2. Oliver

1.5K 49 3
                                    

Siedziałam przy stole dokańczając śniadanie i przeglądając telefon. Dzisiaj razem z Martinem mieliśmy udawać parę. Boże jakie to będzie idiotyczne. Co sobie ludzie ze szkoły pomyślą? Oczywiście nikt nie wie, że to będzie udawane. Nawet Evan.

Skończyłam właśnie swój posiłek i biorąc talerz ze stołu, ruszyłam w stronę kuchni, aby wsadzić naczynie do zmywarki. Po chwili do pomieszczenia wszedł Vincent, który jak zawsze był ubrany w czarną koszulę i tego samego koloru spodnie garniturowe, a na jego serdecznym palcu błyszczał sygnet. Ja nie wiem, jak on może codziennie w tym chodzić. Mój brat ma własną firmę i zawsze siedzi w swoim biurze, który ma w domu, z masą papierów. Czasami jeździ też do firmy, aby skontrolować co tam się dzieje.

- Dzień dobry, kruszynko - powiedział, podchodząc do mnie, aby następnie pocałować mnie w czubek głowy. Roztopiłam się w środku, jak masełko, gdy mnie tak nazwał. Kruszynką nazywał mnie odkąd pamiętam, a to tylko dlatego, że jego zdaniem jestem bardzo chuda i drobna.

- Hej Vince

- Jak się dziś czujesz? - zapytał, podchodząc do espresso, aby zrobić sobie czarną kawę. Zawsze codziennie mnie o to pyta niezależnie, o której porze dnia.

- Wszystko w porządku - odpowiedziałam. Skłamałam. Prawda tak naprawdę była inna. Czułam się niepewnie, ponieważ Oliver wczoraj do mnie wypisywał. Na samą myśl, że mam spotkać go w szkole, robiło mi się niedobrze.

- Vivien - odezwał się brat, potrząsając moim ramieniem. Dopiero teraz się skapnęłam, że stoję przy blacie, patrząc w okno i się nawet nie ruszając. - Na pewno wszystko w porządku? - zapytał zmartwiony.

- Tak, nie martw się. Przepraszam Vince, ale muszę już iść - oznajmiłam, podchodząc do szafki, gdzie leżała torebka i podniosłam ją, wieszając sobie torbę na ramieniu. - Miłego dnia! - dopowiedziałam po tym jak go przytuliłam i pobiegłam w stronę wyjścia.

Gdy szłam sobie spokojnie chodnikiem, znowu rozmyślając, mój tok myślenia został przerwany, przez amebę umysłową, zwaną Martinem.

- Co ty taka zamyślona? - zapytał idąc obok mnie.

- A nie interesuj się, bo kociej mordy dostaniesz - odpowiedziałam, na co on parsknął śmiechem. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że chłopak idzie pieszo, a nie jedzie swoim błyszczącym porsche.
- A czemu ty dzisiaj na nogach zapierdzielasz? - zapytałam.

- Auto jest w naprawie. Nie będę Ci mówił co się stało, bo i tak nie zrozumiesz - mruknął, a ja na jego słowa przewróciłam oczami. Resztę drogi szliśmy w ciszy.

Kiedy byliśmy już na terenie szkoły, Martin złapał mnie za rękę. Co on robi?! Chciałam się wyrwać, jednak on jest za silny.

- Co ty wyprawiasz?! - syknęłam.

- Mieliśmy udawać parę, nie pamiętasz? - zapytał cicho, aby nikt go nie usłyszał, patrząc na mnie z uniesioną brwią. No tak. Nic już więcej się nie odzywałam, tylko westchnęłam i marzyłam, aby jak najszybciej puścił moją dłoń. - A wiesz, że będziemy musieli się całować i przytulać, prawda? - dodał, kiedy ja czułam jak każdy nam się przygląda. Na jego słowa gwałtownie odwróciłam głowę w jego stronę. Patrzył na mnie, a na twarzy miał ten swój cwaniacki uśmieszek.

- O nie. Nie zrobię tego - powiedziałam, kolejny raz próbując wyrwać swoją rękę z jego uścisku, ale na darmo.

- Musimy wyglądać wiarygodnie - rzekł, na co tylko kolejny raz westchnęłam. Nie mam do niego siły. Nawet nie zauważyłam, że dotarliśmy już do klasy. Nagle Martin pociągnął mnie do siebie bliżej i złożył na moich ustach krótki pocałunek.

- Do zobaczenia później, kochanie - powiedział na tyle głośno, aby każdy to usłyszał. I udało mu się. Każdy się na mnie patrzył, kiedy ja stałam w szoku i patrzyłam jak ten kretyn odchodzi. Jednak po chwili otrząsnęłam się i ruszyłam w stronę klasy.

Na lekcji musiałam wyjść z sali, bo się okazało, że zapomniałam wziąć książki od matmy z szafki, więc szybko do niej ruszyłam. Kiedy już przy niej byłam, otworzyłam drzwiczki, aby wyjąć książki, ale nagle poczułam jak czyjeś dłonie obejmują mnie w talii. Na początku myślałam, że to Martin, więc odwróciłam się do niego, aby go opierdzielić. Jednak jak zobaczyłam osobę, która przede mną stoi, książka wypadła mi z ręki, robiąc huk. Nikogo już nie było na korytarzu, ponieważ trwały lekcje, więc nikt nie mógł odciągnąć mnie od tego potwora.

Przede mną stał Oliver, który patrzył na mnie i na mój dekolt z obrzydliwym uśmieszkiem.

- Stęskniłaś się? - zapytał, sunąc swoim nosem po moim policzku i szyi. Ja stałam, jak sparaliżowana.

- Zostaw mnie - rzekłam, czując gulę w gardle.

- No, ale czemu? Przecież wiem, że kochasz kiedy tak robię, Vivi - mruknął, tym razem całując moją szyję, a mną ogarnęło obrzydzenie i momentalnie zaczęło mnie mdlić.

- Puść mnie, bo zacznę krzyczeć - powiedziałam z nadzieją, że mnie puści, jednak kiedy tego nie zrobił, kopnęłam go w kroczę.

- Ty suko! - krzyczał za mną zwijając się z bólu, kiedy ja leciałam do łazienki.

Wleciałam do jednej z kabin, otwierając szybko muszle klozetową, aby zwymiotować. Gdy zwymiotowałam całą zawartość swojego żołądka, usiadłam na niej zanosząc się płaczem. Czemu ja? Powtarzałam ciągle. Po chwili wyszłam z kabiny, podchodząc do lustra i przemywając twarz, a następnie wyszłam z łazienki na korytarz z nadzieją, że tego okropnego człowieka tu nie będzie. Na szczęście go nie było. Musiał uciec. Nie zaprzątając już sobie nim głowy, ruszyłam na lekcję.

- Przepraszam, że mnie tak długo nie było, ale źle się poczułam i musiałam iść do toalety - oznajmiłam, kiedy nauczyciel zaczął się na mnie patrzeć.

- Rozumiem, usiądź - jak rozkazał tak zrobiłam i usiadłam na miejscu koło Martina. Tak koło niego, bo ubzdurał sobie, że jako "para" musimy siedzieć razem.

- Wszystko w porządku? - zapytał.

- Tak

- Płakałaś? - zadał kolejne pytanie, przyglądając mi się uważnie. Cholera, pewnie mam podpuchnięte oczy od płaczu.

Na pewno masz, idiotko.

- Nie, no przecież mówiłam, że się źle poczułam - odpowiedziałam, mając już tego dnia dość.

- Nie wciśniesz mi tego kitu, Vivien - mruknął, a ja na niego spojrzałam zdziwiona. - Nie patrz się tak na mnie. Za długo Cię znam i wiem kiedy kłamiesz, a kiedy nie. Więc, co się stało? - dodał.

- Powiem Ci po lekcjach - odpowiedziałam zrezygnowana, a on jedynie kiwnął głową. Resztę lekcji siedział cicho.

*

- Co się stało w szkole? - zapytał, kiedy szliśmy w stronę swoich domów.

- Nic po prostu zobaczyłam w swojej szafce zdjęcie mojego dziadka, które tam trzymam i się rozkleiłam. Brakuję mi go - kłamałam jak z nut. Oczywiście z tym, że zmarł mi dziadek nie, bo Martin doskonale o tym wiedział. Nie chciałam mu mówić co się wydarzyło.

- No dobra, ale i tak ci nie wierzę - powiedział, na co wzruszyłam ramionami.

Kiedy już dotarliśmy, pożegnaliśmy się krótkim "cześć" i weszliśmy do swoich domów.

Empire Of Power Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz