Rozdział XXVIII Myśliwiec część 2.

149 11 13
                                    

Jęknęła, upadając na ziemię, nie miała czasu na ból, zasłoniła się przed ciosem i odtoczyła się. Krew ponownie na moment zasłoniła jej spojrzenie, otarła ją i wróciła do walki. Rey nawet nie miała pojęcia, kiedy rozcięcie powstało, ale teraz nie było to ważne.
Ren zmusił ją do pojedynku siłowego, zaparła się o podłoże, mięśnie ramion protestowały bólem, jego twarz zasłonięta maską znajdowała się tak blisko, w przeszłości była w podobnej sytuacji przeciwko innemu Renowi, wtedy jej się udało, ale Kylo nie chciał zabić, a wyłącznie pokonać – stanowiło to ogromną różnicę.
– Jesteś pod wrażeniem, padawanko? – powiedział z pogardą.
– Nie – wysapała – moja rozgrzewka bywa trudniejsza.
Wyczekała na odpowiedni moment i odskoczyła, klinga minęła ją o włos, przypalając szaty. Zachwiała się na nierównym terenie, pchnięcie Mocą sprawiło, że nie zdołała zachować równowagi i upadła. Patrzyła przerażona, rozpaczliwie usiłując się wycofać, ale Rey zdawała sobie sprawę, że umiejętności nie były wystarczające.
Ku jej zaskoczeniu, śmiertelny cios nie nadszedł, zamiast tego Amix został zaatakowany przez drugiego, nieznanego Rena.
– Mieliśmy zrobić to razem! Chciałeś ją zagarnąć dla siebie!
Rey pochyliła się, dysząc ciężko. Absolutnie nie powinna tego robić, ale walczyła o odzyskanie cennego oddechu. Była niesamowicie wdzięczna, że Renowie nie uczyli się współpracy, tylko nieustannie między sobą konkurowali. Ponieważ wyglądało, że w najbliższym czasie, nie dogadają się, postanowiła uciec z tego miejsca i być może sprowadzić Bena, aby to on sobie z nimi poradził.
Odbiegła obolała, dostrzegła, że dowództwo, które nie dało rady się jeszcze ewakuować, powoli było otaczane, musiała im pomóc. Ben wraz z Luke'iem wbili jej do głowy, że bitwa charakteryzowała się okrucieństwem i pragmatyzmem. W trakcie walki należało chronić pewne osoby bardziej niż inne, ponieważ ich przetrwanie było kluczowe dla dalszych działań.

Rey wskoczyła na umocnienia, za którym kryła się Leia wraz z jakimś kapitanem i porucznikiem. Na szczęście wyżsi oficerowie się rozproszyli, dzięki temu uniemożliwiając wrogowi wyeliminowanie całego dowództwa za jednym razem.
Padawanka uniosła dłoń, zmieniając Mocą trajektorię wystrzelonej rakiety, z coraz większym niepokojem obserwowała zbliżające się maszyny kroczące, wiedząc, że wkrótce znajdzie się w ich skutecznym zasięgu. Niestety widząc morze białych pancerzy, wiedziała, że bez pomocy Bena nie zdoła się tam ponownie przebić, było to ponad jej siły.
– Padnij! – krzyknęła, samemu wpadając do wykopanego dołu. Wyczuwając zagrożenie, jeszcze nim dostrzegła myśliwce TIE wykonujące nalot.
Podejrzewała, że bitwa w kosmosie nie miała najlepszego przebiegu, skoro kolejne jednostki były w stanie wspierać działania na powierzchni. Mimowolnie drgnęła, kiedy zielone lasery przeryły ziemię, wzniecając tumany kurzu i ziemi. Drobne kamyczki uderzyły w skórę, Rey zakrztusiła się pyłem, ale po chwili się podniosła i ponownie aktywowała klingę.
– Dobrze cię widzieć Rey – powiedziała Leia.
Skinęła jedynie głową, ciągle czując pył w ustach i wybiła się, aby wskoczyć na swoje poprzednie miejsce. Miecz na niewiele zdawał się za osłoną, dlatego musiała stać, wystawiając się na atak, za swoją ochronę mając jedynie świetlistą klingę.

Odskoczył od maszyny, wykonując potężne pchnięcie Mocą, aby przewrócić broń. Ciężkie, metalowe cielsko opadło na ziemię, powodując kolejny, potężny wstrząs. Ben czuł niepokój, jedynymi powalonymi M6 były te przez niego, Rey nie unieszkodliwiła żadnego. Nadal wyczuwał niesamowicie silną potęgę padawanki, ale... Po prostu kochał ją tak mocno, że nie potrafił inaczej.
Walcząc, Solo znajdował się w swoim żywiole, do tego przez całe swoje życie się szkolił, każde jego cięcie i parada były zabójczo skuteczne, nastawione na maksymalną efektywność. Moc przepływała przez ciało Bena, wnikając głęboko w jego żyły. Przez moment czuł się dziwnie, wcześniej wielokrotnie w czasie walk zanurzał się w Mroku, pierwszy raz brał udział w czymś na taką skalę, sięgając po Światło.
Ben wyczuł zagrożenie wcześniej, niż go zobaczył. Postawny mężczyzna, o twarzy zasłoniętej czarną maską, dzierżył dwa czerwone miecze świetlne. Ciemna Strona otaczała go, walka była nieunikniona i nie zapowiadało się na prostą potyczkę. Dewox Ren miał dłuższy staż w zakonie niż Kylo. Rycerz był stosunkowo potężny, ale nie mógł Benowi dorównać, niestety był stosunkowo dobrym szermierzem.
To, że Snoke wybrał go do tej misji, było znaczące. Solo mając w pamięci ówczesny skład Zakonu – miał pewność, że ten, przez wewnętrzne walki, znacząco się uszczuplił – Dewox mógłby przynajmniej w krótkoterminowym okresie, przy poparciu Snoke'a, przejąć władzę. Zabicie go, prawdopodobnie przyniosłoby to poparcie.
Jako Kylo Ren nie musiał się przejmować tym mężczyzną, jego potędze nikt – do czasu Rey – nie mógł dorównać, dbał również o to, aby zawczasu eliminować osoby, które potencjalnie mogły stanowić dla niego zagrożeniem i o to, aby porządnie skłócić rycerzy, utrudniając zawiązanie spisku.
Snoke nie bez powodu rozkazał Kylo szkolenie Rey, nie tylko w pewien sposób odciągała jego uwagę, ale Ben miał wtedy świadomość, że dziewczyna mogłaby mu zaszkodzić i właśnie dlatego od samego początku szkolił ją tak, aby była lojalna wobec niego, a nie Zakonu czy Najwyższego Porządku. Gdyby Rey nie otworzyła mu oczu, wskazując właściwy kierunek, pewnego dnia przy jej pomocy przejąłby władzę.

Nadzieja REMAKE |Reylo|Where stories live. Discover now