9. Wszystko wraca do normy

912 38 0
                                    

Szłam sobie spokojnie przez korytarz szkolny, mijając roześmianych nastolatków. Martin poszedł do toalety, więc zostałam sama. Znów udawaliśmy parę. Trzymaliśmy się za ręce, przytulaliśmy i najgorsza rzecz...Całowaliśmy. Masakra! Może to trochę dziecinna reakcja, ale całowanie chłopaka, którego nienawidzę całym sercem, nie jest moim marzeniem. Jest to dla mnie wręcz traumatyczne.

Podeszłam do najbliższych szafek i się o nie oparłam przymykając oczy. Po chwili poczułam czyjąś obecność. Myśląc, że to Martin uniosłam powieki, jednak się myliłam. Przede mną stał Oliver. Moje serce stanęło, tak samo jak oddech, który boleśnie zaciskał się w klatce piersiowej.

Kiedy on da mi spokój?

- Gdzie zgubiłaś swojego Romeo, co? Chcesz sprawić, żebym był zazdrosny? - zapytał, patrząc na mnie ze złością w oczach. - A zresztą nie obchodzi mnie to - dodał, zawijając sobie kosmyk moich włosów na palec. Dreszcz obrzydzenia wstrząsnął moim ciałem. Nikt nie zwracał na nas uwagi, więc nikt nie mógł mi pomóc.

- Zostaw mnie - wyszeptałam przez ściśnięte gardło. Ten prychnął, kręcąc głową na boki.

- Oj kochanie, nie zostawię cię nigdy - powiedział, dając nacisk na ostatnie słowo. - Nie pamiętasz jak było nam razem dobrze? Jak byliśmy szczęśliwi? Jaka ty byłaś szczęśliwa? - mówił, a ja z każdym jego słowem czułam pieczenie pod powiekami.

- Nie byłam z tobą szczęśliwa. Skrzywdziłeś mnie, potworze - wysyczałam do niego i gdyby nie ludzie na korytarzu, jestem pewna, że by mnie uderzył.

- Jesteś suką - powiedział Oliver, przyciskając mnie bardziej do szafki. Bałam się. Okropnie się bałam. Nagle ten psychol został gwałtownie ode mnie odepchnięty.

- Uważaj kogo nazywasz suką. Tylko ja mogę ją obrażać, nie ty śmieciu, a już na pewno nie od suk. Gdzie twój szacunek do kobiet? - mówił Martin, wykręcając mu rękę. Uśmiechał się z satysfakcją, gdy Oliver krzyczał z bólu. - Cierp skurwielu - wysyczał.

- Ona nie zasługuje na szacunek. To zwykła dziwka!

- Nazwij ją tak jeszcze raz, a połamię ci wszystkie kończyny - powiedział, uderzając go pięścią w nos. Złamał go mu. - Boże Vivien, jak ty mogłaś być z takim ciołkiem? - zwrócił się do mnie, na co podniosłam na niego swój przestraszony wzrok. Ręce zaczęły mi się trząść, a oddech zaczął przyśpieszać. Martin widząc to, wziął mnie za rękę i ruszył do łazienki.

- Spokojnie, Vivien. Oddychaj - mówił, kiedy byliśmy już w toalecie. Jego wzrok był obojętny, gdy skanował moją twarz. Podszedł do okna, otworzył je i zaprowadził mnie pod nie, aby powietrze do mnie docierało. Gdy poczułam otulające powietrze, zaczęłam się uspokajać.
- Już lepiej? - zapytał od niechcenia.

- Tak - odpowiedziałam cicho, kiwając przy tym głową.

- To dobrze, bo nie mam na ciebie całego dnia - mruknął, patrząc na mnie obojętnie. No i wrócił mój wróg. Super, tęskniłam za tym. Naprawdę, to nie był sarkazm. - Chodź, odegrajmy tę całą szopkę jak najszybciej.

- Cham - powiedziałam, wywracając oczami i pokazując mu środkowy palec, ale uśmiechając się złośliwie pod nosem.

- A myślałaś, że jaki dla ciebie będę?

- Matko, jak ja cię nienawidzę - mruknęłam.

Nie zabolały mnie jego słowa. Nawet brakowało mi naszych kłótni. Nie robiłam sobie nadziei, że wszystko minie i nie będziemy już wrogami. Wiedziałam, że za chwilę wszystko wróci do normy.

- I vice versa - odburknął i wyszedł z łazienki. Po chwili też wyszłam idąc w swoją stronę, jednak ten mnie dogonił i złapał za rękę. Boże daj mi siłę.

Niech te lekcje minął jak najszybciej. Nie zniosę jego obecności ani minuty dłużej.

Była to nasza ostatnia lekcja, więc bardzo się z tego cieszę. Właśnie zadzwonił dzwonek, a do sali weszła nauczycielka języka niemieckiego. Tak, niemiecki na zakończenie dnia. Cudownie. Ja nie wiem w ogóle po co nam to gówno.

Siedziałam tak na tej lekcji, odliczając minuty do końca. Jak ja nienawidzę niemca, tak samo jak Martina. On i niemiecki są podobni. Oboje są do niczego.

Wreszcie zadzwonił mój upragniony dzwonek. Wstałam z krzesła, pakując rzeczy do plecaka i jak najszybciej wyszłam z sali, kierując się prosto do wyjścia ze szkoły. Nie przebrałam nawet butów. Trudno się mówi. Byłam zmęczona, bolała mnie głowa i chciałam być jak najszybciej w domu.

Pov. Martin

Vivien wyleciała z tej klasy jak strzała. I dobrze. Nie chciałbym się z nią minąć w drodze do domu. Chociaż i tak ją spotkam, gdy tylko wyjdzie u siebie na podwórko.

Wszystko wróciło do normy. Kiedy znowu zacząłem być chamski dla Vivien, widziałem, że ją to nie zabolało. Chyba nawet się cieszyła. To dobrze, bo ja też.

Chciałbym, żeby te kłótnie między nami się skończyły, ale skoro ona nie odpuszcza to ja też. Nie będę debilem i nie skończę tego pierwszy.

Jestem takim człowiekiem, który nie lubi sprawiać komuś przykrości. Nie sprawia mi to satysfakcji. Jednak widok smutnych oczu mojego wroga, daje mi inne odczucie.

Wiem, że Vivien jest wrażliwa. Jest krucha i niewinna, ale ja nie potrafię być w stosunku do niej inny. Gdyby może była trochę mniej irytująca, to byłoby wszystko okej.

Nie myśląc już o tym, ruszyłem do domu z nadzieją, że jej dzisiaj nie spotkam.

Empire Of Power Where stories live. Discover now