33. "Kochanie"

776 40 6
                                    

Nie, masz iść do szkoły — powiedziałam po raz setny. 

— Nie pójdę i tak już się zwolniłem z lekcji. Jadę z tobą — odpowiedział brunet, głupio się uśmiechając. 

Martin uparł się, że jedzie ze mną do szpitala na pobranie szpiku kostnego. 

— Masz dzisiaj trening — próbowałam kolejny raz go przekonać. 

Chłopak westchnął i podszedł do mnie, łapiąc moją twarz w swoje dłonie. Pocałował mnie w czubek głowy, a następnie popatrzył mi się głęboko w oczy. 

— Kochanie, posłuchaj. Pojadę z tobą, bo się martwię. Obiecałem ci, że zawsze będę — mówił powoli, jakby tłumaczył to dziecku. 

Zastanawiałam się chwilę nad jego słowami, a następnie wypuściłam powietrze z ust, przykładając dłoń do czoła. 

— No dobrze. 

Chłopak uśmiechnął się szeroko i ucałował moje usta. Zaśmiałam się z jego reakcji, a następnie wyrwałam się z ucisku, aby ubrać buty. Schylając się po nie, zakręciło mi się w głowie, przez co musiałam przytrzymać się ściany. Martin prędko do mnie podbiegł, chroniąc przed upadkiem. 

— Spokojnie, wszystko jest okej — szepnęłam, widząc jego zmartwione spojrzenie. 

Chłopak posadził mnie na pufie, która była w przedpokoju i zaczął ubierać mi buty. Potem pomógł ubrać mi bluzę i wyszliśmy z domu. Wsiedliśmy do auta, ruszając prosto do szpitala. W czasie jazdy patrzyłam tępo w szybę przed nami. Widziałam, jak Martina zerkał na mnie, gładząc moje udo. 

— Wszystko w porządku, stokrotko? — zapytał nagle, przez co odwróciłam głowę w jego stronę. 

— Tak — posłałam mu lekki uśmiech. 

Brunet wziął moją wychudzoną dłoń i złożył na niej delikatny pocałunek. Mój uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył, przez co kącik ust Martina, powędrował ku górze. Po godzinie byliśmy na miejscu. Wysiadłam z auta i oparłam się o drzwi, biorąc kilka głębokich wdechów. Po chwili poczułam otulające mnie ręce chłopaka. Wtuliłam się w niego i staliśmy tak z kilka minut. Wreszcie się uspokoiłam i mogliśmy wejść do budynku. 

Szliśmy korytarzem, aby spotkać się z moim lekarzem prowadzącym, Rafaelem. Kiedy byliśmy już na miejscu, zapukałam do znajomych drzwi i słysząc pozwolenie, weszliśmy do środka. 

— Vivien — uśmiechnął się mężczyzna. Odwzajemniłam uśmiech i usiadłam na miejscu, które wskazał, a obok mnie Martin, który złapał mnie za rękę. — Jak się dzisiaj czujesz? — zapytał, układając jakieś kartki. 

— Jest okej — odpowiedziałam. 

— Dobrze, więc pobierzemy ci dzisiaj szpik. Pójdziemy na salę, w której pielęgniarka da ci koszulę. Przebierzesz się w nią i pojedziemy na badanie — wytłumaczył. Skinęłam głową.

Wyszliśmy z gabinetu, kierując się za lekarzem do wspomnianej wcześniej przez niego sali. Mężczyzna podszedł do czarnowłosej kobiety, która była zapewne pielęgniarką i coś do niej mówił. Po chwili kobieta odeszła od niego i gdzieś poszła, wracając z zieloną koszulą. 

— Proszę, kochaniutka. Przebierz się i wróć — powiedziała, uśmiechając się do mnie przyjaźnie. 

Odwzajemniłam uśmiech i kiwnęłam głową na jej wcześniejsze słowa. Wyszłam z sali i cały czas trzymając Martina za rękę, ruszyłam do łazienki. Weszliśmy do pomieszczenia, a ja weszłam do kabiny, przebierając się w szpitalne ciuchy. Poskładałam swoje ubrania, w których tu przyjechałam i wyszłam z kabiny. 

— Daj mi to — odezwał się Martin, odbierając ode mnie ubrania. 

Nie zaniósł ich jednak do auta, tylko trzymał je zwinięte w ręce, aby tylko mnie nie opuścić. 

Słodziak

Weszliśmy na salę, gdzie kazano mi się położyć. Zrobiłam to i poczułam, jak zakładają mi wenflon, do którego wstrzyknęli jakiś płyn. Coś tam jeszcze do mnie mówili, jednak ja nie reagowałam i po chwili zasnęłam. 

***

Otworzyłam powoli oczy, mrugając kilka razy, aby przyzwyczaić wzrok do jasności. Czułam, jak ktoś ściska moją dłoń. Odwróciłam głowę na bok, aby zobaczyć kto to. Zobaczyłam Martina, którego głowa była spuszczona na dół, a jego dłoń głaskała moją. 

— Martin — wychrypiałam, przez co podniósł gwałtownie głowę. 

— Vivien, kochanie — szepnął, wstając i całując moje czoło. Przymknęłam oczy na ten gest. 

— Czy już coś wiadomo? — zapytałam. 

— Nie, jeszcze nie. 

Skinęłam tylko głową. Nie miałam siły nawet ręką ruszyć. Co oni do cholery mi dali?

— Ile spałam? 

— Godzinę — odpowiedział, patrząc na mnie z ogromny zmartwieniem wypisanym na twarzy. 

— Wszystko będzie w porządku, kochanie. Nie martw się — szepnęłam do niego.

— Na pewno — uśmiechnął się lekko, a za chwilę jego uśmiech bardziej się poszerzył. — Kochanie? Nie mówiłaś jeszcze tak do mnie. Powtórz to. To tak pięknie brzmi z twoich ust. 

Zaśmiałam się z niego. 

Kochanie — zrobiłam to o co prosił. 

Uradowany ucałował moje usta. Następnie usiadł obok na krześle i rozmawialiśmy, dopóki nie przeszkodził nam lekarz. Szedł w naszą stronę ze spuszczoną głową. 

O nie. 

— Bardzo mi przykro, Vivien. Niestety nasze przypuszczenia się sprawdziły — oznajmił, patrząc na nas ze smutkiem. 

Przymknęłam oczy, w których zgromadziły się łzy. Otworzyłam je po chwili, wypuszczając powietrze z ust. 

— I co teraz? Chemioterapia? — zapytałam, chociaż wiem, jaka będzie odpowiedź. 

— Tak, będziemy ci ją podawać w wyznaczonych dniach. Teraz musisz zostać w szpitalu. Niech chłopak przywiezie ci parę ubrań, bo nie wyjdziesz stąd prędko — powiedział, przykładając teczkę z dokumentami z ręki do ręki. — Z robię co w mojej mocy, abyś tylko wyzdrowiała — dodał, a następnie odszedł. 

Gdy tylko mężczyzna zniknął z mojego pola widzenia, Martin położył głowę na moją rękę i po prostu zaczął szlochać. Serce mi pękło na ten widok. 

— Martin, nie płacz proszę — szepnęłam, a głos mi 
się załamał. 

— Tak bardzo się boję, Vivien. Czemu, gdy zaczęło nam się wszystko odbudowywać, to coś staje nam na drodzę, próbując to zburzyć? — zapytał, cały czas płacząc. 

Łzy mi poleciały, gdy widziałam go w takim stanie. Głaskałam go po głowie, czekając aż się uspokoi. Po kilku minutach, chłopak przestał płakać i podniósł głowę, całując mnie w usta. 

— Kocham Cię, stokrotko — powiedział, opierając czoło o mój policzek. 

— Ja Ciebie też, Marti — szepnęłam. 

Oderwał się ode mnie, a ja zaczęłam go zagadywać o drużynie, aby dłużej o tym nie myślał. Siedział u mnie z godzinę, a następnie wyszedł, informując mnie, że jedzie po ciuchy. 

Gdy tylko drzwi się za nim zamknęła, pękłam. Łzy zaczęła lecieć mi po bladych policzkach, a ja zaczęłam szlochać. Schowałam twarz w dłoniach, pozwalając sobie na wypłakanie się

 

Empire Of Power Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz