19. "Ty mnie nie obchodzisz"

741 31 10
                                    

Jak ja cię nienawidzę — powiedział Martin, wycierając z siebie mleko czekoladowe, którym go oblałam. A zrobiłam to przez to, że on pierwszy oblał mnie sokiem pomidorowym i zaczął wyzywać. Jestem na niego wściekła. 

— I vice versa — odpowiedziałam przez zaciśniętą szczękę. 

Szliśmy do dyrektora, przez to, że Martin zaczął kłótnie na stołówce. Myślałam, że nasze wojny zostały zakończone. Myliłam się, zresztą jak zawsze w tej kwestii. On zawsze mnie będzie nienawidziły. Oczywiście ja jego też. 

Zapukałam do drzwi gabinetu i słysząc "proszę", weszliśmy do środka. Dyrektor spojrzał na nas zaskoczony, bo nasze kłótnie nigdy nie sprowadzały do tego, żeby do niego iść. 

— Co was do mnie sprowadza? — zapytał, pokazując nam, żebyśmy usiedli, co uczyniliśmy. 

— Ta debilka wylała na mnie mleko czekoladowe  — powiedział Martin. Spojrzałam oburzona w jego stronę. 

— To ty pierwszy zacząłeś mnie wyzywać od, uwaga cytuję "dziwek" — odparłam. Mężczyzna siedzący za biurkiem, skrzywił się na to słowo. 

Nie powiem, że nie zabolały mnie jego słowa, bo właśnie to zrobiły. Nie mam pojęcia, jakim prawem wyzywa mnie od pań lekkich obyczajów. 

— Martin, jak możesz wyzywać tak koleżankę? Nie nauczyli cię szacunku do kobiet? — dyrektor spojrzał na niego karcącym wzrokiem, ale chłopak nic sobie z tego nie zrobił. 

Martin nic nie powiedział, tylko patrzył w okno. Czarnowłosy mężczyzna westchnął. 

— Spędzicie karę u pani Smith — rzekł stanowczo. 

Pokiwałam głową, nie chcąc narobić sobie większych problemów. Martin za to miał inne plany. 

— Co? Nie spędze z nią ani minuty dłużej! — krzyknął. Prychnęłam cicho pod nosem. 

— Martin! Jeśli nie chcesz ponieść większych konsekwencji, radzę ci siedzieć w milczeniu — odparł ostro Pan Parker. 

Po chwili szliśmy już do klasy, w której mamy spędzić karę. Nie skończyliśmy jeszcze lekcji, ale dyrektor powiedział, że to załatwi, więc teraz czekała nas męczarnia z panią Smith. 

Szliśmy nie odzywając się do siebie. Dotarliśmy w końcu pod klasę i usiedliśmy, czekając na nauczycielkę. 

— Wiesz co? Nie ma pojęcia po co ci w ogóle powiedziałem co planuję Oliver i po co zamontowałem ci tą cholerną kamerę — odezwał się nagle. Serce mnie dziwnie zakuło na te słowa. Nie odzywałam się jednak, a on kontynuował: — Nie wiem jak mogłem być taki głupi. Nie obchodzi mnie to wszystko. Ty mnie nie obchodzisz. 

Czułam ukłucie bólu w sercu. Nie odzywałam się do niego, bo wiedziałam, że to nie ma sensu. 

— Vivien słonko, wejdź proszę do klasy — usłyszałam życzliwy ton pani Smith. Tak, wszyscy nasi nauczyciele są przemili i wyluzowani  Otrząsnęłam się i weszłam do sali, w której już był Martin. Podeszłam do ławki na samym końcu i w niej usiadłam. Położyłam na blat ławki głowę, która od tłumionych emocji zaczęła pulsować. 

Wokół nas była cisza. Podniosłam głowę, aby rozejrzeć się po klasie. Pani Smith uzupełnia jakąś stertę papierów, a Wilson patrzy w okno. 

Chcę jak najszybciej wrócić do domu, zaszyć się w pokoju, wyciągnąć płótno, farby i malować ze słuchawkami w uszach. Następnie wziąć ciepłą kąpiel, która zmyje ze mnie wspomnienia z tego okropnego dnia i pójść do Vinca, zatapiając się w jego ramionach, w których najprawdopodobniej zasnę. 

Rozmyślając, jak spędze resztę dnia, nie zauważyłam, kiedy nasza kara się już skończyła. Wyszłam, więc z klasy i ruszyłam do domu w towarzystwie delikatnego deszczu, wiatru i burzowych, ciemnych chmur. Kocham tą pogodę.  

Pov. Martin

Wiem. Byłem dla niej okropny, ale zauważyłem, że to wszystko zaszło za daleko i musiałem to wszystko przerwać. 

Wiem też, że przesadą było nazywanie ją dziwką, ale musiałem. Nie chcę, żeby sobie myślała nie wiadomo co. Kłamałem z tym, że nie obchodzi mnie cała sytuacja z Oliverem, bo tak naprawdę to się o nią boję. Nie chcę, żeby przeze mnie cierpiała, co mi się nie udaje. 

Wiem, jaka jest delikatna i wrażliwa, ale nie mogę inaczej. 

— Martin — usłyszałem czyjś głos nad głową. Podniosłem ją i zobaczyłem panią Smith. — Wasza kara się już skończyła — dodała. Rozejrzałem się po sali, w której nie było już śladu po Vivien. 

Podniosłem się z ławki i poprawiając kaptur, ruszyłem do wyjścia z klasy, wcześniej żegnając się z nauczycielką. 

Nie myślałem już o niej więcej. Po prostu ruszyłem do domu, nie zwracając uwagi na to, że przejeżdżające samochody oblewają mnie kałużami, które powstały podczas deszczu. 

I wszystko znowu wróciło do normy. Postanowiłem, że nie będę już zwracać na nią uwagi. 

Jednak nie wiem czy będę umiał… 

*

Mam nadzieję, że wam się spodobało, perełki!
Do następnego rozdziału!

Empire Of Power Where stories live. Discover now