𓆩ӾӾӾ𐏑𓆪

69 4 0
                                    

°•✮•°

Bezludna wyspa, 1533
Morze wschodnie

Słońce dopiero wschodziło znad horyzontu. Robiło się dużo jasnej, a było przed piątą, tego samego dnia, w którym piraci opuścili statek. Wyglądało na to ze nie było ich zaledwie dwie godziny. Niebo było różowe, a chmury powoli przemieszczały się na zachód.

Piraci wrócili na statek od wyroczni godzinę temu. Wszyscy nadal zestresowani chodzili w te i we w te odpowiadając na ciągle to nowe pytania Yeosanga czy Jongho. Chcieli wiedzieć każdy aspekt. Szczególnie Choi, mający za zadanie chronić księcia bał się, że coś mu się stało.
Nawet to, że książę wrócił cały i zdrowy zarzekając, że sam nie brał czynnego udziału, w żadnym rytuale nie wystarczyło.

Gdy kazano mu zostać na statku i pilnować własności piratów o mało nie wyzwał kapitana na kolejny pojedynek. Stałoby się tak gdyby nie interwencja Wooyounga, który ładnie poprosił (wydał rozkaz) swojego gwardzistę by został oraz przypilnował dobytku korsarzy.

- San? - spytał Wooyoung.

On i Choi opierali się o barierki balustrady na rufie statku. Byli padnięci i wyczerpani nowymi doznaniami oraz zmianą uniwersum przy powrocie do tego świata.

- tak?

- tak bardzo cieszę się, że ci się udało - mówił ochryple, nie patrząc na swojego rozmówcę - Tak bardzo bałem się, że nie dacie rady - starannie dobierał słowa - Że już nie wyciągniesz Seonghwy. Że coś wam się stanie...

- spokojnie. Jestem tu - San przybliżył się do księcia, by pokazać, że jest koło niego - Wszystko jest na swoim miejscu. Tak jak powinno być - zapewniał go.

- proszę, nie ryzykuj już...

- dobrze. Dobrze - zapewniał.

- ...bo ja nie wytrzymam kolejnego zawa-

Wooyoung nie dokończył, bo na swoich wargach poczuł te Sana. Miękkie i ciepłe jak jego dusza. Mające za zadanie ukazać, że przecież Sanowi nic nie jest, nic mu nie grozi. Wooyoung nie musi się martwić o niego, bo nic mu już nie grozi. Chciał, by lęk, który przejął księcia, opuścił go. Spięte mięśnie chłopaka zaczęły powoli rozluźniać się. Usta wyższego były delikatnie wilgotne, smakowały truskawkami, które San próbował u wyroczni. Choi powoli poruszał wargami, przez co Jung mruknął cicho z rozkoszy. Zaraz odsunął się speszony. San widząc, że chłopak się odsuwa, sam przybliżył twarz, ponownie łącząc ich usta z powrotem w pięknym akcie oddania. Powolnym, takim, by nie wystraszyć księcia. Mającym na celu wyjawić wszystkie dotąd skrywane uczucia. Obnażyć ich z tej niepewności. Gdy wreszcie odsunęli się od siebie, Jung zaśmiał się cicho:

- aha, czyli za dużo gadam? - nie zauważyli nawet, że niedaleko nich stał rozmarzony Yunho, który wszystko widział i w myślach powtarzał 'go bestie go'.

- trochę - szepnął - Zapytaj się, czy możemy to powtórzyć.

- czemu miałbym? - zarumienił się, prychając w rozbawieniu.

Wooyoung był tak zakochany. Jeszcze nigdy w nikim nie był tak zakochany.

- bo oboje tego chcemy.

- możemy to powtórzyć?

- jak sobie życzysz książę.

San chwycił księcia w swoje ramiona, przyciągając go do siebie. Powtórzył pocałunek tym razem bardziej intensywny i długotrwały. Rozkoszujący się wzajemnym istnieniem. Obnażający wewnętrzny wstyd by pozostawić po sobie smak niedosytu. Ich języki tańczyły, łącząc się i rozdzielając po to, by do siebie wrócić. Jakby znały tę drogę na pamięć. Jak gdyby to było ich przeznaczenie. Zostały stworzone, by razem się spotykać i odejść po to, by znowu się odnaleźć.

Fairy Bones [woosan] ✓Where stories live. Discover now