𓆩ӾӾꝞ𐏑𓆪

71 4 0
                                    

°•✮•°

Morze wschodnie, 1533

W nocy rozpoczęto libacje nad libacjami. Wypłynęli z Rozein od razu gdy na statku pojawiła się cała załoga. Musieli uciekać za nim dopadną ich konsekwencje czynów. A jednak nikt z nich nie żałował, wręcz przeciwnie należało przecież świętować osiągnięcie celu. Niektórzy świętowali uwolnienie Yeosanga z cyrku Strictland, inni zabicie czarownicy, a ci ostatni ucieczkę przed śmiercią. Każdy musiał się napić, chociaż łyka, by dobrze spożytkować ukradzione w drodze powrotnej trunki. 

San stał za sterem, więc jako jedyny nie mógł skosztować płynu bogów. Yunho i Mingi jakoś nie narzekali na jednego kompana mniej, w końcu jednego mniej to więcej dla nich. Zresztą namawiali go, przecież to żaden problem spuścić kotwice i trochę się zabawić. Ale Choi i tak nie chciał. 

Tejże nocy nie miało być granic. Świętowanie nad świętowaniem. Pierwsza i najpewniej ostatnia taka noc, mogąc spodziewać się reakcji Seonghwy następnego dnia na półprzytomnych towarzyszy. 

Ale w tej chwili wszyscy (prócz Choia) siedzieli równo przy stole nad zapalona lampa naftowa, pili, jedli, palili i śmiali się do rozpuchu ze swoich przygód tego dnia. 

Mingi chciał dać wina Jongho, ale Wooyoung zagrodził mu drogę wspominając, że młody ma zaledwie 17 lat, więc pić mu jeszcze nie wolno. Jakby kogoś prócz niego to obchodziło. Piraci dalej próbowaliby namówić dzieciaka gdyby nie jego mordercze spojrzenie.

- czyli Yeosang... Jak ty się znalazłeś w gronie cyrku?

- mówiłem wam, że zostałem porwany. 

- masz, masz napój się -  mówił Mingi podając napełniony po brzegi alkoholem drewniany kubek. 

- ja... Podziękuję - mówił szybko Kang. Odstawiając kubek na bok. 

- podziękujesz, jak się napijesz - nalegał Song, znowu biorąc do ręki trunek i podając pod nos chłopca. 

- no napij się. Mingiemu odmówisz? - zagadał Yunho, popychając lekko w bok zmiennokształtnego. Nie określił jednak swojej siły. Yeosang prawie wypadł z ławy, na której siedział - nie bądź ciota! 

- dobrze, dobrze. Daj to, tylko spokojnie - mówił gdy Jeong ryknął mu do ucha. 

To był jego błąd. Bo zaraz gdy wypił kufel rumu, została mu dolana jeszcze połowa następnego.

- mamy nadzieję, że za klimatyzujesz się u nas - uśmiechał się Seonghwa trzymając w ramieniu Wooyounga.

- Na pewno nie będziesz trzymany w klatce - dodał kapitan, wydmuchując dymek z blanta.

- Hongjoong nie przypominają temu maluchowi o jego traumach. 

- ale ja przecież nic nie robię - Mingi nalał kolejny kubek tym razem wódki i podał go ukradkiem Yeosangowi. 

- a skąd pochodziłeś, za nim tam trafiłeś? - zapytał Yunho. Kang wziął chlusta palącego picie, a do jego oczu podeszły łzy. Zaczął się krztusić. Jongho gryzł miodowe ciastko, krusząc przy tym pod stół. 

- mieszkałem w małej mieścinie w lasach Jeongsin. Moja matka Jing Kang była zielarką i medyczką. Dzięki jej naukom wiem, co nieco o chorobach i jak im zapobiegać. A ojca nie miałem.

Fairy Bones [woosan] ✓Where stories live. Discover now