35. List

665 33 5
                                    

Szłam ze szkoły cały czas rozglądając się na boki. Miałam dziwne przeczucie, że ktoś mnie obserwuje. Potrząsnęłam głową, wmawiając sobie, że to tylko moja wyobraźnia. Wracałam sama, ponieważ Martin ma dzisiaj dwie godziny treningu i musiał zostać w szkole. 

Dotarłam pod dom i wyciągnęłam z kieszeni klucze, aby otworzyć drzwi. Zaklęłam, gdy szarpnęłam torbą, przez co klucze wyleciały mi z ręki na dywanik. Schyliłam się, żeby je podnieść i wtedy coś przykuło moją uwagę. Pod wycieraczką była wciśnięta jakąś kartka. Wyciągnęłam ją i okazało się, że to koperta. Rozerwałam ją i przeczytałam zawartość kartki. 

"Czarny Anioł zawsze przynosi cierpienie. Więc, oto jestem…" 

Wzdrygnęłam się. W tym momencie zawiał silny wiatr, który o mało nie porwał kartki. Niebo zrobiło się bardziej ciemne i runął deszcz. 

To wszystko jest przerażające.

Otworzyłam szybko drzwi i weszłam do środka. Oparłam się o drewno, próbując uspokoić oddech. 
Po dwudziestu minutach walki ze łzami, wstałam z ziemi i rozebrałam się z bluzy oraz butów. 

Ruszyłam do salonu, gdzie usiadłam na kanapie, chowając twarz w dłonie. 

Jestem pewna, że ten list, to sprawka Olivera. Na pewno ma jakiś wspólników. Przestałam rozmyślać i zaczęłam odrabiać lekcję oraz uczyć się do różnych kartkówek. Na pierwszy rzut poszła matematyka. Patrząc na różne obliczenia myślałam, że się popłaczę. W końcu wzięłam się w garść i zaczęłam się uczyć. 

Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Wstałam z sofy i podążyłam do przedpokoju, aby otworzyć mojemu przybyszowi. Sprawdziłam przez wizjer, kto przyszedł i zdziwiłam się, gdy zobaczyłam Martina. 

Już minęły dwie godziny? Aż tyle się uczyłam?

Odkluczyłam drzwi, przez które wpadł Martin, biorąc mnie w swoje ramiona. 

— Cześć, kochanie. Jak się czujesz? — zapytał, całując moje czoło. 

Nie powiem mu o tym liście. 

— Wszystko w porządku — cmoknęłam jego usta, następnie wyrywając się z jego uścisku. 

Poszłam do kuchni, a Martin ruszył za mną. Nabrałam mu jedzenia, które zrobiłam wczoraj wieczorem i podstawiłam pod nos. 

— Smacznego

— Dziękuję. Nie będziesz jeść, mam rację? — zapytał, a bardziej stwierdził. 

— Nie mam ochoty — powiedziałam cicho.

Chłopak złapał moją dłoń i pocałował jej wierzch. Po chwili zaczął jeść, opowiadając o tym, że Michael najprawdopodobniej wybił sobie palec i będzie musiał mieć około trzech tygodni zwolnienia z treningu. Szkoda mi go, bo wiem, jak bardzo mu zależy na tym sporcie. 

Gdy Martin zjadł, poszliśmy do salonu, gdzie włączyliśmy sobie tradycyjnie spongeboba. To się nam chyba nigdy nie znudzi. Położyłam głowę na tors bruneta i przymknęłam oczy, pogrążając się we śnie. 

****

Poczułam, jak ktoś szturcha mnie w ramię. 

— Vivi, wstajemy — usłyszałam cichy głos mojego chłopaka. 

Otworzyłam ociężale oczy, mrugając kilkakrotnie. 

— Musimy jechać do szpitala — wytłumaczył, widząc moje zaspanie i zdezorientowanie na twarzy. 

No tak, chemia. 

