31. "Kocham, gdy się uśmiecha"

729 34 5
                                    

Wszystko było w normie. Dalej się obrażaliśmy, popychaliśmy i uwaga, bo to może być dziwne…żartowaliśmy. Tak, my śmialiśmy się ze swoich żartów. W sumie cieszyło mnie to, bo poznałam tę lepszą stronę Martina. Jednak jedno mnie męczy, a dokładnie uczucie jakim go darzę… 

Wiem, że raczej nigdy nie odwzajemni mojego uczucia, ale chciałabym być obok niego chociaż, jako przyjaciółka. 

Wiem. To jest bardzo dziwne. Też jestem w szoku, że dopadło mnie takie uczucie do Martina, mojego byłego wroga. Tak, byłego. Wydaje mi się, że nie jest to już nienawiść, a raczej mała przyjaźń. 

Jeszcze niedawno byliśmy u dyrektora z powodu kłótni na stołówce, a teraz wszystko się zmieniło. I mam ogromną nadzieję, że już tak będzie. 

Stokrotko — wyrwałam się z letargu, słysząc głos brązowowłosego i jego dłoń, która machał mi przed oczami. 

— Hmm? — mruknęłam, uśmiechając się lekko. 

— Gdzie mi odleciałaś? — zaśmiał się, ukazując dołeczki. 

O mój boże. To jest piękne. 

— Myślałam o wynikach badań — odpowiedziałam, a następnie szybko dodałam, widząc jego zmartwione spojrzenie — Nie ważne — machnęłam lekceważąco ręką. 

— Zdrowie jest ważne, Vivien — powiedział, patrząc mi w oczy. Posłałam mu jedynie słaby uśmiech. 
— Zwłaszcza twoje — dodał cicho, jakby mówił do siebie, ale ja to usłyszałam. 

Nie skomentowałam tego i zaczęłam dalej myśleć nad wynikami moich badań. Dzisiaj do Vinca zadzwonił lekarz, który kazał wstawić się nam do  szpitala. Przypomnę tylko, że badania miały być w czwartek, a dzisiaj jest wtorek. Vince bardzo się zmartwił i chciał, jak najszybciej zwolnić mnie z lekcji, jednak ja mu na to nie pozwoliłam. Tak samo, jak nauczycielka fizyki. Czasami mam jej dość, bo jest żmiją, ale wtedy akurat byłam jej wdzięczna, gdy się nie zgodziła.  

— Dobra, gadaj, jak z Naomi? Dalej za tobą chodzi? — zapytałam, na co on posłał mi zbolałe spojrzenie. Zaśmiałam się cicho. 

— Weź nic nie mów. Mam jej i tego jej piskliwego głosiku dość — załamał się. 

Zaśmiałam się ponownie i położyłam mu dłoń na ramieniu, głaskając je delikatnie. 

— Vivien, mogę cię o coś spytać? — wypalił, wywiercając we mnie dziurę swoim spojrzeniem. 

— Jasne — posłałam mu szeroki uśmiech. 

— Jak to możliwe, że zawsze chodzisz uśmiechnięta? Wyglądasz, jakbyś w ogóle nie miała problemów — mruknął. 

Nie przestawałam się uśmiechać i mu odpowiedziałam:

— No cóż, nie zawsze jest kolorowo. Pod tym uśmiechem, możliwe, że kryje się smutek, rozpacz. By nikt się nie martwił. Nie widzicie i nie wiecie tego wszystkiego, co ukrywa się za moją maską. Nie wiecie o moim piekle, które przeżyłam przez jedną osobę… — i w tym momencie ugryzłam się w język. 

Cholera, nie powinnam tego mówić. 

— O czym ty mówisz, Vivien? Czy to ma coś wspólnego ze mną? — zapytał, na co pokręciłam przecząco głową. — Chodzi o Oliviera, tak? Co on ci zrobił, stokrotko? — pytał, a ja milczałam. 

Pomrugałam kilka razy, aby odgonić niechciane łzy i  zakryłam twarz włosami, tak, żeby jej nie widział. 

— Gdy będę wstanie ci o tym opowiedzieć, to obiecuję, że to zrobię — wyszeptałam. 

— Na pewno? — zapytał. 

— Na pewno — kiwnęłam głową na potwierdzenie swoich słów. 

I w tym momencie Martin zrobił coś, czego nigdy bym się nie spodziewałam. Chłopak przyciągnął mnie do siebie, zamykając w szczelnym, czułym uścisku. Położył swoją dłoń na moją głowę i delikatnie gładził nią moje włosy. Ta sytuacja stawiała nas w dobrym świetle, zwłaszcza wtedy, gdy udajemy parę.  

Pov. Martin 

Tuliłem ją do siebie i nie chciałem puszczać. Sam zdziwiłem się na ten ruch, jednak nie żałuję tego, co zrobiłem. Była taka drobna w moich ramionach. 

Jej słowa mnie przeraziły i zmartwiły. 
Tak bardzo bałem się co się wydarzyło między nimi. Jeśli skrzywdził ją w jakiś sposób, to zabije gnoja. Żaden facet nie ma prawa krzywdzić kobiety, a tym bardziej Vivien. 

Martwi mnie też jej zdrowie. Jest cały czas blada, schudła, wymiotuję, ma straszne cienie i worki pod oczami. I jeszcze to omdlenie. 

Boże, proszę, żeby to nie było nic poważnego. 

Pewnie jesteście zdziwieni, że się tak o nią martwię. Przecież jej nienawidzę. Prawda jest, jednak inna. Ja ją już nie darzę nienawiścią, a jakimś dziwnym uczuciem…troską, ciepłem, czułością i...miłością.

Jednak boję się, że ona nie czuję tego samego. Gdybym jej to powiedział, zapewne zrobiłbym z siebie głupka. 

Kocham, gdy się uśmiecha, gdy patrzy na mnie z tymi iskierkami w oczach, gdy się śmieje, gdy marszczy brwi, jak jest zdenerwowana. Gdy jej usta śmiesznie wyginają się w dzióbek, jak jest bardzo nad czymś skupiona i gdy po prostu jest przy mnie

Empire Of Power Where stories live. Discover now