcia i niepokoju padawanki. Mimo odległości czuła się zagrożona. Luke zaczął nawet podejrzewać, że i w tym wypadku zadziałał jej talent do wyczuwania emocji. W połączeniu z największym narażeniem to, że czuła się zagrożona, miało dużo sensu.
Sytuacja prawie wróciła do normy, ale Ben i tak ją zabrał, potrzebowali tej bliskości i fizycznego kontaktu. Powrót Rey do zdrowia niestety utrudnił im takie momenty, nie mógł już bez całkowitego niewzbudzania podejrzeń spędzać wieczorów u niej w pokoju, tuląc się do niej, aż zaśnie.
Jego frustracja związana z faktem, że musieli się ukrywać rosła. Ben chciałby powiedzieć przynajmniej matce i wujowi, ułatwiłoby to sporo rzeczy. Doskonale jednak rozumiał, dlaczego Rey na razie chciała zachować wszystko w sekrecie, nie potrafiła ponownie całkowicie im zaufać.
Przynajmniej silny niepokój padawanki miał jeden plus, strach ponownie zbliżył ją do Skywalkera. Ben uświadomił sobie, że jednym z ważniejszych czynników sprawiających, że Rey mu zaufała, było uświadomienie dziewczynie, że go potrzebowała i mógł zapewnić jej ochronę.

Rey czuła się dobrze, mimo lekkiego chłodu, patrzenie w gwiazdy zawsze ją wyciszało, a obecność Bena trzymającego dłoń w jej włosach, słuchanie bicia jego serca pochłaniały ją całkowicie.
Moment byłby cudowny, gdyby nie czający się na granicy jej myśli Snoke. Nie była głupia, widziała zmartwienie obu Jedi i uważała, że nieco przesadzali.
– Jesteś spięta – mruknął.
Westchnęła, nie chciała rozmawiać, psuć nastroju. Ben ścisnął ją mocniej, mruknęła, ocierając się głową o jego tors.
– Rey...
Przymknęła oczy, słysząc ten ton, wiedziała, że jej teraz nie odpuści.
– Co teraz będzie? – spytała cicho. Jęknęła, kiedy przestał ją głaskać po głowie.
– Rozmawialiśmy o tym, zaczną nas ści...
– Nie o to pytałam.
Ben pstryknął ją w ucho, karcąc za przerwanie.
– Nigdy się nie nauczysz? Co Złośnico? W Porządku rozpęta się piekło, wątpliwości i zastanawianie się, co i ile wiem. Nie będzie się to równać walkom w Zakonie. Nie ma tam nikogo na tyle silnego, aby utrzymać się przy władzy. Zadbałem o to. W przyszłości tylko ty mogłabyś rzucić mi wyzwanie. Snoke to wiedział, dlatego chciał twojego szkolenia. Zapewne za parę lat, gdy byłabyś już dobrze ułożona, zastanowiłby się nad zastąpieniem mnie, albo kazałby nam walczyć o pozycję, wybrałby silniejszego. Nie zamierzałem do tego dopuścić. Nie martw się aż tak Rey – powiedział, odsłaniając włosy z jej twarzy – ciągle chodzisz spięta. Wewnętrzne walki w Zakonie dadzą nam jeszcze chwilę oddechu, ale na długo możesz zapomnieć o opuszczeniu bazy bez mojej lub Luke'a obecności.
Skrzywiła się, niezbyt jej się to podobało – w praktyce oznaczało uziemienie – mimo że zdawała sobie sprawę z zagrożenia. Ben lekko ją ścisnął.
– I nawet nie myśl o jakiejkolwiek samowolce. Dla pewności uprzedzimy parę osób, z którymi mogłabyś wpaść na taki pomysł.
Jęknęła, chciała spojrzeć na niego z wyrzutem, ale oznaczałoby to oderwanie głowy od jego klatki piersiowej, na co nie była gotowa.
– Raz – powiedziała z rezygnacją – i to bez świadomości, że jest to samowolka. Wtedy nie byłam zbyt doświadczona w tym, co czułam. Drugi raz by im się nie udało. Mistrz Skywalker, mimo braku mojej winy, dał mi srogą nauczkę.
