𓆩𐏑𐏑𓆪

110 7 4
                                    


°•✮•°


Owiała go jedwabista ciemność czarnego płaszcza jaki miał na sobie. Szedł długa ulica, rozglądając się zaciekawiony na wszystkie strony. W tej okolicy był pierwszy raz, zbliżał się do portu i plaży.

Już od dawna przestał kojarzyć gdzie się znajduje, słyszał tylko ciche fale uderzające o kamienie i pomruki karczm, w których nadal trwały biesiady. Był pewien, że w oddali słyszy krzyki bójki i śpiewy, jednak to było daleko przed nim. Teraz liczyła się chwila.

Szedł prosto przed siebie na pięknie oświetlonej uliczce. Domy z piaskowca chroniące ludzi przed wysokimi temperaturami oraz wyciągnięte sznurki na pranie które zostało zebrane kilkanascie godzin wcześniej. Mieszkańcy poszli już spać. Było po północy. Wooyoung znajdował się daleko od centrum miasta, a tu na obrzeżach klimat diametralnie się zmieniał. Dzielnice były bardziej ubogie, ale za to posiadały ekscytujący, morski klimat, zupełnie inny niż panujący w centrum.
Wokoło było wiele wysuszonej roślinności. Unosił się śmierdzący odór fekaliów oraz zatęchłej zgnilizny.

Schodził w dół, w głąb slamsów, w których ludzie żyją ja co dzień. Co jakiś czas musiał chować się przed maszerującymi strażami, którzy pilnowali porządku w tych rejonach lub opryszkami chowającymi się do nocy ze swoimi plugawymi, nielegalnymi biznesami.

Spostrzegł, że dwójka strażników idzie centralnie w jego stronę. Jeden z nich przystanął, namierzając go wzrokiem. Już chciał krzyczeć by Wooyoung zatrzymał się i pokazał swoje dokumenty, lecz ten trzmychnął skręcając w najbliższą ulicę.

Szedł szybkim coraz szybszym krokiem, aż nie dojrzał świecących się lamp i gromkich śmiechów w jednej z karczm dla pospólstwa. Wszedł w jego głowie widniał tylko cel zgubienia straży.

Przed wyjściem opatrzył ranę, która nie była głęboka. Na głowie miał kaptur, nie chcąc zostać rozpoznanym przez nikogo. Ubrał też szal, który zasłaniał połowę jego twarzy. Podszedł do lady i usiadł na jednym z krzeseł. Musiał przemyśleć co dalej.

Zaczął przyglądać się barmanowi, który nalewał właśnie piwa jednemu z klientów. W karczmie było bardzo tłoczno, huczno i wesoło, choć atmosfera stawała się napięta, gdy jeden z nieznajomych księciu mężczyzn zaczął ogrywać wszystkich w karty. Było po północy jednak wydawało się że pora nie dotyczy tego lokalu. Pijani klienci prosili do tańca kelnerki lub skąpo ubrane kurtyzany, które tej nocy miały ich zadowolić. Piękne dziewczyny śpiewały do hucznej muzyki, która grała w kącie wygrywana przez ulicznych grajkow. Śmiechy rozchodziły się po całym pomieszczeniu, gdy starzy znajomi spotkali się po latach rozłąki. Marynarze zjeżdżali się, do głównej karczmy, by odpocząć od długich rejsów po morzach i oceanach. Młody zaczął wpatrywać się w wejście sprawdzając, czy zwiadowcy nie przyszli za nim do lokalu. Nie zwrócił nawet uwagi, gdy podszedł do niego stary barman.

Był tłustym gościem, który ubrany w pobrudzony trunkami fartuch przechwalał się, jakim to przystojniakiem jest. Uśmiechał się wtedy, ukazując swoje krzywe zęby. Jeden z nich był złoty.

–Ej dzieciaku, zamawiasz coś?!– zapytał, a raczej przekrzykiwał huki rozpoczętej bójki, poddenerwowany, wycierając kufel o swój fartuch.

– nie, nie, ja podziękuję– zaczął szybko zaprzeczać Wooyoung, przykuł tym uwagę pewnego młodzieńca siedzącego na schodach prowadzących do pokoi gościnnych.

Woo myślał nad tym co robić dalej. Nie wiedział co się działo był w zbyt dużym szoku spowodowanym atakiem na jego życie. Po chwilowym rozmyślaniu postanowił pójść do swojego mistrza który za dziecka nauczał do sztuk walki. Tylko jemu mógł ufać.

Fairy Bones [woosan] ✓Where stories live. Discover now