Czułe szturchnięcie w ramię powitało go z samego ranka, a chwilę później dotarł do niego cudownie słodki pomruk jego jedynej miłości. Jej głos poznałby wszędzie. Uśmiechnął się od razu, nasłuchując cichej prośby zielonej nimfy.
— Tak, Florentynko, wyjdę za ciebie... — odpowiedział jej, mając przed oczami ten wirtualny obraz.
Taka cudowna, taka gniewna i silna... — Jego miłość najpiękniejsza na świecie, która była w stanie skopać mu odwłok za każdym razem, kiedy się z nią widział. — Coś pięknego...
— Wstawaj, dzbanie. — Usłyszał po chwili jej syknięcie, a po sekundzie poczuł mocnego kopniaka w swoje żebra.
Zerwał się od razu do pozycji siedzącej, wracając szybko świadomością do świata żywych.
— Zasnęliśmy, Faunus, zasnęliśmy! — piszczała spanikowana, trącając przy tym puste kubki na podłodze.
I teraz do niego dotarło. Wstał gwałtownie na równe kopyta i spojrzał na godzinę w telefonie, dostrzegając, że za niecałą godzinę zaczynają się lekcję, a to znaczyło, że nie wrócił na noc do domu. On już nie żył.
— To wszystko twoja wina! — fuknął na nią szczerze zdenerwowany. — A mówiłem, że po mleku robię się senny, to nie! Gryzoń wiedział lepiej! Mówiłem, że więcej niż dwa, nie dam rady wypić, ale po co mnie słuchać!
— Mnie oskarżasz?! — zaczęła się od razu bronić, zszokowana. — Mówiłam ci, nie żryj tych rogali, ale kozia dupa nie chciała odpuścić, bo po co! Dobrze wiesz, że rogale zapija się gorącą czekoladą, więc nie zwalaj na mnie winy!
— Trzeba było nie iść po nie, to bym nie żarł!
— To trzeba było mi nie mówić, że nie żarłeś od siedmiu godzin, to bym nie szła!
— To trzeba było nie wyjmować tych kart, to bym wyszedł wcześniej!
— To było mi nie mówić, że twoja podzielność uwagi jest na tyle wspaniała, że możesz mnie uczyć historii, grając przy tym w karty!
Załamał dłonie na twarzy. — Nie. Wczorajszy wieczór, a raczej noc powinna iść w zapomnienie. — To się nie wydarzyło i obydwoje powinni o tym zapomnieć.
— Wszystko przez ciebie! — rzucił do niej na odchodne, nie zaszczycając jej nawet pożegnalnym spojrzeniem i w nerwach wyskoczył przez jej okno na dwór. — Zostaw mnie w spokoju!
— Chwila..!
Nie miał zamiaru jej nawet słuchać. Pognał od razu do swojego domu na rowerze, zakładając szybko kaptur na głowę, jak już kliknął w wisiorek. Pędząc niczym w świecie wirtualnym, modlił się do wszystkich możliwych bóstw, żeby Albert nie zdążył wejść do jego pokoju, aby sprawdzić czy już nie śpi. W życiu tak szybko na dwóch kółkach nie popylał, o mały włos nie zgubił okularów przez tą prędkość. Jeszcze tego mu brakowało, żeby każdy w mieście zobaczył, że ten menel w obskurnym dresie, to sam Forest Junior. Ledwie dwadzieścia minut zajęło mu dotarcie do posiadłości, pod którą zostawił rower. W dodatku musiał się włamać do własnego domu, przeskakując wysoką bramę, i to tak, żeby kamery go nie uchwyciły. — To się po prostu nie dzieje! Jakaś chora sytuacja, to jakieś szaleństwo! — Powtarzał w myślach, wskakując przez balkon do swojego pokoju i wstrzymał oddech przed największym ochrzanem, jaki kiedykolwiek miał w życiu.
— Alexander, musisz już wstać.
O święty Absolucie... — Chyba pierwszy raz w życiu miał takie szczęście. Odetchnął z ulgą, aż mu się w głowie zakręciło.
YOU ARE READING
Słoneczne Cienie
General FictionCo gdyby Piotruś Pan żył w prawdziwym świecie? A jakby zamiast Dzwoneczka był przy nim leśny chochlik, któremu bliżej do demona niż wróżki? A co byłoby gdyby Nibylandia istniałaby naprawdę, ale w świecie wirtualnym? A jeżeli zamiast Piotrusia Pana b...