– Niech ci będzie Złośnico. Za trzy dni opuszczę baz...
– Ale...
Tym razem Rey usiadła, była w szoku, nie spodziewała się ani jego odsunięcia się, ani zmiany tematu, poczuła strach. Ben szybkim ruchem wysunął się całkowicie spod niej i przycisnął do ziemi. Trzymał ręce po obu stronach jej głowy, wisząc nad nią. Przytrzymał ją przez moment.
– Powiedziałem, że ty możesz zapomnieć o samodzielnym opuszczeniu bazy.
Przygryzła wargę, ukochany nachylił się nad nią i pocałował ją, mruknęła z przyjemności.
– Wiem, co ci chodzi po głowie. Zostajesz.
Spojrzała na niego smutno, nie chciała się rozdzielać.
– Luke ci nic nie zrobi Rey, jest twoim Mistrzem. Jestem spokojny, zostawiając cię z nimi.
Skrzywiła się, przymykając oczy, czuła irytację.
– Zachowujesz się, jakbym była dzieckiem. Może to do ciebie nie dotarło, ale jestem dorosła i potrafię o siebie zadbać. Nie potrzebuję nieustannego nadzoru.
– Czyżby? – powiedział, unosząc brew – Mam o tym nieco inne zdanie. Zresztą uważam, że nieco czasu w obecności Luke'a, ale beze mnie, ci się przyda. Mimo wszystko jesteś jego padawanką. Widzę, że jest lepiej, ale nieco zbyt bardzo polegasz na tym, że ja mu coś przekażę.
Westchnęła, patrząc Benowi w oczy.
– Może byłoby lepiej, gdyby się to zmieniło – mruknęła, myśląc na głos, wcześniej nie rozważała czegoś takiego.
– Nie. Kiedy byłaś najbardziej zła Złośnico, rozmawiałem o tym z Luke'iem. Zastanawiał się, czy nie pomogłoby ci to. Dodatkowo doskonale pamięta, jak tuż po moim pasowaniu, męczyłem go, aby dał mi ciebie na padawankę. Jedną kwestię sam poruszył, o drugiej nie wie. Chodzi o innych Rey, ich reakcje na to, że byłbym twoim głównym nauczycielem. Mogłyby się pojawić obawy, że cię zdeprawuję.
– Już za późno.
Pochylił się mocniej i pstryknął ją w nos.
– Złośnico... Jesteś w stanie wytrzymać bez przerywania mi? Drugim powodem jest to, że cię kocham. Nie zawsze umiem zachować obiektywność. Choćby teraz, jako Mistrz, nie powinienem odbierać ci snu. Lepiej niech mój wuj, nawet bez tej wiedzy, stanowi bufor.
Rey nie zdołała stłumić ziewnięcia, Ben pokręcił głową i wstał. Zgadzała się z podanymi powodami. Na nowo przyzwyczaiła się do tego, że Skywalker odpowiadał głównie za jej szkolenie. Dlatego nawet nie rozważała bycia padawanką Bena, chociaż on poświęcał niemal tyle samo czasu, jak czasami nie więcej.
Brak jednego z nich mógł dać Rey nieco oddechu. Nie powiedziała tego nikomu, ale była zmęczona. Nauka pod okiem dwóch rycerzy była niezwykle intensywna, pochłaniała większość czasu.
Ben wyciągnął rękę, pomagając jej wstać. Przymknęła oczy i objęła go mocno. Przycisnął ją do siebie i pocałował w czubek głowy, chociaż bardzo lubiła ten gest, to chciałaby więcej. Rycerz roześmiał się cicho i tym razem pocałował ją w usta.
– Jesteś zachłanna, chodź moja Złośnico. Już i tak za długo ci pozwoliłem.
Mruknęła cicho, ale skinęła głową, wiedząc, że rozpoczęcie walki było bezsensowne, nie miała prawa wygrać, najbardziej prawdopodobnym skutkiem byłby brak jakichkolwiek dalszych wyjść.

Nadzieja REMAKE |Reylo|Where stories live. Discover now