𓆩ӾӾ𐏑Ꝟ𓆪

63 4 0
                                    

°•✮•°

Od zakończenia występu minęła godzina.

Seonghwa siedział skulony na jakimś trawiastym wzgórku. Od kilkunastu minut próbował się uspokoić. To pierwszy raz kiedy spotkał jakiegoś zmiennokształtnego w świecie poza ukrywającymi się w lasach osadami.

Do tego ten chłopak był taki młody i delikatny. Jak ci ludzie mogą go przetrzymywać w takich warunkach. W klatce? Rannego? Wychudzonego?

Hongjoong chodził koło niego, nad czymś rozmyślając. Co jakiś czas charczał, wzdychał i drapał się po głowie. W końcu stanął, pochylił się nad Seonghwa, po czym złapał jego twarz w dłonie.

- chcesz go uratować? - spytał poważnie.

- tak- odpowiedział bez zastanowienia Seonghwa.

- dobrze- pokiwał głową - Mam plan.

- plan?

- tak... - Hongjoong zaczął się zastanawiać - Ten słodki zapach to... wyczuwałeś to prawda?

- tak, co to było? - zapytał zaciekawiony Park.

- wydaje mi się, że to helioxum - odparł zmartwiony kapitan.

- chcesz mi powiedzieć, że...

- ta trupa z Arlandii odurzała nie tylko widownię, ale i zmiennokształtnego lwa. Ten narkotyk działa manipulująco, gdy za długo w nim przebywasz stajesz się podwładny od osoby podawającej, to jak mieszanka czarów.

- dlatego ten chłopak wykonywał te wszystkie sztuczki - załamał się Park.

- właśnie dlatego.

- co teraz zrobimy?

- myślę, że musimy wrócić na statek, jeszcze w Wands zakupiłem parę magicznych specyfików, które powinny uratować nas, z właśnie takich sytuacji. Może znajdę jakiś lek hamujący działanie helioxum.

°•✮•°

Gdy przybyli na statek natknęli się na dyszących kompanów siedzących przy stole w jadłodajni. Byli cali we krwi. Seonghwa wchodząc do pomieszczenia, prawie dostał palpitacji serca. Wyglądali na zmęczony i brudnych. Spoglądali na siebie nie dowierzając, co się przed chwilą stało.

Chwilę temu wpadli zdyszani po uporczywym biegu przez całe miasto. Mieli nadzieję, że nikt nie był światkiem czynu, jakiego się dokonali. Zabicie staruszki podchodzi pod kilka brutalnych paragrafów nawet w Kaetalii.

Jongho pamiętał, że morderstwo obywatela-mieszczanina karane jest 50-latami wiezienia, a mogło nawet śmiercią. Za to obcokrajowca nawet 20.

Hongjoong wymiał piratów nie zwracając uwagi na ich stan, jednak Seonghwa na chwiejnych nogach podszedł do najbliższego krzesła, by usiąść i przyswoić obraz przyjaciół.

- spokojnie to nie nasza krew- Jongho wytarł wierzchnim rękawem ubioru sczerniałą plamę krwi na czole.

- Zabiłem czarownice! - wtrącił się Mingi uśmiechając się od ucha do ucha.

- ty co? - zapytał Park, czując zawroty głowy.

- no... Uratowałem nas! - uśmiechał się dumnie, wyciągając ręce przed siebie - tymi rekami.

Nagle do mesy wszedł Wooyoung ubrany jak kurtyzana na otwarcie burdelu. Zirytowany potykał się o czerwony materiał długiej sukni. W lewej ręce rozkładał, to składał kolorowy wachlarz. Za nim biegł uśmiechnięty od ucha do ucha San. Spojrzał przelotnie na kompanów, a potem wyszedł za księciem. Park położył się bardziej na siedzeniu. Wrócił wzrokiem do piratów. Jongho miał otwartą buzię z niedowierzania. Chyba powinien ruszyć za księciem. W co on się wpakował, jak go nie było?

Fairy Bones [woosan] ✓Where stories live. Discover now