23. "Nienawidzę cię!"

760 38 8
                                    

Pov. Vivien 

Otworzyłam ociężale oczy, jednak ponownie je zamknęłam, przez oślepiający blask. Pomrugałam kilka razy, aby przyzwyczaić wzrok do światła i rozejrzałam się po nieznanym mi pomieszczeniu. Białe ściany i tego samego koloru, drzwi, które są na wprost mnie. Prowadzą one najprawdopodobniej do łazienki. Koło mojego łóżka stoi jakiś metalowy wieszak, na którym wisi mała buteleczka z przeźroczystym płynem. Jest też szafka, na której leży mój telefon, pełno pustych kubków po kawie i woda. Spojrzałam na okno, za którym szalała burza, nic nie rozumiejąc. 

Gdzie ja jestem? Czy to wenflon? Gdzie jest Vince? 
Chcę do mamy… 

Nagle poczułam czyjś dotyk na mojej ręce. Gwałtownie ją zabrałam, bojąc się, że to on. Zobaczyłam jednak Martina, który miał podkrążone i bladą cerę. 

— Gdzie ja jestem? — wychrypiałam. 

— W szpitalu. Zemdlałaś — odpowiedział cicho. 
— Vivien, pamiętasz co się stało? — zapytał delikatnie. 

Przymknęłam oczy, w których zgromadziły się łzy i pokiwałam głową. Czułam jego okropny dotyk. 

— Nie płacz  — szepnął, wycierając łzę, która spłynęła mi po policzku. Wzdrygnęłam się i odsunęłam, jak najdalej. 

— Nie dotykaj mnie! — krzyknęłam. Widziałam jego. To on tu jest.

— Vivien spokojnie. Nie zrobię ci krzywdy — zapewnił, jednak ja mu nie wierzyłam. Bo on też tak mówił. 

— Gdzie jest Vince? Chcę, żeby mój braciszek tu był. Gdzie on jest? — zapytałam cicho. 

Chłopak nie zdążył mi odpowiedzieć, bo w tym momencie do sali wszedł Vincent. Podszedł do mnie i pocałował w czoło. Nie odsunęłam się. To mój brat i wiem, że mnie nie skrzywdzi. 

— Kruszynko, tak bardzo się o ciebie bałem — głos mu się załamał, a łza spłynęła po policzku, którą starłam. 

— Powstrzymaj łzy, niech nie wylatują z twoich oczu, proszę — szepnęłam, kręcąc głową na boki i głaszcząc jego policzek. W oddali usłyszałam trzaśnięcie drzwiami, jednak nie przejmowałam się tym.  

Vince zaśmiał się cicho i położył swoją dłoń na moją. 

— Boję się, Vince. On mnie znowu skrzywdzi. Nie pozwól na to, proszę — odparłam, a oczy mi się zaszkliły, tak samo jak bratu. 

— Nie pozwolę, kruszynko. Oliver jest w więzieniu i już nigdy cię nie skrzywdzi, obiecuję — cmoknął mnie w czoło. 

Położył się koło mnie, przytulił z całej siły i po prostu się rozpłakał. Szlochał w moje ramię, gdy ja gładziłam go po głowie. Role się odwróciły i to teraz ja trzymam w ramionach mojego dużego braciszka, który płacze. Ale to dobrze. Cieszę się, że nie dusi tego w sobie. 

— Jestem tu, Vince. Już nic mi nie jest — zapewniłam. 

Głaskałam go tak po głowie, aż nie zasnął. Był bardzo zmęczony. Cmoknęłam go w czoło, przez co się uśmiechnął. Wyglądał, jak taki mały, słodki dzieciaczek.  

Pamiętam wszystko bardzo dokładnie. To co zrobił mi Oliver było okropne. Nie wiedziałam, że może posunąć się do takiego czynu. Jednak po tym człowieku można spodziewać się wszystkiego. Porwał mnie, bił i wykorzystywał. 

Mam nadzieję, że zgniję w tym więzieniu. 

Jeśli chodzi o Martina, to bardzo jestem mu wdzięczna, że mi pomógł i zebrał całe drużynę. Nie musiał tego robić, ale jednak zrobił. 

Usłyszałam dźwięk powiadomienia. Wzięłam, więc  telefon do ręki i weszłam w wiadomości.

Od: Kanalia 

Nienawidzę cię. Pomogłem ci tylko, dlatego, że nie mogłem patrzeć, jak Vincent się załamuje. Nienawidzę, tak bardzo cię nienawidzę! 

Łzy stanęły mi w oczach, mimo, że wiedziałam, że tak będzie. Nie wiem, jednak co skłoniło go do tego wyznania. 

Do: Kanalia 

Ja ciebie też nienawidzę, fujaro. I dziękuję za uratowanie życia. 

Napisałam i wyłączyłam telefon, kładąc go na szafkę.  

Czy on naprawdę, aż tak bardzo mnie nienawidzi? 

Empire Of Power Where stories live. Discover now