Alex pomachał na pożegnanie do grupy tancerzy, po kolejnym udanym spektaklu. Radość nie opuszczała go nawet na moment. Gdyby Silvan nie był właśnie w jego słuchawce, to by zmarszczył na niego brwi.
— Co ty taki szczęśliwy, dzieciaku?
Chłopak uśmiechnął się nieznacznie do siebie. Zaczerpnął głęboki oddech jesiennego powietrza, którym cieszył się tak samo, jak dzisiejszym występem. A nie był to byle jaki występ, a pierwszy od lat spektakl, podczas którego nie odczuwał dyskomfortu.
Alex tańczył tak, jak gdyby tańczył sam, mimo obcego dotyku na swoim ciele. Dotykał ciał tancerek, przejeżdżał dłońmi według choreografii, a kiedy to one dotykały jego, to nie zbierało mu się na wymioty. Płuca nie zaciskały się, serce nie bolało, skóra nie parzyła, a ciężki oddech spowodowany był jedynie wysiłkiem.
To nie tak, że wszystkie tancerki dotykały go tam, gdzie nie chciał, czy patrzyły na niego z pożądaniem w oczach. Ale młody Forest w każdym ich ruchu, czy wzroku widział ukryte chęci i zamiary, nawet wtedy, kiedy ich tam nie było. W każdej dłoni na jego ramieniu, w każdym błyszczącym spojrzeniu, czy uśmiechu, jaki mu posyłały. Ostatnio przestał zwracać na to uwagę, mówił wprost, kiedy coś mu nie pasowało, a później zobaczył, że nie wszystkie osoby ma wobec niego ukryte cele.
Chociaż przestał odczuwać to, co czuł jeszcze parę miesięcy temu, to zawsze musiał czuć choćby najmniejszy dyskomfort związany z obcym dotykiem. Dzisiaj jednak pierwszy raz nie poczuł nic więcej, poza wysiłkiem, przyjemną adrenaliną i endorfinami spowodowanymi tańcem. Z radością odpowiadał swoim uśmiechem na uśmiechy innych. Bez strachu dotykał i przyjmował cudzy dotyk, wiedząc doskonale, że to tylko choreografia, nic więcej. Czuł dokładnie to, co odczuwał zanim brudna drzazga nie utknęła w jego nastoletnim sercu.
— Przecież wiesz — westchnął spokojnie, podskakując na schodach budynku. — Masz dostęp do moich emocji.
— No dobra — zgodził się Silvan. — Ale aż tak cię to cieszy?
— Aż tak — Przeciągnął się zrelaksowany całym ciałem. — To było niesamowite uczucie.
Miał ochotę skakać z radości, choć przecież wiedział, że to dziecinnie głupie. Ale nikt nie rozumiał, co Alex przeżywał na co dzień i jak wiele wysiłku kosztowało go nakładanie maski, którą sam musiał za każdym razem malować swym bólem. A tymczasem wszedł do oczekującej na niego taksówki i spojrzał od razu na Alberta, który siedział z nosem w laptopie, nie zaszczycając go nawet jednym martwym spojrzeniem,
— Zły dzień? — zagadnął młody Forest, próbując ponownie tego dnia rozpocząć z nim rozmowę.
— Ja nie mam złych dni. — odpowiedział upiór w garniturze, klikając raz po raz długimi palcami w klawiaturę.
Alex westchnął pod nosem ze wzrokiem skierowanym na jesienny obraz za oknem samochodu. Miał tak dobry humor, że chciał go z kimś dzielić, ale kamerdyner nie wykazywał żadnych chęci rozmowy. Ponownie powłóczył po mężczyźnie znudzonym spojrzeniem.
— Dużo pracy? — spróbował ponownie.
— Tyle, co zawsze.
Wypuścił powietrze z płuc, zrezygnowany. Wrócił do domu w głuchej ciszy, która jak zwykle wydrążała dziurę w jego kasztanowej głowie.
— Weź, dzieciaku, bo mi widok psujesz. — Skrzywił się zdegustowany Silvan na Alexandra, który właśnie wyszedł z łazienki po kąpieli w samym tylko ręczniku przewiązanym w pasie.
— Uważasz, że źle wyglądam? — zapytał szczerze nastolatek, z uwagą oglądając się od góry do dołu.
— Ty to lubisz mnie prowokować.
CITEȘTI
Słoneczne Cienie
Ficțiune generalăCo gdyby Piotruś Pan żył w prawdziwym świecie? A jakby zamiast Dzwoneczka był przy nim leśny chochlik, któremu bliżej do demona niż wróżki? A co byłoby gdyby Nibylandia istniałaby naprawdę, ale w świecie wirtualnym? A jeżeli zamiast Piotrusia Pana b...