Podniosłam się do pozycji siedzącej i przetarłam oczy dłonią. Popatrzyłam na okno, za którym było już ciemno. Wstałam z łóżka i podeszłam do Martina, przytulając się do niego. Chłopak mocno mnie objął, całując czubek mojej głowy. Po kilku minutach oderwałam się od niego i ruszyłam do łazienki, wcześniej biorąc ciuchy, w których byłam w szkole. 

Weszłam do pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze i powiem szczerze, że się przestraszyłam. Miałam ogromne sińce pod oczami, blada cera i zmęczone oczy. Byłam wychudzona. Kilka łez poleciało mi po policzkach, tak jak każdego dnia. Wytarłam je szybko i się rozebrałam, następnie wchodząc pod prysznic. 

Polałam się ciepłą wodą, następnie biorąc do ręki żel do ciała o zapachu kwiatowym. Nalałam trochę na gąbkę i zaczęłam się myć. Czułam zapach kwiatów, unoszący się po pomieszczeniu. Gdy skończyłam, spłukałam pianę z ciała i wyszłam z kabiny, wycierając się ręcznikiem, i ubierając. 

Podeszłam ponownie do lustra, biorąc w rękę szczotkę do włosów i zaczynając robić kucyka. Gdy skończyłam, pomalowałam delikatnie rzęsy i wyszłam z łazienki. Wzięłam jeszcze z pokoju torebkę razem z telefonem i ruszyłam na dół, gdzie czekał już Martin. 

Gdy mnie zobaczył, wstał z kanapy i ruszyliśmy w stronę wyjścia z domu. Wsiedliśmy do auta i już po chwili jechaliśmy do szpitala. W trakcie jazdy, Martin próbował mnie jakoś rozweselić, bo mój humor troszkę zmalał. Jednak, widząc jego starania, uśmiech sam cisnął mi się na usta. 

Po godzinie byliśmy już pod szpitalem. Wysiedliśmy i weszliśmy do budynku, następnie kierując się do windy, którą dotrzemy na oddział onkologii. Po kilkunastu minutach, siedziałam już na fotelu, a w mojej ręce był wenflon, do którego była przypięta kroplówka. 

— Witaj, Vivien. Jak się czujesz? — zapytał lekarz, który nagle wszedł do sali. 

Posłałam mu lekki uśmiech, który odwzajemnił. 

— Jest okej. 

Mężczyzna skinął głową na moje słowa i zapisał coś na kartkach, które miał w rękach, a następnie odszedł. W tym momencie do sali wszedł Martin, który wyszedł wcześniej do toalety. Podszedł do mnie i złapał za moją dłoń, całując jej wierzch. 

— Wszystko w porządku? — zapytał. 

— Tak, nie martw się — odparłam i zaczęliśmy rozmawiać. 

Byliśmy w szpitalu godzinę, dopóki nie skończyła się kroplówka. Przez ten cały czas Martin przy mnie był i nie opuszczał mnie na krok. Gdy pielęgniarka odłączyła mi kroplówkę i wyciągnęła wenflon, przyszedł lekarz, który powiedział mi kiedy mogę przyjechać na następną chemię. Następnie się pożegnaliśmy i wyszliśmy ze szpitala. 

W czasie jazdy czułam się bardzo senna, mimo, że spałam dwie godziny. 

Cóż, skutki chemii się odzywają. 

Martin cały czas na mnie zerkał i ściskał moją dłoń. Gdy tylko dojechaliśmy, wysiadłam szybko z auta i zwymiotowałam na trawnik. Czułam się żałośnie. Chłopak szybko do mnie podszedł, łapiąc mnie, abym nie upadła. Otworzył drzwi i wprowadził do domu, a ja jak najszybciej potrafiłam, poleciałam do łazienki, aby kolejny raz zwymiotować. 

Po chyba dziesięciu seriach wymiotowania, wstałam od toalety i za pomocą Martina, ruszyłam na giętkich nogach do pokoju, gdzie się położyłam i usnęłam. Ale zanim jeszcze zasnęłam, czułam, jak chłopak kładzie się obok, szepcząc "dobranoc". 

Empire Of Power Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz