𓆩Ꝟ𐏑𐏑𓆪

90 7 6
                                    

°•✮•°

Znajdowali się właśnie w karczmie, w której Seonghwa rzekomo widział pijącego Sana. Lecz po rozejrzeniu się w środowisku biesiadników nie zauważyli nikogo podobnego.

Choi San, jak został zauważony tak zmył się nie bacząc na konsekwencje. Już od paru dni trop urywał się w dziwnych i odległych od siebie lokalizacjach. Czasami był widziany na targu.

Inni po dogłębnej analizie opisywali, że zauważali go w porcie. Jakiś mężczyzna uznawał, że był świadkiem morderstwa, jakiego dopuścił się San na 4 marynarzach i małym dziecku.

Choi San od zawsze był dziwnym podopiecznym. Gdy inni mieli opór przed skrzywdzeniem wrogów, tak ten chłopak zabijał bez opamiętania. Zabić albo zostać zabitym.

Seonghwe często to obrzydzało jednak psychodeliczne upodobania Hongjoonga sprawiły, że ten, aż zapierał dech w piersiach, widząc przelewana krew z rąk młodszego.

Obaj piraci byli zmęczeni swoimi poszukiwaniami i nieudanymi poszlakami, które kończyły się fiaskiem. Największe zmęczenie odczuwał Seonghwa, na którym to spoczywał ten ciężar odnalezienia potrzebnego kamrata. Poza tym zdołowała go wiadomość o tym, że jego kapitan tak łatwo dał się zmanipulować i został okradziony z ich wspólnego dorobku.

A mieli coraz mniej czasu.

Jeszcze kilka dni wcześniej kowal, u którego wynajmowali pokój był zmuszony wyrzucić ich za nieopłacenie noclegu. Zadomowili się, więc w wielkim statku, który zaczął należeć do nich.

W karczmie było gorąco, parno i dosyć duszno, choć w środku wcale nie znajdowało się dużo osób. Była to pora po-obiadowa i większość osób wyszłaby przewietrzyć swoje cztery litery.

Hongjoong popijał piwo rozglądając się znudzony po siedzibie mieszczańskich kupców. Wziął do ust kolejny łyk rozkoszując się upragnionym smakiem chmielu. Położył głowę na stole. Nad nim latała bzycząca mucha, jednakże on, będąc upojony porą nie zwracał uwagi na małego robaka, co innego Seonghwa, który nie mógł długo wytrzymać w brudzie i syfie. Choć z reguły tam, gdzie pojawiał się kapitan, powstawał największy chlew. Dlatego też Park uznał, że nie będzie się denerwował i zaprzestał wchodzić do kajuty Honga niedługo po jego dołączeniu do załogi.

Oficjalnie Seonghwa był członkiem załogi Kima Hongjoong, aczkolwiek jego duszy kapitan nigdy nie posiadł.

Uwagę mężczyzny zwróciła wchodząca dwójka zakapturzonych jegomości. Ubrani byli na czarno, założone kaptury świadczyły, że najpewniej są tylko przelotnie, jednakoż stare brudne trzewiki, jakie posiadali wykluczały teorie bogatych podróżnych.

Seonghwa krząknął cicho, by zdobyć atencje swojego przywódcy. Ten spojrzał na niego gniewnie. Uniósł głowę, przyglądając się okolicznościom. Raptem, Kim podniósł się z siedzenia jak opatrzony. Dojrzał on dwóch wysokim mężczyzn, którzy w śmiechu zamawiali dla siebie trunki. Jeden z nich wyciągnął z kieszeni karty i zaczął je zgrabnie tasować.

– na razie siedź – rzekł różowo-włosy, pociągając sowjego przyjaciela do siebie. Joong tylko westchnął beznamiętnie.

Wpatrywali się w obraz przed sobą. Poszukiwani mężczyźni podeszli do wolnego stolika, siadając wygodnie. Wyższy z nich objął drugiego ramieniem, przyciągając jego głowę na swoją klatkę. Rozłożyli się jak panowie świata, zakładając nogę na nogę. Mingi, jeśli dobrze zapamiętał Hongjoong, zaczął palić blanta. Podano im piwo, które tak kochali. Ci hazardziści byli przygotowani na napływające bogactwo dzisiejszego dnia.

Niedługo po zajęciu swoich miejsc do młodych pogromców zaczęli dołączać starzy wyjadacze hazardu. Nie mieli z nimi szans, przecież ta dwójka miała szczęście całego świata.

Fairy Bones [woosan] ✓Donde viven las historias. Descúbrelo ahora