38. "Bardzo cię przepraszam"

562 30 11
                                    

Pov. Martin 

"Jestem psychopatą, który podcina komuś żyły słowami, a później patrzy, jak jego ofiara się powoli wykrwawia.

Jeśli wyjdę na wolność, następną ofiarą będziesz ty.

 Nie będziesz, jednak wykrwawiać się przez słowa, a przez metal, który powoli będę wbijać w twoją skórę. 

Nie wiem jednak czy zdążę to zrobić, przed twoją śmiercią. Mimo, że cierpię siedząc w tym okropnym miejscu, to mam satysfakcję, że ty droga Vivien, cierpisz dwa razy bardziej ode mnie." 

Po przeczytaniu tego, podarłem papier na drobne kawałeczki. Nie mogłem pozwolić na to, aby Vivien zobaczyła ten list. A jeszcze bardziej nie mogę pozwolić mu na zrobienie jej czegokolwiek. 

Wstałem z kanapy i ruszyłem do kuchni, aby wyrzucić pergamin do kosza. Gdy to zrobiłem, wyciągnąłem telefon z kieszeni spodni i wybrałem numer Vincenta. 

Jeden sygnał… 

Drugi sygnał… 

— Coś z Vivien? — usłyszałem przerażony głos mężczyzny po drugiej stronie słuchawki. 

— Wszystko z nią w porządku, właśnie śpi. Chciałbym z tobą porozmawiać. Czy mógłbyś przyjechać? — zapytałem, patrząc na krople deszczu, które spływały po oknie. 

— Oczywiście, zaraz będę — rzucił i połączenie zostało przerwane. 

Odłożyłem telefon na blat stołu i po kilku czarnych scenariuszy, które tworzyły mi się w głowie, otrząsnąłem się i ruszyłem do pokoju, gdzie była brunetka. Wszedłem cicho do pomieszczenia i widok jaki zastałem, stopił moje serce, jak masełko. Zobaczyłem Vivien, która leży ciasno owinięta kołdrą i zwinięta w kłębek. 

Podszedłem do łóżka, siadając obok niej. Pogłaskałem ją po policzku, przez co na jej ustach pojawił się mały uśmiech. Patrząc na jej spokojną twarz, nie mogłem uwierzyć ile ona wycierpiała. 

Większość ludzi w jej sytuacji poddałaby się, natomiast Vivien tego nie zrobiła. Chodzi z uśmiechem na ustach, każdego komplementując. Oczywiście, że pięknooka też ma swoją ciemną stronę charakteru i nie pozwoli się nikomu poniżać ani obrażać. Jest jednak bardzo wrażliwa. Jest ona osobą, którą można zranić jednym nieodpowiednim słowem. 

Otrząsnąłem się, gdy usłyszałem odgłos auta, podjeżdżającego pod dom. Zszedłem na dół i otworzyłem drzwi, przez które, jak huragan wszedł Vincent. 

— Co się stało? — zapytał, siadając na kanapę. 

Nawet się nie rozebrał. Czułem się, jakbym przejmował go jako gościa w jego własnym domu. 

— Vivien dostała ostatnio list, w którym pisało "Czarny anioł zawsze przynosi cierpienie". Dzisiaj znalazłem kolejny pod drzwiami — wytłumaczyłem, pokazując mu zdjęcie zawartości listu, który zrobiłem przed podarciem go. 

Mężczyzna czytał go z uwagą, a brwi miał zmarszczone. Po chwili oddał mi telefon, wstając i zaczynając chodzić po salonie. 

— Czemu mi o niczym nie powiedziała? — mówił cicho pod nosem, a mi ciśnienie podskoczyło. 

— Jak miała ci powiedzieć, skoro cały czas jesteś w firmie? Jak ma ci się wyżalić, gdy przychodzisz do domu, kiedy ona już śpi? Twoja siostra jest chora i chciałaby spędzić z tobą, jak najwięcej czasu, jednak nie ma jak, bo ciebie nie ma! — krzyknąłem, jednak nie za głośno, ponieważ nie chciałem obudzić Vivien. 

Vincent cały czas miał wbity wzrok w podłogę. Po chwili usiadł na kanapie, schował twarz w dłonie i zaczął cicho szlochać. Westchnąłem i usiadłem obok niego, klepiąc go po ramieniu. 

— To wszystko mnie przerasta, Martin. Problemy w firmie, choroba Vivien i jeszcze ten pieprzony Oliver — wyszeptał, a głos mu się załamał. 

Przyciągnąłem go do męskiego uścisku, czekając aż się uspokoi. Gdy się uspokoił, zaczęliśmy rozmowę, którą szybko przerwaliśmy, ponieważ mama zadzwoniła, żebym jej w czymś pomógł. Wyszedłem, więc z domu, zostawiając Vivien pod opieką jej brata. Mam nadzieję, że ucieszy się, gdy go zobaczy. 

Pov. Vincent 

Po wyjściu Martina, rozebrałem się z płaszcza i butów, następnie ruszając na górę. Wszedłem do pokoju Vivien, która już nie spała i patrzyła w sufit, otulona kołdrą. Podszedłem po cichu do niej i gdy usiadłem na łóżku, dopiero wtedy mnie zauważyła. 
Popatrzyła na mnie i uśmiechnęła delikatnie. Złapałem jej dłoń, a następnie pocałowałem jej wierzch. 

— Bardzo cię przepraszam, kruszynko. To wszystko mnie przerosło. Nie mogłem patrzeć, jak się męczysz, więc zostawałem do późna w firmie. To było bardzo głupie rozwiązanie. Bardzo cię przepraszam — odparłem, patrząc w jej oczy. 

Vivien patrzyła na mnie z uśmiechem. Serce mi pękało, gdy na nią patrzyłem. Twarz blada i bardzo szczupła. Oczy podkrążone, ale pełne blasku. Usta popękane, ale ułożone w uśmiechu. Wygląda wręcz, jak kościotrup. 

— W porządku, Vince. Ja cię rozumiem i nie gniewam się — powiedziała cicho, cały czas się uśmiechając. 

Moja siostra jest aniołem. 

Patrzyłem na nią, nie mogąc uwierzyć, że nie jest na mnie zła. Brunetka zaśmiała się i przesunęła się na drugi bok łóżka, robiąc mi miejsce. Skorzystałem z tego i położyłem się koło niej, biorąc w objęcia, i mocno tuląc. Wtuliła się we mnie, a ja głaskałem ją po plecach. Czułem pod palcami jej wystające łopatki i kręg. Łezka mi się w oku zakręciła. Zamknąłem oczy nie pozwalając jej wypłynąć. 

Patrzyłem na jej twarz, jak powoli zasypiała. Jestem tchórzem. Jak mogłem zostawić najważniejszą osobę w moim życiu w takim stanie? 

Leżałem z nią kilka godzin, dopóki nie przyszedł Martin. Wymieniłem się z nim miejscami i teraz on leżał z Vivien, a ja wyszedłem z domu na spacer.  Musiałem pójść do kościoła, ponieważ miałem potrzebę porozmawiać z Bogiem. Więc po drodzę wstąpiłem do katedry. 

Wszedłem do budynku, w którym była pustka. Usiadłem w ławce i odmówiłem modlitwę. Gdy skończyłem, popatrzyłem na duży krzyż, który był nad ołtarzem. 

— Czemu przynosisz mojej rodzinie takie cierpienie? Straciłem rodziców, nie mogę stracić siostry, rozumiesz!? Nie mogę! — wrzasnąłem, uderzając dłonią w drewno. 

Szloch wyrwał się z moich ust. Schowałem twarz w dłoniach i dałem upust emocjom. 

Nie wiem ile przesiedziałem w kościele, ale w końcu wstałem z miejsca i ruszyłem do domu

°˖✧◝*◜✧˖°

Empire Of Power Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz