𓆩ӾꝞ𐏑𐏑𓆪

72 5 6
                                    

Opowieść Seonghwy pt.1

°•✮•°

Lasy Jeongsin, 1520 era Marzeń

Delikatne promyki słońca przemierzały leśną gęstwinę próbując przebić się przez wiele liści, blokującym im drogę do korzeni drzew i paproci. Niektórym się to udawało i takim sposobem pięknie okalały twarze bawiących się szkrabów. 

Trójka biegnących dzieci nie zatrzymywała się w pogoni za niebezpieczeństwem, skacząc i przeskakując po wyrastających korzeniach na wydeptanej drodze. 

Byli to chłopcy. Mieli na oko maksymalnie 10 lat, najmłodszy mógł mieć nawet 6. Byli ubrani w luźne flanelowe koszule z wyszywanymi na materiale ozdobami. Przydługie spodnie przeszkadzały jednemu z nich w szaleńczej pogoni. Ich serca dudniły w przestrachu podjętego wyzwania. 

Ominęli dwie krągłe kobiety noszące wiklinowe kosze z rybami złowionymi przed kilkoma godzinami w pobliskiej rzece. Były ubrane w długie suknie i białe fartuszki. Nie zwrócili uwagi, gdy te krzyczały za nimi, by uważali na siebie. 

– tedy!– rzucił któryś z chłopców, ciągnąc następnego, by zmienili obrany kurs i zamiast biegnąc na łąkę skręcili w mniejszą dróżkę prowadzącą do strumyka, w którym starsi mężczyźni łowili ryby. 

– to dobry pomysł?!– krzyczał najmłodszy chłopiec, któremu najtrudniej było dotrzymać tępa. 

– oczywiście! Tak byśmy wybiegli na polane, z wysokości pestką by było nas złapać! Tam nie ma drzew! Żadnej osłony!– oznajmił blondwłosy. 

– Seonghwa się nie pozbiera. Pewnie już nas zgubił!– mówił jak na razie pochłonięty biegiem najwyższy z uciekających. 

Byli w lesie i wkoło nich rozpościerały się wysokie brzozy oraz olchy. Wszędzie było zielono, łatwo można się zgubić, gdyby nie zmysł jednego z nich. Był on zmiennokształtnym wilkiem i wyczuwał zapach swojej watahy- on kierował dwójka pozostałych dzieciaków. 

Biegli ile sił w nogach, uznając, że gdy już dobiegną do celu Seonghwa będzie musiał przyznać, że przegrał i kupi im wszystkim dobre suszone mięso w nagrodę.

Nagle zza krzewu wyłonił się jasno-różowo-włosy chłopak.
Był średniego wzrostu i miał czarne niczym smoła oczy. Ubrany był w jasną flanelową koszulę z folklorystycznymi kwiatami wyszytymi na rękawach. W swoje ręce złapał najmłodszego uciekiniera, śmiejąc się wniebogłosy. Jego głos, choć nadal przed mutacją- dziecinny to wybrzmiewając z echem leśnych drzew zdawał się być przerażający na swój sposób.

Pozostała dwójka zaczęła piszczeć i krzyczeć w przerażeniu uciekając w popłochu w dwie różne strony. 

– zaraz was wszystkich złapie!– wykrzykiwał w uradowaniu mały Seonghwa. Spojrzał na najmłodszego złapanego uciekiniera– zaczekaj tu Sunwoo. 

Chłopiec zmienił się w małego jastrzębia, który poszybował w górę. Nie był już pisklęciem, ale dużo brakowało mu do przeistoczenia się w dorosłego osobnika. Przemykając sprawnie przez konary, leciał wprost na blondwłosego kolegę. 
W locie zmienił się w swoją ludzką postać, biegnąc w prosto na wyższego kilka centymetrów chłopaka. Rzucił się na niego, przyciskając do ziemi. 

– Seonghwa złaź ze mnie!– Park zaczął się śmiać do rozpuchu. 

– Niki wygrałem! Haha. Jestem najlepszy! 

– nie przechwalaj się tak– zepchnął starszego ze swoich pleców. 

– no dobrze, już dobrze– podał mu rękę wstając. 

Fairy Bones [woosan] ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz