27. "Biją cię w domu, ofiaro?"

759 31 9
                                    

Stokrotko — odezwał się nagle Martin. 

Odwróciłam wzrok od tablicy, na której były zapisane wzory matematyczne, z których nic nie kumam i popatrzyłam na chłopaka obok. Miał na sobie czarne jeansy, białą zwykłą koszulkę i siedział oparty o oparcie krzesła. Bawił się czarnym pierścionkiem, którego ma na środkowym palcu, lewej ręki. Jego żył, które były bardzo widoczne, uwydatniły się przez ruch na prawej dłoni.

— Co? — szepnęłam. 

— Kto ci to zrobił? — zapytał, wskazując na ogromnego siniaka na moim odsłoniętym ramieniu. Pierwszy raz go tu widzę. 

— Emm, nie mam pojęcia — odparłam, przyglądając się sińcowi. — Pewnie gdzieś się uderzyłam. Pierwszy raz go widzę — dodałam. 

— Na pewno? — dopytał. Przewróciłam oczami na jego dociekliwość. 

— Tak. 

Reszty lekcji się nie odzywał. Gdy zadzwonił dzwonek, spakowałam rzeczy do plecaka i wyszłam z klasy. Następną lekcją jest wf. Mam plan, żeby skłamać, że mam okres. Jestem jakaś osłabiona, a serce wali mi jak oszalałe. Wolę nie zemdleć podczas biegania. 

Weszłam do szatni i usiadłam na ławce, patrząc w ścianę. Wszystkie dziewczyny już były i właśnie się przybierały. Zwróciłam uwagę na Naomi, której koszulka zakrywała tylko piersi, a spodenki ledwo zakrywały tyłek. Jak ona wyjdzie w takim stroju, to pan Black zawału dostanie. 

— A co to za siniak? Biją cię w domu, ofiaro?  — zaśmiała się Naomi, patrząc na mój siniak, który nawet nie wiem skąd się wziął. 

— Tak, zgadłaś, kartoflu — powiedziałam sarkastycznie. 

Blondyna zrobiła się czerwona na twarzy, pewnie dlatego, że nie dałam się sprowokować. Usłyszałam śmiech kilku dziewczyn, z którymi się koleguję. Przez moment myślałam, że dym jej z uszu pójdzie. W końcu usłyszałam dzwonek i wyszłam z szatni, jako pierwsza, nie chcąc spędzić z nią ani minuty dłużej. Podeszłam do wufisty i powiedziałam mu, że nie ćwiczę. Mężczyzna kiwnął głową ze zrozumieniem i kazał mi usiąść na ławkę, co uczyniłam. 

Przyglądałam się im, jak ćwiczyli i zauważyłam, jak ten pustak wypina się na wprost Martina, który nie zwracał na nią w ogóle uwagi. Prychnęłam pod nosem na jej głupotę. Później grali w siatkę, na której przez przypadek dostała w łeb od Martina piłką. Cała czerwona upadła na ziemię, a grupa jej przydupasów podbiegła do niej, sprawdzając czy żyję. 

Spokojnie, przecież takiej żmii szlak nigdy nie trafi. 

Podniosły ją z podłogi i ruszyli zapewne do pielęgniarki. Popatrzyłam na Martina, śmiejąc się pod nosem, na co uśmiechnął się złośliwie. Nagle zrobiło mi się zimno, więc ubrałam bluzę z kapturem, pocierając ramiona. Przeniosłam wzrok na okno, za którym padał deszcz i zaczęłam myśleć o rzeczach, o których nawet nie warto wspominać. I chyba za bardzo się zamyśliłam, bo gdy się otrząsnęłam, koło mnie stał Martin, a na sali nie było nikogo oprócz nas. 

— Idziesz? — zapytał. Zauważyłam dopiero teraz, że jest już ubrany w wcześniejsze ciuchy. 

— Tak, tak — mruknęłam, wstając z ławki i ruszając razem z Martinem na korytarz.

Szliśmy spokojnie w ciszy, gdy nagle przed nami pojawiła się Naomi. Tak, kurwa, jakby wyrosła sobie z ziemi. 

— Hej, Marti — powiedziała tym swoim piskliwym głosikiem, że aż się skrzywiłam. 

— Co chcesz? — burknął, mocniej ściskając moją dłoń, która była spleciona z jego. 

— Czemu z nią chodzisz? Czy twoja dziewczyna pochwaliła ci się, że jest ofiarą przemocy? — zapytała, uśmiechając się złośliwie w moją stronę. 

Wywróciłam oczami na to. Ona myślała, że jak to powie to Martin przestanie się ze mną zadawać? On wie, że mam tylko Vinca i zna go lepiej niż moja była "przyjaciółka". 

— Tak, właśnie miałem dzwonić na policję i to zgłosić. Dzięki za przypomnienie — mruknął i wyciągnął telefon. 

Naomi uśmiechnęła się oczarowana na ostatnie zdanie, które wypowiedział.

Ona serio jest, aż tak głupia? 

— Dzień dobry, szpital psychiatryczny? — zapytał, "rozmawiając" przez telefon. Parsknęłam śmiechem na minę tej szmaty. — Są wolne miejsca? Świetnie! Mam koleżankę, która ma nierówno pod sufitem. Nazywa się Naomi Jones, kiedy mogłaby do was trafić? — odparł. 

Blondynka nie przyjęła się tym chyba za bardzo, bo gdy usłyszała, jak Martin nazywa ją swoją koleżanką, mało co się nie popłakała ze szczęścia. 

Czemu w tych czasach ludzie są tacy głupi? 

***
Informuję, że zmieniam przezwisko Martina na Vivien! Mało istotne, jednak chciałam, żebyście wiedzieli.
Tak, wiem. Jestem niezdycydowana haha


Empire Of Power Where stories live. Discover now