32. Uczucia

862 43 19
                                    

Nie zabijcie mnie za ten rozdział, proszę...

A teraz , miłego czytania, stokrotki! ♡

***

Siedziałam cała zapłakana w gabinecie lekarskim. Słowa, które padły z ust mężczyzny kompletnie mnie załamały. 

— To na pewno jakaś pomyłka, doktorze — powtarzał cały czas Vince. 

— Nie moglibyśmy się pomylić w takiej sytuacji — powiedział, już lekko poddenerwowany. — Zrobimy jeszcze badanie szpiku kości i wtedy będziemy mieli stuprocentową pewność — dodał, patrząc na mnie ze współczuciem. 

Co mi z jego współczucia?

— Doktorze, czy to można jakoś leczyć? — zapytałam, pociągając nosem. 

— Tak. Leczenie białaczki limfatycznej opiera się głównie na farmakoterapii. W większości przypadków stosuje się chemioterapię w połączeniu z immunoterapią — wytłumaczył. 

— Immunoterapia? — zmarszczyłam brwi w niezrozumieniu. 

— Immunoterapia jest metodą leczenia, która opiera swój mechanizm działania na mobilizowaniu układu odpornościowego do walki z nowotworem. Ludzki układ immunologiczny obejmuje zespół narządów, wyspecjalizowanych komórek i substancji, które pomagają w ochronie organizmu przed zakażeniami i nowotworami — wytłumaczył. — Przykro mi, że to mówię, ale…białaczka limfatyczna jest nieuleczalną chorobą — dodał i wtedy zamarłam. 

— Umrę? — zapytałam cicho. 

— Będę robił co w mojej mocy, aby tak się nie stało. Będę twoim lekarzem prowadzącym, pomogę ci — odrzekł. 

Rozmawiał jeszcze z Vincem, który był zrozpaczony. Po godzinie byliśmy już w domu. Gdy tylko weszliśmy do mieszkania, pobiegłam na górę, nie oglądając się za siebie. Wpadłam do pokoju i po prostu się rozpłakałam. W tym momencie wszedł Vince. 

— Cii, kruszynko. Wszystko będzie dobrze — szeptał, a głos mu się łamał. 

Podniósł mnie z ziemi i położył na łóżku, przykrywając kołdrą. Szlochałam cicho w poduszkę. 

— Vince? 

— Tak, kruszynko? — zapytał, pociągając nosem i wycierając łzę, która samotnie spłynęła mu po policzku. 

— Czy mógłbyś zadzwonić do Martina, aby przyszedł do mnie? — patrzyłam na to, jak na jego twarz wkrada się szok. 

— Co tylko zechcesz, kochanie — wyszeptał, wyciągając telefon i odchodząc w kąt pokoju. 

Po 20 minutach wrócił, usiadł na skraju łóżka i pocałował mnie w czoło. 

— Zaraz bę… — nie zdążył nawet dokończyć, bo do pomieszczenia wpadł Martin. 

Dopiero rozmawiał z Vincentem i już jest? 

— Co się dzieję? — zapytał. 

— Zostawię was samych — odezwał się brat. Pocałował mnie ostatni raz w czoło i kiwając do chłopaka głową na powitanie, wyszedł. 

Brązowowłosy podszedł do mnie i uklęknął obok łóżka, patrząc na mnie z przerażeniem. 

— Płakałaś — bardziej stwierdził, niż zapytał. — O co chodzi, Vivien? 

Nie wydusiłam z siebie nic, przez następny atak płaczu. Chłopak położył się koło mnie, szczelnie mnie przytulając. Głaskał mnie po głowie, czekał cierpliwie, aż przestanę płakać. 

— Jestem chora — wyszeptałam, gdy się uspokoiłam. 

Chłopak przyłożył mi dłoń do czoła, jakby chciał sprawdzić gorączkę. 

— Nie masz gorącego czoła. Bierzesz antybiotyk? I czemu płaczesz? To pewnie tylko zwykła grypa — tłumaczył. 

— Bardzo bym chciała, aby to była tylko grypa, Martin. 

I wtedy poczułam, jak ciało chłopaka się spina. 

— O czym ty mówisz? — nie jestem pewna, ale chyba załamał mu się głos. 

— Wykryto u mnie białaczkę limfatyczną. Będę musiała jechać jeszcze do szpitala na pobranie szpiku kostnego. Wtedy będziemy mieć stuprocentową pewność — odrzekłam, wycierając resztki łez z policzków. 

Brunet przycisnął mnie mocno do siebie, a z jego ust wyrwał się szloch. Byłam zszokowana jego reakcją. 

— Co się dzieję? 

— Ty się jeszcze głupio pytasz? Jesteś śmiertelnie chora, Vivien — mówił, szlochając. — Ja nie mogę cię stracić — powiedział cicho. 

Złączył nasze usta w kilku minutowy, czuły pocałunek. Oderwaliśmy się od siebie, a Martin oparł swoje czoło o moje, cmokając znowu delikatnie moje usta. 

— Vivien — zaczął. 

— Hmm? 

— Nie wierze, że to powiem, ale… — popatrzył mnie głęboko w oczy. — Kocham cię  — dokończył. 

Uchyliłam usta w szoku, ale przypomniałam sobie o tym, co mu powiedziałam. 

— Martin, nie mów mi tego z litości. 

— Zwariowałaś, Vivien? Nigdy nie mówiłbym takiego czegoś z litości — rzekł, a następnie dodał: —Kocham cię za to, że masz taki piękny uśmiech. Za to, że masz niesamowite serce. Za to, że pomagasz innym. Za to, że byłaś w stanie wybaczyć mi każdą krzywdę, którą ci wyrządziłem. Za to, że jesteś taka piękna. Za to, że marszczysz swój nos, gdy jesteś zdenerwowana. Za to, że stawiasz się za mną w szkole. I za to, że po prostu jesteś, stokrotko — przez cały czas patrzył mi głęboko w oczy. 

Rozczuliło mnie to i kilka łez ponownie wypadło z moich oczu. Chłopak zaśmiał się cicho na ten widok. 

— Też cię kocham, Martin — cmoknęłam delikatnie jego usta. 

— Vivienne Watson, czy zostaniesz moją dziewczyną? — zapytał. 

— Oczywiście, że tak, Martinie Wilson  — powiedziałam, kiwając głową na potwierdzenie swoich słów. 

Przytuliłam się do niego mocno, przymykając oczy. Czułam, jak powoli zasypiam i jak ręka Martina gładzi mnie po głowie. 

— Będę przy tobie cały czas. Poradzimy sobie razem, Stokrotko — usłyszałam jeszcze, zanim usnęłam. 

I mimo, że świat mi się zawala, to czuję, jak Martin próbuję chociaż trochę go odbudować

Empire Of Power Where stories live. Discover now