7. Malowanie i muzyka - terapia

1K 35 0
                                    

- Proszę Oliver, przestań! - krzyczałam.

- Przecież to nic złego. Spodoba ci się - powiedział, zrywając ze mnie ubrania. Wierzgałam się po łóżku, płakałam, darłam się. Nic nie pomagało.

- Przestań! Zostaw mnie! Ja nie chce!

- Cicho szmato, nikt nie może cię usłyszeć, bo jeszcze wezwą psy. Przestań histeryzować, to świetna zabawa - mówił, błądząc swoją ręką po moim ciele. Ściskał moje piersi w bolesny sposób.

Płakałam, darłam się. Nic. Nie reagował. Zrobił to. Skrzywdził mnie...

Obudziłam się cała zalana potem i łzami, łapiąc łapczywie powietrze. To znowu to. Boże kiedy to minie?

- Vivien? - usłyszałam czyjś głos. Gwałtownie oderwałam dłonie od twarzy, chcąc zobaczyć źródło wydobywania dźwięku. Zobaczyłam Martina, który przecierał oczy i patrzył na mnie przerażony.
- Vivien, co się dzieję?

- Nic - mruknęłam, gdy się uspokoiłam, a widząc jego wyraz twarzy, dodałam: - Miałam po prostu zły sen.

Patrzył na mnie przez chwilę, a następnie pokiwał głową i wstał z łóżka.

- Wstawaj, musisz mi zmienić te opatrunki - powiedział, a ja w tym czasie wzięłam do ręki telefon, aby sprawdzić, która jest godzina. Dziewiąta. Idealny czas do wstania. Wygramoliłam się leniwie z łóżka i ruszyłam do szafy, aby wybrać ubrania na dzisiaj. Zdecydowałam się na beżową bluzę z kapturem i jasnoniebieskie jeansy. Dzisiaj znów była ponura pogoda, więc ten outfit idealnie się nadawał. Podeszłam do toaletki, aby ubrać moje ulubione pierścionki. Na szyi miałam łańcuszek z motylkiem, a na ręcę bransoletkę z tym samym motywem. Dostałam ten komplet od Martina na gwiazdkę. Mogę stwierdzić śmiało, że ma nawet dobry gust.

Nawet nie zauważyłam Martina, który stał przy drzwiach mojego pokoju, już ubrany w wczorajsze ciuchy. Wcześniej miał na sobie dresy i białą koszulkę mojego brata. Zeszłam z nim na dół i ruszyłam do kuchni, żeby zrobić jakieś śniadanie. Wyciągnęłam pieczywo, masło, szynkę i pomidora. Zaczęłam robić kanapki, a Martin nastawił wodę na herbatę. Gdy jedzenie było już zrobione, w tym momencie woda się zagotowała.

Perfect, perfect, perfect, perfect!

Zasiedliśmy do stołu i zaczęliśmy jeść, popijając herbatę. Nie zamieniliśmy słowa, ponieważ moim zdaniem rozmowa przy jedzeniu jest zbędna. Martin popiera moje zdanie.

Co z tego, że mi tego nie powiedział? Ja wiem, że on mnie popiera!

- Chodź, zmienię ci te opatrunki - powiedziałam, gdy wkładałam naczynia do zmywarki. Chłopak skinął głową i podążał za mną do łazienki.

Martin usiadł na muszli klozetowej i czekał na mój ruch. Wyciągnęłam rzeczy, które są mi potrzebne, aby go opatrzyć. Ściągnęłam nasiąknięte krwią plastry i przemyłam rany wodą utlenioną, następnie naklejając świeże opatrunki. Wzięłam do ręki maść i podwijając brązowowłosemu koszulkę, posmarowałam ogromnego sińca, następnie owijając jego brzuch bandażem.

- Dzięki, Stokrotko - powiedział, naciągając koszulkę.

- Nie ma za co, Fujaro - odparłam, odkładając wszystkie rzeczy do szafki.

Wyszliśmy z łazienki, kierując się w stronę kanapy, na której usiedliśmy, puszczając jakiś beznadziejny serial. Siedząc zaczęłam rozmyślać nad tym co się dzieję w moim życiu. Najpierw krzywda wyrządzona przez byłego chłopaka, później układ z Martinem, pobyt Vinca w szpitalu, pomoc wrogowi. Jeszcze niech w to wszystko, wejdzie jakaś choroba i będzie perfect!

Niech moje życie będzie takie perfect, jak moje porażki.

- Stokrotko! - z moich przemyśleń wyrwał mnie głos Martina.

- Hmm? - mruknęłam, odwracając głowę w jego stronę.

- Mówiłem, że będę już szedł - powiedział. Był już ubrany w czarną skórę i buty.

- A, no dobra - powiedziałam, idąc z nim do przedpokoju. Chłopak złapał za klamkę i zanim jeszcze wyszedł, odwrócił się w moją stronę i powiedział:

- Ta sytuacja nic nie zmieniła i nadal jesteśmy wrogami

- No oczywiście - rzekłam, uśmiechając się źłośliwie.

- Pamiętaj, jednak, że nasz układ się nie skończył i jutro znowu będziemy musieli być parą - powiedział, kiedy był już na zewnątrz. Skrzywił się na siłę wiatru, który zaczął rozwiewać jego włosy. No tak, jutro szkoła. Matko jak mi się nie chce!

- Jasne - powiedziałam, ziewając i wchodząc do domu.

- Vivien - usłyszałam, zanim jeszcze zamknęłam drzwi.

- Co?

- Nienawidzę cię, Stokrotko.

- Ja ciebie też nienawidzę, Fujaro - powiedziałam, machając mu z udawanym entuzjazmem, na co ten parsknął i poszedł. Zamknęłam drzwi i ruszyłam jak najszybciej na górę, wpadając do pokoju. Wyciągnęłam z szafki płótno, pędzle i farby.

Muszę jakoś odreagować ten sen.
Malowanie i muzyka to moja terapia. Nie chce się ciąć, ponieważ nie ma to sensu. Są to tylko rany na skórze, które przypominają ci jak bardzo źle było.

Wzięłam pomarańczową farbę, chcą namalować zachód słońca. Następnie wyciągnęłam zieloną farbę i narysowałam łąkę, na której w poszczególnych miejscach były kwiaty. Malując, kilka łez potoczyło się po moich policzkach, gdy przypomniałam sobie, co przydarzyło mi się kilka lat temu. Miałam dość swojego życia, ale nigdy nie miałam myśli samobójczych. Nigdy nie odbiorę sobie życia, ponieważ Vince straciłby wtedy swoją upierdliwą młodszą siostrę, Evan swoją przyjaciółkę, która zawsze ma głupie pomysły, Martin swojego najlepszego i jednocześnie najgorszego wroga, a Oliver osoby do prześladowania.

Gdy skończyłam malować, poszłam do łazienki, aby umyć ręce z farby, następnie wróciłam do pokoju i ułożyłam płótno na parapecie, żeby wyschło. Podeszłam do łóżka i walnęłam się na materac, wygodnie się układając. Wzięłam do ręki książkę i zaczęłam czytać, zagłębiając się w życie fikcyjnych bohaterów.

Empire Of Power Where stories live. Discover now