10. "Kocham Cię"

928 35 1
                                    

- Zamknij się w końcu - powiedziałam do Martina, który cały czas mnie przezywał. Oczywiście mówił to cicho, bo dalej udajemy parę. Chociaż i tak by nas nikt nie usłyszał, ponieważ na korytarzu panował gwar.

Szliśmy korytarzem jak zwykle za rękę do klasy, w której mają się odbywać lekcje. Lekcja sztuk pięknych. Oh, jak ja ją uwielbiam. W tym przedmiocie odnajduję się najlepiej.

- Ej idiotko, słuchasz mnie? - głos Martina wyrwał mnie z zamyślenia. Popatrzyłam na niego z chęcią uduszenia go i zakopania w jego ogródku. Chociaż nie. Zakopanie go żywcem dałoby mi więcej zabawy.

- Czego ty chcesz, Fujaro? - wysyczałam. Czułam jak z nerwów boli mnie głowa. Ciśnienie mam chyba pięćset.

- Mówiłem, że idę, bo Jones mnie zawołała - powiedział, krzywiąc się na nazwisko znienawidzonej przez niego nauczycielki.

- Idź, idź! Jak najdalej ode mnie! - krzyknęłam uradowana, wyrywając rękę z uścisku i pchając go, żeby szedł. Ten mruknął coś pod nosem i wywracając oczami, odszedł.

Uf, w końcu. W duchu dziękowałam tej kobiecie za to, że go zawołała. Mam w końcu święty spokój. Postanowiłam poszukać Evana. Dawno z nim nie rozmawiałam i chce to zmienić. Poszłam do klasy, w której mamy mieć lekcje, z myślą, że tam jest. I był. Siedział w ławce pisząc coś w zeszycie. Podeszłam do niego i odsuwając krzesło, usiadłam patrząc na to kiedy się zorientuje, że jestem obok. W końcu podniósł wzrok z kartki i przeniósł go na mnie.

- Cześć - powiedziałam cicho. Bałam się jaka może być jego reakcja.

- Och, raczyła się pani w końcu odezwać? - prychnął, patrząc na mnie ze smutkiem w oczach, przez co ukuło mnie serce. Poczułam wyrzuty sumienia. Przez te sytuacje z Oliverem i Martinem, nie napisałam do niego nawet głupiej wiadomości.

- Przepraszam Evan. Tak bardzo Cię przepraszam. Miałam problemy z Oliverem... - westchnęłam, a oczy zaszły mi łzami, gdy tylko odtwarzam w głowie te wszystkie chwile, w których mnie nachodził.

- Vivi, co się działo? - zapytał, patrząc na mnie ze zmartwieniem. Opowiedziałam mu wszystko. Ten nic nie powiedział, tylko wstał i mnie przytulił. Kilka łez poleciało mi po policzkach, na co Evan starł je kciukiem.

- Przepraszam -wymamrotałam w jego koszulkę.

- Już wszystko dobrze, skarbie - powiedział, patrząc na mnie z troską.

- Kocham Cię - odparłam, wtulając się w niego bardziej.

- Ja Ciebie też - odpowiedział, cmokając moje czoło.

Tę wspaniałą chwilę przerwał wchodzący do sali nauczyciel sztuk pięknych.

- Cóż za wspaniałe wyznania miłosne. Evan, zabierz dziewczynę po szkole na randkę, a nie wyznajesz jej miłość w takim miejscu. To mało romantyczne - powiedział, posyłając nam przyjazny uśmiech i puszczając do mnie oczko. Zaśmiałam się cicho, ale za to Martin, który jako jedyny wszedł za nauczycielem, zaczął się głośno rechotać. Wywróciłam oczami, odrywając się od przyjaciela.

- Panie profesorze, to tylko moja przyjaciółka - wytłumaczył Evan. Nie przejął się jednak słowami pana Adama.

- Ja wiem swoje. Też byłem kiedyś młody - powiedział, rozmarzony. Teraz ta fujarka turlała się ze śmiechu po podłodze. - Martin, wstań proszę z tej podłogi. Albo w sumie nie, nie wstawaj. Umyjesz nam ją - dodał, na co chłopak posłał mu oburzone spojrzenie. Teraz to ja się głośno zaśmiałam.

Martin wstał z podłogi i powędrował do ławki, do której już zdążyłam się przesiąść. Tak, nadal siedzimy razem. Bo jak to Martin powiedział: " Tak będzie wiarygodnie." Sranie w banie.

W tym momencie do klasy weszli inni uczniowie.

- Dobrze, a więc zaczynajmy lekcje - powiedział pan Black, ubierając okulary. Po chwili zaczął nam tłumaczyć kolejny temat lekcji, a ja z zaciekawieniem go słuchałam. W końcu to mój ulubiony przedmiot i chce jak najwięcej z niego wiedzieć.

*

Szłam właśnie z Evanem do domu. Zaproponowałam przyjacielowi nockę, na co ochoczo się zgodził. Dawno nie rozmawialiśmy, więc postanowiłam nadrobić stracony czas.

- Jak tam mama? - zapytałam, na co chłopak posłał mi zbolałe spojrzenie. Ciocia Ewa jest chora na białaczkę. Bierze chemię, jednak to nie przynosi żadnych skutków.

- Jest gorzej. Sama skóra i kości, nie chce nic jeść. Cały czas wymiotuję. Jest blada jak ściana - opowiadał, a głos mu się łamał. - Vivi ona wygląda, jak trup... - wyszeptał, a kilka łez spłynęło po jego policzkach. Nic nie odpowiedziałam, tylko przytuliłam przyjaciela, głaskając go po włosach.

To jest straszne, co choroba potrafi zrobić z człowiekiem.

Po chwili oderwał się ode mnie, otarł policzki i posyłając mi delikatny uśmiech, złapał mnie za rękę ruszając do mojego domu.

Empire Of Power Where stories live. Discover now