37. "Uśmiechnij się, proszę"

558 30 3
                                    

Pov. Martin 

— I jak ci idzie? — zapytała dziewczyna, która przerwała pisanie i patrzyła, jak wycinam ludziki z ciasta. 

Vivien podczas odpisywania ode mnie lekcji, stwierdziła, że zjadłaby pierniczki. A ja jako dobry chłopak, powiedziałem, że jej je zrobię. Pięknooka zaczęła się cieszyć, jakby dostała swój wymarzony prezent. 

— Wspaniale — posłałem jej delikatny uśmiech, co odwzajemniła, a następnie skupiła swój wzrok na zeszycie. 

Za to ja nie mogłem się na nią napatrzeć. 

Mam piękną dziewczynę.

Miała na sobie dresy, a włosy związane w luźny kok. Mimo, że była bez makijażu, wyglądała pięknie. Wygląda obłędnie w każdym wydaniu. 

— Może ci pomóc? — słysząc jej głos, otrząsnąłem się i zacząłem wycinać dwa ludziki, które mi zostały. 

— Nie trzeba. Może zostaw te zeszyty i się połóż? Ja jak skończę chętnie ci tę lekcję przepisze — rzuciłem, układając ciastka na blachę, a następnie wkładając je do piekarnika. 

— Czuję się w miarę dobrze. Nie martw się, jakby było coś nie tak, to dam ci znać — odłożyła na bok długopis i poprawiła koka. 

Wytarłem ręce w fartuch, który następnie ściągnąłem i podszedłem do Vivien. Oparłem się rękoma o stół i popatrzyłem na brunetkę, która miała uroczy uśmiech na twarzy. Uśmiech, który ukrywał każdy smutek, cierpienie i ból. Jej blada i nieskazitelna cera ani na sekundę nie robi się odrobinę czerwona. Sińce pod oczami ma jeszcze większe. Widziałem nieraz, jak zakrywała je setką warstw, nie jestem pewny, ale chyba korektora.  

Codziennie po szkole jadę do Vivien. Jestem już tam, tak jakby domownikiem. Gdy dziewczyna źle się czuję, mam straszną ochotę z nią zostać, ale ona cały czas mi zakazuję i każe chodzić do szkoły. Nie chcę denerwować ją w tym stanie, więc się jej słucham. 

Patrzyłem cały czas w jej brązowe oczy, w których były iskierki. Nachyliłem się nad nią i cmoknąłem jej czoło, a następnie usta. Przygryzłem delikatnie jej dolną wargę, przez co cicho mruknęła. 

Nagle dziewczyna mnie odepchnęła i walnęła delikatnie w ramię. Przestraszyłem się, że może źle się poczuła. 

— Daj mi dokończyć pisanie — powiedziała i złapała długopis w dłoń. 

Odetchnąłem z ulgą, że nic się jej nie dzieję. 

— Już ci daję spokój — mruknąłem i ruszyłem do kuchni. Jednak szybko się odwróciłem, wracając do niej. — Ale chcę jeszcze jednego buziaka — dodałem, widząc jej uniesioną brew. 

Dziewczyna zaśmiała się głośno, odchylając głowę do tyłu. Uśmiechnąłem się widząc, jej humor. Gdy w końcu się uspokoiła, popatrzyła na mnie, kręcąc głową z niedowierzaniem. Wytarła z kącika oka łzę, które były spowodowane przez śmiech i dała mi buziaka. 

Uśmiechnąłem się szeroko i z bananem na twarzy, poszedłem do kuchni. Za sobą słyszałem śmiech dziewczyny. 

**** 

— Smakują ci? — zapytałem, patrząc uważnie na brunetkę. 

Jadła właśnie pierniki, które jej przygotowałem. 
Każdy kawałek żuła z uwagą, jakby chciała poczuć ich smak. 

— Są przepyszne — powiedziała w końcu, posyłając mi buziaka w powietrzu. 

Udałem, że łapię go w rękę, którą przyłożyłem do serca, na co brązowooka się zaśmiała. Złapałem jej dłoń, która w porównaniu do mojej była bardzo chuda. Vivien w ogóle była chuda, ale teraz jest wręcz wychudzona. 

— Od teraz będziesz piekł mi pierniki — mruknęła, sięgając po kolejne ciastko udekorowane lukrem. 

— To dla mnie sama przyjemność. 

Gdy brązowooka już się najadła, postanowiliśmy pójść do jej pokoju i po prostu porozmawiać. Rozmawialiśmy chyba już dwie godziny i żadne z nas nie miało ochoty tego przerywać. Zrobiliśmy to dopiero wtedy, gdy Vivien musiała iść do toalety. Ja w tym czasie wziąłem w ręce książkę, która była na jej szafce nocnej i zacząłem ją przeglądać. 

— Muszę ci coś powiedzieć — zaczęła cicho, wychodząc z toalety i siadając naprzeciwko mnie na łóżku. 

— Tak? 

— Ostatnio dostałam list… — zapadła cisza. 

Zacząłem się niepokoić. 

— Kochanie, jaki list? — zapytałem cicho, odkładając książkę i zaczynając gładzić ją po plecach. 

— Znalazłam go pod wycieraczką, gdy wróciłam ze szkoły. Było tam napisane "Czarny Anioł zawsze przynosi cierpienie". 

Kurwa. To na pewno ten skurwiel, Oliver. 

— Martin, ja myślę, że to on — szepnęła, a jej oczy wypełniły się łzami. 

Zgarnąłem ją w swoje ramiona, mocno ją przytulając. Głaskałem ją uspokajająco po głowie, gdy zaczęła cicho szlochać. 

— Jesteś ze mną bezpieczna. Nigdy nie pozwolę, aby ten skurwiel, chociażby tkną cię palcem, rozumiesz? — wytłumaczyłem stanowczo, ale łagodnie. 

Pokiwała głową, a następnie jeszcze mocniej się we mnie wtuliła. 

— Uśmiechnij się, proszę. Nic bardziej mnie nie uszczęśliwia, jak widok twojego pięknego uśmiechu — szepnąłem. 

Zobaczyłem, jak po tych słowach, kącik jej ust powędrował do góry. Cmoknąłem ją kolejny raz w usta i ułożyłem się wygodnie, wpatrując się w sufit. 

Gdyby nie ten układ, pewnie dalej byśmy się nienawidzili i wyzywali na każdym kroku. Faktem, jest to, że Vivien już od dłuższego czasu mi się podobała. Musiałem to jednak ukrywać, ponieważ nie wiem, jaka  byłaby jej reakcja.

 Nigdy wcześniej bym nie pomyślał, że nasze drogi się zejdą. 

Kiedy usłyszałem równomierny oddech Vivien, oderwałem wzrok od białego sufitu i popatrzyłem na moją Stokrotkę. Ucałowałem delikatnie jej czoło i wstałem z łóżka uważając, aby jej nie obudzić. 
Wyszedłem cicho z pokoju i udałem się do kuchni, w której napiłem się wody. Wokół mnie była cisza, ponieważ Vincent jest znowu w firmie, więc ja z Vivien jesteśmy sami. 

Nagle usłyszałem dzwonek. Odłożyłem szklankę i ruszyłem do przedpokoju. Spojrzałem przez wizjer, ale nikogo nie zauważyłem. Zdezorientowany odkluczyłem drzwi i porozglądałem się wokoło, jednak nikogo nie widziałem. Gdy miałem już wchodzić do domu i zamykać za sobą drzwiczki, zauważyłem na wycieraczce szarą kopertę. 

Schyliłem się i podniosłem ją. Wszedłem do domu i ruszyłem do salonu, rozdzierając papier. 
Usiadłem na kanapie i zacząłem rozwijać pergamin, następnie go czytając. 

To co było tam napisane, mnie przeraziło. 

°˖✧◝*◜✧˖°





Empire Of Power Where stories live. Discover now